Moja ukochana piosenka. Uwielbiam ją.
- Ja w ogóle nie rozumiem facetów- zaśmiała się Lisa. Zrobiła mi
niespodziankę i postanowiła mnie odwiedzić. Nie żebym się nie cieszył, jestem
bardzo szczęśliwy, ale to takie pierwsze spotkanie ' we
Dwoje' od tygodnia.
Spacerowaliśmy po Neverlandzie korzystając
z pięknej pogody. Spojrzałem na nią, z uśmiechem. Nawet ona nie zdaje sobie
sprawy jak mnie uszczęśliwia. Przy Lisie nie muszę nikogo udawać. Jestem sobą a
ona to akceptuje.
Wyglądała dziś przepięknie. Ubrana w białą koszulę, oraz czarne dżinsy,
( pomimo iż niby taki zwyczajny strój wyglądała bardzo przepięknie) na nogach
miała czarne koturny, co dodawało jej kilka centymetrów wzrostu, ale i tak
byłem od niej wyższy. Jej brązowe teraz włosy opadały na ramiona falując się
delikatnie. - Mówi się, że to wy faceci jesteście tak prości do zrozumienia. A
to kłamstwo!
- Co ja mam powiedzieć? Nigdy nie zakumkam
myślenia kobiet..To czarna magia.
Zachichotała. Wyglądała przepięknie z
uśmiechem na ustach.
- Więc mamy podobne problemy.
- Więc może zrobimy tak, że ja pomogę ci zrozumieć,
facetów, a ty mi kobiety.
- Długa droga w takim razie przed tobą.
- Dzięki... Jestem bardzo zdolny.. Dasz
rade mnie coś nauczyć. Nie załamuj się- dałem jej sójkę w bok.
- Co się stało, z Michaelem, który pod
koniec wieczoru u Bretta zachowywał się jak macho?
- Znów mam nim być?- Spytałem z uśmiechem.
Wzruszyła ramionami.
- Dlaczego tak się zachowywałeś?- Spytała.
Westchnąłem- Zapowiada się długaaaa wypowiedź.
- Chciałem cie poderwać.
- No, no słuch...OCH- spaliła buraka.
Przygryzłem wargę- Rozgadałeś się na serio. Książka by z tego wyszła. Tamten
Michael był nawet...Interesujący i...
- Mam cie podrywać?- Zatrzymałem się i
popatrzyłem na nią unosząc jedna brew do góry.
- Czy chce by Michael Jackson mnie
podrywał...Hymn- przygryzła wargę, na co speszyłem się odwracając głowę i
patrząc w bok, po czym znów na nią spojrzałem- Brzmi doprawdy kusząco.
- W takim razie nie odpędzisz się ode mnie
kwiatuszku- puściłem jej oczko siadając w altance.
- Zmieniłeś się.
- Szybka jesteś. Mam trzydzieści cztery...
No niemal pięć lat.
- Nie o to chodzi- przewróciłem oczami, i
oparłem się o siedzenie ławki.- Wiesz, co w tobie uwielbiam tak bardzo mocno?
- Że jestem taki seksowny, ze nie umiesz
spać po nocach?- Wypaliłem za nim ugryzłem się w ten durny jęzor. Poczułem jak
pieką mnie policzki. Spuściłem głowę, przygryzając wargę. Lisa zaśmiała się.
Złapała kciukiem moją brodę i podniosła moja głowę tak, abym na nią patrzył.
Znów przygryzłem wargę.
- Że nikogo nie udajesz... Jesteś sobą... To
jest w tobie niezwykłe...Kasa nie uderzyła ci do głowy.
- Media myślą inaczej.
- Pieprzyć ich- zaśmiałem się- Ważne jest
co uważają fani i twoi bliscy... Jakim cudem ten facet, który teraz się
zawstydza... śpiewa przed takimi milionami?
- Scena jest dla mnie domem- odparłem zgodnie z prawdą.
- Scena jest dla mnie domem- odparłem zgodnie z prawdą.
- Jakbym słyszała mojego ojca- Uśmiechnęła
się nieśmiało, po czym pogłaskała mnie po policzku- Ciekawe jakby teraz na
ciebie zareagował?- Wzruszyłem ramionami.
- Śmiałby się..Chciał zawsze nas ' połączyć'
na odwrót z twoją matką- spuściłem głową.
Westchnęła zakładając nogę na nogę.
- Taka już jest. Jej nie da się zmienić-
oświadczyła smutno- A wracając do tego, co w tobie lubię a co nie... Twój
seksowny tyłeczek też- przygryzłem wargę, uśmiechając się szatańsko.- Co to za
uśmiech?- Wzruszyłem ramionami.- Słodki jesteś.
- Ty też...Słodka, prześliczna- teraz to
ona się zaczerwieniła.- To, o czym chciałaś rozmawiać, ze mną wróbelku?
- babskie sprawy.
Zatrzepotałem rzęsami.
- Zamieniam się w słuch. To, o czym
będziemy gadać? Tyłku Axl'a?
= O tyłku Jacksona...Przyjaciółeczko...Ma
miliona razy seksowniejszy tyłeczek... A gdy się na niego patrzy przychodzi
kilka miłych myśli do głowy.
Przygryzłem wargę i stłumiłem w sobie
chichot.
- E tam... Są lepsze tyłki.
- Np.?
' Czas na zmianę tematu'
- Mam smaka na ciastka- zaśmiała się.
- Niezła zmiana tematu...Normalnie baba w
ciąży.
- Ja?
- Nie ten obok?
- O chodzi ci o kermita?... Stary, czemu
mi nic nie powiedziałeś... No muszę przyznać...Ostatnio stał się strasznie
marudny- Lisa zakryła twarz dłonią, załamując się.
- Nie wiem, co bierzesz...Ale skończ z tym.
- Powiem ci...Ale to sekret...Chodź...Przybliż
się- wykonała moje polecenie- ćpam powietrze.- Ale cicho.
Lisa przyłożyła palec do ust, po czym
udawała, ze zamyka je na kłódkę.
- No..Poproszę kluczyk...Wolę być pewny,
ze nikomu tego nie powiesz..- Oświadczyłem- Oddychaj noskiem- dodałem. Zrobiła
naburmuszona minę- Żartuje.
Lisa uśmiechnęła się sztucznie i spuścił
głowę- Księżniczko, co jest?
- Nic.
- Tak nagle zamilkłaś.
- Słucham twojego anielskiego głosu.
- Yhm a ja jestem Tina Turner.
- O matko. Jestem pani psychofanką. Kocham
panią- wykrzyknęła a ja zarechotałem- próbuje nawet śpiewać jak pani. Jest pani
niezwykła.
- Och dziecko kochane, nie zawstydzaj tak
starej kobiety jak ja... Teraz na serio mów.
- Nie chce cię załamywać.
- Przyjmę to na klatę... No mów...Jak się
wygadasz będzie ci lepiej.
- Mam dość tego, ze wszyscy porównują mnie do mojego ojca. Mówią
bądź jak ona. Rób wszystko tak jak on. Nie pozwalają mi być sobą. Nie mogę być
Lisą. Kocham mojego ojca i jestem dumna z niego, ale nie chce być taka sama.
Chce mieć własny styl... A media...Paparazzi ciągle wymyślają plotki...że niby się
go wstydzę i... Ja go kocham najmocniej na świecie, ale ile można..Ja..- Spuściła
wzrok, a po jej policzku spłynęła łza.
Przybliżyłem się do niej i wyszeptałam:
- Nie płacz- wytarłem jej łzy- Nie opłaca
się przez nich płakać. Są głupcami jak chcą zrobić z ciebie drugiego Elvisa, bo
ta prawdziwa Lisa, która teraz koło mnie siedzi jest niezwykła..
Zaśmiał się.
- Dlaczego wszyscy chcą bym była jak on?
Czemu nie mogę być sobą?..Czemu wymyślają te wstrętne plotki, ze się go wstydzę?
- Wiesz robią to tylko i wyłącznie dla
tego by zdobyć jak najwięcej kasy. Nie mogą zrobić skandalu, więc ubarwiają
rzeczywistość. Wiem, co mówię jestem o wiele od ciebie starszy i wiem, do czego
oni są zdolni...I..
- Dziesięć lat...Phii też mi dużo- machnąłem
ręką.
- To dość trochę jakbyś nie zważyła. Jestem
tym zawodzie od dziecka i wiem, jacy oni potrafią być irytujący i powiem
ci, ze byłem taki jak ty na początku... Jeszcze za czasów Bad... Pamiętam, ze
jak zobaczyłem, jaką kolwiek plotkę przejmowałem się tym strasznie, ale nic nie
robiłem z tym faktem. Owszem boli mnie to, co wypisują. To okrutne, ale
nie powiem gdzie ich mam. Moi fani wiedza jak jest. Wierzą mi, a media niech
się jebią.. Te pieprzone hieny zawsze znajdą jakiś temat do nowej sensacji. Nie
zapytają ciebie o zdanie...Dla nich ważne jest tylko jak dobrze sprzeda się
dany magazyn.
- Im lepsza plotka tym lepiej się to
sprzedaje.
- dokładnie, dlatego pieprz ich. Nie
słuchaj ich rozumiesz. Bądź sobą. Tą Lisą, jaka jesteś. Nie udawaj nikogo. Mają
pokochać cię taką, jaką jesteś... A media nawet jakbyś byłą zakonnicą znaleźliby
temat do plotki- zachichotała.- Nie żartuje..Pamiętam...Nikt... A w
szczególności oni nie mają prawa...Nikt nie ma prawa kazać ci być kimś, kim nie
jesteś. NIKT. To ty decydujesz, jaka będziesz. A oni muszę cie zaakceptować.
Czy im się podoba czy nie. I nigdy więcej nie waż się przez nich płakać, bo się
nie opłaca... żaden facet, media czy kto kolwiek nie jest wart twoich łez
Liso... Bo każdy jest wyjątkowy...Ty też jesteś...I nie zapominaj o tym i się
nie poddawaj... A oni niech spadają na drzewo kokosy pompować- Lisa wybuchła
śmiechem.
- Jesteś niezwykły.
- Mówię fakty.
- taki aniołek a przeklina...no no..
- Wiesz jakoś aureolka musi się trzymać
nie?- z uśmiechem pokiwała głową- I Lise mówię ci z mojego doświadczenia. Tez
mi rozkazywali. Kazali mi być kimś innym. Gdy pracowaliśmy w Motown nie miałem
nic do powiedzenia... Raz nawet jak chciałem wyjść na koncert to chciałem ubrać
kapelusz, w którym byłem sfotografowany na okładce Got To There... Zabronili mi
a ja, jako dziecko nie miałem nic do gadania...Tak było juz od dziecka... Byłem
miły i jak skończyłem? Jako popapraniec, dziwadło z tysiącem operacji
plastycznych, debilu, który się wybiela do tego geju... Mówię ci jakbym się wszystkim
przejmował...To bym skończył u psychiatry.
- Też fakt...Jak ty to wytrzymujesz?
- Czemu ja mam tak nadawać...To ty zacznij
mówić a nie ja..
- Lubię cię słuchać? To coś złego?- Wzruszyłem
ramionami.- Tęskniłam za tobą- wyszeptała wtulając się we mnie. Pogłaskałem ja
po włosach.
Usłyszałem jak płacze.
- Lise nie płacz- szepnąłem. Wytarłem łzy
z jej policzka i pocałowałem ja w czoło.- Nie opłaca się księżniczko.
- Dziękuje, ze przy mnie jesteś-
oświadczyła. Spletliśmy ze sobą palce w ręce.
- Wracajmy- skinęła, głową wstaliśmy, po
czym ruszyliśmy w drogę powrotną.
***
Wraz z Lisą siedzieliśmy
jadalni przy obiedzie. Pani Kowalsa( moja gosposia) pochodziła z Polski,
lecz świetnie rozumiała język, i od czterech lat mieszka w Ameryce. A od trzech
lat jest u mnie gosposią.
- Nie wiem, kto to
wszystko zje- oświadczyła Lisa patrząc na stół z potrawami.
- Damy rade.
- Ta a potem nie
staniemy z kanapy.
- Bardzo
możliwe...Chociaż nie będę się nudził...
- Gdzie Mac?
- Wraca dopiero
jutro... A Jordan naprawia swoje relacje z tatą.
- Pan psycholog-
dała mi sójkę w bok.- Wiesz Mike, jesteś taki...Jakiego sobie wyobrażałam w dzieciństwie?,
- To znaczy?
- Mądry, nieznośny,
zabawny, irytujący...
- Dobra, dobra... Ważne,
że ty jesteś wkurzająca.
- ja?
- Nie ta obok..
- Co ja?- Do
jadalni weszła Oliwia, ( bo tak się nazywała). Lisa wybuchła śmiechem, a ja pokręciłem
głową.
- Niebiosa są
przeciwko mnie.
- Nastawiałam ich.
_ ty, ty- pomachałem
jej palcem przed twarzą wybuchła śmiechem, po czym spojrzała na Oliwię, która
bardzo uważnie się nam przyglądała.
- Bardzo się lubicie,
co?
' No nie...Zaraz
się zacznie'
- Tak.
- Widać, ze się lubicie- uśmiechnęła się chytrze.
- Oli, na słówko.
- I widzisz Liso
teraz to dziecko kochane będzie mi prawic morały, że niby go zawstydzam.
- Bo to prawda!- Wykrzyknąłem.
- Z rumieńcami ci
do twarzy.
- Kobiety...Wiesz,
co...Nie wiem czy nie zrezygnować z nauki ich poznania.
- Ha. Kobiety
nigdy nie poznasz... Możesz mieć sto lat doświadczenia, ale i tak nie da ci to
przewagi nad kobietą.
- Matrix- Lisa dźgnęła
mnie łokciem- No, co? Niezniszczalne jesteście.
- Facet z nami nie
ma szans..Jesteśmy silniejsze.
- Ta, ale chyba
nie w każdej sytuacji- uśmiechnąłem się pod nosem. Lisa musiała się domyśleć, z
resztą pani Oliwia też, bo wykrzyknęła:
- Dziecko kochane
ci tylko współżycie w głowie. Są ważniejsze sprawy niż tylko robienie tego w
sypialni... Zacznij Myślec o czymś innym a nie... faceci...Zwykli napaleńcy-
Lisa wybuchła śmiechem, a ja spuściłem głowę zawstydzony-, Że nie masz
wstydu...Gadać o takim czymś przy babach. Oj ja sobie pogadam z panem
Jermainem..Oj pogadam...Czego on cię uczył w tym dzieciństwie?..To karygodne.- Przygryzłem
wargę.
- Wcale nie myślę tylko
o jednym.
- Ta...Ja dobrze
znam ten uśmiech...Widzisz Lisa...Co z nim mam?
- To ona chciała
mi się dobrać do bokserek!- Wykrzyknąłem wskazując na Lisę.
- matko Boska
przed ślubem? Co się porobiło z tym światem?..Boże...pomóż...Niech weźmie ich
oświecenie.
- Raczej za późno.
- Wolisz
oświecenie czy oberwać z szmatki w ten chudy tyłek?- Spytała.
- Bogowie...Oświećcie
mnie.
- Wyślemy Michaela
do zakonu.
- Nie!
- Jak się
oburzył... A no tak facet podczas celibatu jest strasznie nieznośny...Masakra-
Lisa śmiała się jak głupia, a ja siedziałem załamany patrząc w talerz.
- Taki grzeczny
chłopiec a tylko o seksie myśli- dodała i wyszła, a my z Lisą wybuchliśmy
śmiechem.
- Widzę, ze
Oliwia...
- Tak...
- A i przy
okazji...Pani Shields zostawiła ostatnio stanik proszę to jej przekazać- Lisa
położyła się na stole wyjąc ze śmiechu.
- Michael ty taki
kasanowa jesteś.
- Co za
baba...Oliwia od siedmiu boleści.
- Zaraz będzie cię
boleć tyłek- wykrzyknęła z kuchni.
- Pogadam z twoim Mężem...Może
on mi powie..
- Dogadacie się...
Sam siedzi w celibacie.
- Ja mu
współczuje- oświadczyłem kręcąc głową.
- Wiesz, ze
wyobrażam sobie ciebie, jako zakonnika- wysłałem Lisie oburzone spojrzenie- No,
co?
- Chcesz, żeby przybyło zakonnic, jak moje fanki się dowiedzą...
- Przez ciebie
będą grzeszyć..Ty...
- I ja miałbym być
zakonnikiem.
- Weź trochę
przytuj..A nie taki seksowny facet i jak tu się skupić.
- I kto nie ma
innych myśli od..
- Od- do salonu wróciła
Oliwia. Terminator.
- Co za matrix...Dalej
będziesz mi mówić, jaki jestem niewychowany, bo myślę o..
- Nie przyniosłam
herbaty dla Pani Presley... A ty wciąż o tym...Matko boska.
- Wiecie, co
pogadajcie sobie..- Wstałem od stołu.
- A ty, dokąd?
- Muszę się dotlenić,
bo mój rozum się załamał.
- I tak ci nie
pomoże!
- Ty...Lisa...Pilnuj
się.
- Dobrze Misiu-
słysząc jak się do mnie zwróciła poczułem jak pieką mnie policzki. Przygryzłem wargę,
po czym udałem się na taras. Oparłem się o balustradę wypuszczając powietrze...Baby...Ich
człowiek nie zrozumie...
***
Wraz z Jordanem
byliśmy na rozdaniu nagród Awards, w Monte Carlo. Uśmiechnąłem się do siebie,
gdy zaczął śpiewać mój ukochany zespół Boyz II Man.
Nie wytrzymałem i zacząłem nucić pod nosem. Jordan spojrzał na mnie, uśmiechnął
się, po czym tak jak ja zaczął śpiewać.
Porwała nas,
Muzyka, ale jak to my nie umieliśmy się zachowywać i cały czas chichotaliśmy.
- Są świetni-
wyszeptał mi na ucho Jordan.
- Zgadzam się...Są
zaje...
- Biści- dodał wybuchając
śmiechem.
- Też kiedyś będę
tak śpiewał- dodał.
- Ta jasne..- Walnął
mnie łokciem oczywiście delikatnie.
Po kilku występach przyszedł czas na rozdanie nagród. Starałem się
uspokoić, ale przez tą małpę Jordana mi to nie wychodziło.
- Przymknij ryjek.
- Michael Jackson,
Michael Jackson, Michael Jackson, Michael Jackson.
- Zmień płytę.
- Apple Head,
Apple Head, Apple Head...- Wyszczerzył się- Założę się, ze zaraz wyciągnie tą
całą kopertę i będzie..
- Cicho bądź-
wyszeptałem czując na sobie wzrok nikogo innego jak Tiny Turner.- Zaraz będzie wiadomo,
kto wyjdzie.
- założę się o
fantę, ze ty.
- World Music
Awards...Dostaje...Michael Jackson- popatrzyłem na Jordana, który uśmiechnął
się dumnie. Wstałem, po czym wszedłem na scenę. Dostałem statuetkę. Przygryzłem
wargę podchodząc do mikrofonu.
- Em...
- Michael kochamy
cię!- Wykrzykiwali fani.
Zaśmiałem się.
- Też waż
kocham...
Po niecałej
godzinie byliśmy w hotelu. Oczywiście skończyło się to nawalaniem z poduszek.
- Przegrasz!- Wykrzyknąłem.
- Zapomnij
mistrzu!
Usiadłem na łóżku,
usiadł obok mnie podjadając żelki.
- Co to był za
dzień?
- Szalony...O mały
nie spóźniliśmy się na rozdania- zachichotaliśmy.- I następnym razem siedź
cicho.
- A jeśli lubię gadać?
- To weź se coś na
uspokojenie.
- Mistrzu...Ja ci
dam- walnął mnie z poduszki- A jak z Lisą.
- A jak ma być?
Oliwia ostatnio dała..
- Ci opieprz, bo
myślisz o...Wiem mówiła mi- pokręciłem głową, biorąc dwa żelki do ust.-
Uwielbiam ją.
- To szalona baba.
- Idealnie
wpasowała się do Neverlandu.
- No właśnie, jak
przyjedziemy będziemy ścigać się gokartami...
- Niech będzie. I
pooglądamy gwiezdne wojny.
- Niech moc będzie
z tobą mistrzu...
- Mistrzu
Yoda...Ty żyjesz!- Walnął mnie z poduszki- No, co?
- ja ci dam
Yoda... - Wstał i otworzył drzwi wychodząc na korytarz- Ma ktoś miotłę na
zbyciu chce dać Jacksonowi w tyłek.
- Ej...Jordan-
wybiegłem za nim. Zamknąłem drzwi, po czym do niego podszedłem.- Robimy sobie spacerek?
- Może kogoś
wyrwiemy... A zapominałem ty masz mężatkę na oku.
- Cicho bądź-
dałem mu sójkę w bok. Włączyliśmy guzik windy i czekaliśmy na nią. Po chwili
przyjechała, a my zastaliśmy w windzie zakochaną parę, która... No dość
namiętnie się całowała. Chciało mi się śmiać. Ale jakoś się powstrzymałem,
natomiast Jordan... Nie wytrzymał. Para odskoczyła od siebie patrząc na nas.
- To Michael
Jackson- wykrzyknełą dziewczyna- Kocham cię- podeszła do mnie i nagle
zapomniała o jej ukochanym- Dałbyś mi autograf.
- Masz coś do...- Wyciagneła
z torebki długopis i mi go podała.- Gdzie?
- Na koszulce...
- Okej- podpisałem
się jej na koszulce, po czym wraz z Jordanem wsiedliśmy do windy. Zjechaliśmy
na parter. Wyszliśmy z windy, a gdy skręciliśmy za rogiem wybuchliśmy
śmiechem.
- Myślałem, ze
będzie chciała podpis na staniku.
- Tez tak
myślałem.
- Jak myślisz
cało..
- Zamknij się...O
czym ty myślisz do cholery.
- Mam trzynaście
lat.
- Ja w takim
wieku...
- już dawno
widziałeś naga dziewczynę...Przez tatuśka- wzruszyłem ramionami.
- To nie są za
dobre wspomnienia.
- Nie dziwię
się... Nie rozumiem twojego ojca.
- Też go nie
rozumiem, ale mu wybaczam.
- Ja bym nie
umiał.
- No właśnie, a
jak z kontaktami z Evanem?
- Weź przestań...Dwa
dni spokoju a potem... Nie umiem się z nim dogadać...
- Dogadacie się...Nie
martw się...
- Dzięki mistrzu.
- Proszę Yodo...Też
cie lubię,
- Jackson.
- Co Chandler?
- jesteśmy
nienormalni.
- Teraz to
odkryłeś wow...
Kilka godzin
później wróciliśmy na nasze piętro gdyż ochroniarze nieźle się wkurzyli.
- Widzimy się na
śniadaniu mistrzu,.
- Żegnam-
oświadczyłem.- Chce mi się spać..Do widzenia.
- Ej...Gadajmy
przez telefon.
- idź spać... Dobranoc
- Dobranoc- każdy
z nas wszedł do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi i rzuciłem się na łóżku.
Usłyszałem dzwonek telefonu. Wziąłem go ręki i rzuciłem:
- Halooo.
- Cześć Mike.
- Jordan idź
spać!
- Sam idź spać!
- Przeszkadzasz mi
w tym.
- Oj no za chwile
pójdę spać... O której jest jutro śniadanie.
- Dla ciebie nic
nie zostanie... zjem wszystko ha ha ha.
- Ogarnij się...Czajniczek
ci się przegrzał.
- To po tej
gorącej scenie w windzie- wybuchł śmiechem, po czym dodał:
- Dobra zadzowonie
jeszcze szybko do rodziców... żegnam.
- Żegnam-
odłożyłem słuchawkę, po czym wstałem i udałem się do łazienki.
Brałem właśnie
prysznic, gdy usłyszałem dźwięk telefonu. Warknąłem pod nosem. Przepasałem się ręcznikiem,
po czym wróciłem do sypialni i odebrałem telefon.
- Jordan zamorduje
cię
Usłyszałem
chichot.
- Nie wiedziałam,
ze nazywam się Jordan- dzwoniła Lisa. Walnąłem się ręką w czoło.
- Przepraszam
myślałem, że to ta pokraka.
- Hej nic się nie
stało...Oglądałam rozdania Awards.
- I...
- Czy ty i Jordan
nie umiecie grzecznie usiedzieć przez pięć minut.
- Nie- zachichotała.
- Nudno tu bez
ciebie.
- Jutro po
piętnastej mam samolot.
- Wiem, ze
będziesz zmęczony, ale...
- Widzę cię u mnie
o dwudziestej.
- Czyżbyś mi coś
proponował?
- Przyjacielską
kolację...
- W takim razie
będę... A jak mam się ubrać...
- Jak zechcesz w
wszystkim wyglądasz pięknie.
- Nie flirtuj...
- No właśnie
pozdrów Dannnego... Ostatnio..Gdy dzwoniłem do ciebie odebrał i..
- wiem-
westchnęła- Przepraszam za niego Mickey.
- nic się nie
stało...
- No to...Nie
przeszkadzam ci...Do jutra.
- Do jutra....
Hej :)
I Jak? Podobała
wam się kolejna notka?
Szczerze pisałem
ja w nocy i przysnęło mi się przy biurku... Wenę dostałem po przeczytaniu
komentarza Alex... Ja nie wiedziałem, ze mam fanki a co dopiero, psychofanki,
które próbują dobrać mi się do bokserek:)
Rozwalasz mój
system... Na prawdę. A i chciałbym cie przeprosić, że nie odpisuje, w
najbliższym czasie odpisze, wrzucę jeszcze notki, a później mam cały dzień
zajęty. Nie ma to jak Sice dowiedzieć, że twój brat bierze ślub...Tylko szkoda,
ze dowiedziałem się, jako ostatni. Rodziom powiedział jak byłem w szpitalu a mi
dziś mama się przez przypadek wygadała...Więc... Nie wiem jak to będzie...Szkoła...
Te całe przygotowania... Będzie się działo...Moja matka chce wcisnąć mnie w
garnitur...No nieźle...
Co do mojej
siostry napisała samodzielnie notkę jakoś w tym tygodni postara się dodać.
No, więc jeszcze
raz przepraszam, ze nie odpisuje, mam nadzieję, ze mi wybaczycie... Będę starał
się zaglądać częściej na skrzynkę mailową, ( bo fanki dobijają się do mnie
drzwiami i oknami...) Ten tekst rozwalił mój system...Poprawiłaś mi humor...
Gdyby nie ty nie
wiem czy napisałbym cokolwiek...( Bo dobrze, że dobrałem się do Lisy i
Michaela) a i przy okazji... Już tak nie umiesz się doczekać sceny
łóżkowej?
' Okay,
rozumiem, że dopiero w siódmym będziemy zaczytywać się w erotycznych
onomatopejach. Dobra, jakoś wytrzymam, XDD.' Twoje słowa... I wcale nie uznałem
cię za wariatkę...Przestań... Poprawiłaś mi humor...Po tym, co się dzieje,
bo...Szczerze nie mam ochoty na nic...Z resztą.
Kolejna notka
będzie też z perspektywy Lisy.
Przepraszam za
błędy
Pozdrawiam
Mike ( Zdechlak XD
)