czwartek, 27 sierpnia 2015

I'm Here With You, Rozdział 5

Moja ukochana piosenka. Uwielbiam ją.

- Ja w ogóle nie rozumiem facetów- zaśmiała się Lisa. Zrobiła mi niespodziankę i postanowiła mnie odwiedzić. Nie żebym się nie cieszył, jestem bardzo szczęśliwy, ale to takie pierwsze spotkanie ' we
Dwoje' od tygodnia.
Spacerowaliśmy po Neverlandzie korzystając z pięknej pogody. Spojrzałem na nią, z uśmiechem. Nawet ona nie zdaje sobie sprawy jak mnie uszczęśliwia. Przy Lisie nie muszę nikogo udawać. Jestem sobą a ona to akceptuje.



Wyglądała dziś przepięknie. Ubrana w białą koszulę, oraz czarne dżinsy, ( pomimo iż niby taki zwyczajny strój wyglądała bardzo przepięknie) na nogach miała czarne koturny, co dodawało jej kilka centymetrów wzrostu, ale i tak byłem od niej wyższy. Jej brązowe teraz włosy opadały na ramiona falując się delikatnie. - Mówi się, że to wy faceci jesteście tak prości do zrozumienia. A to kłamstwo!
- Co ja mam powiedzieć? Nigdy nie zakumkam myślenia kobiet..To czarna magia.
Zachichotała. Wyglądała przepięknie z uśmiechem na ustach.
- Więc mamy podobne problemy.
- Więc może zrobimy tak, że ja pomogę ci zrozumieć, facetów, a ty mi kobiety.
- Długa droga w takim razie przed tobą.
- Dzięki... Jestem bardzo zdolny.. Dasz rade mnie coś nauczyć. Nie załamuj się- dałem jej sójkę w bok.
- Co się stało, z Michaelem, który pod koniec wieczoru u Bretta zachowywał się jak macho?
- Znów mam nim być?- Spytałem z uśmiechem.
Wzruszyła ramionami. 
- Dlaczego tak się zachowywałeś?- Spytała. Westchnąłem- Zapowiada się długaaaa wypowiedź.
- Chciałem cie poderwać.
- No, no słuch...OCH- spaliła buraka. Przygryzłem wargę- Rozgadałeś się na serio. Książka by z tego wyszła. Tamten Michael był nawet...Interesujący i...
- Mam cie podrywać?- Zatrzymałem się i popatrzyłem na nią unosząc jedna brew do góry.
- Czy chce by Michael Jackson mnie podrywał...Hymn- przygryzła wargę, na co speszyłem się odwracając głowę i patrząc w bok, po czym znów na nią spojrzałem- Brzmi doprawdy kusząco.
- W takim razie nie odpędzisz się ode mnie kwiatuszku- puściłem jej oczko siadając w altance.
- Zmieniłeś się.
- Szybka jesteś. Mam trzydzieści cztery... No niemal pięć lat.
- Nie o to chodzi- przewróciłem oczami, i oparłem się o siedzenie ławki.- Wiesz, co w tobie uwielbiam tak bardzo mocno?
- Że jestem taki seksowny, ze nie umiesz spać po nocach?- Wypaliłem za nim ugryzłem się w ten durny jęzor. Poczułem jak pieką mnie policzki. Spuściłem głowę, przygryzając wargę. Lisa zaśmiała się. Złapała kciukiem moją brodę i podniosła moja głowę tak, abym na nią patrzył. Znów przygryzłem wargę.
- Że nikogo nie udajesz... Jesteś sobą... To jest w tobie niezwykłe...Kasa nie uderzyła ci do głowy.
- Media myślą inaczej.
- Pieprzyć ich- zaśmiałem się- Ważne jest co uważają fani i twoi bliscy... Jakim cudem ten facet, który teraz się zawstydza... śpiewa przed takimi milionami?
- Scena jest dla mnie domem- odparłem zgodnie z prawdą.
- Jakbym słyszała mojego ojca- Uśmiechnęła się nieśmiało, po czym pogłaskała mnie po policzku- Ciekawe jakby teraz na ciebie zareagował?- Wzruszyłem ramionami.
- Śmiałby się..Chciał zawsze nas ' połączyć' na odwrót z twoją matką- spuściłem głową.
Westchnęła zakładając nogę na nogę.
- Taka już jest. Jej nie da się zmienić- oświadczyła smutno- A wracając do tego, co w tobie lubię a co nie... Twój seksowny tyłeczek też- przygryzłem wargę, uśmiechając się szatańsko.- Co to za uśmiech?- Wzruszyłem ramionami.- Słodki jesteś.
- Ty też...Słodka, prześliczna- teraz to ona się zaczerwieniła.- To, o czym chciałaś rozmawiać, ze mną wróbelku?
- babskie sprawy.
Zatrzepotałem rzęsami.
- Zamieniam się w słuch. To, o czym będziemy gadać? Tyłku Axl'a?
= O tyłku Jacksona...Przyjaciółeczko...Ma miliona razy seksowniejszy tyłeczek... A gdy się na niego patrzy przychodzi kilka miłych myśli do głowy.
Przygryzłem wargę i stłumiłem w sobie chichot.
- E tam... Są lepsze tyłki.
- Np.?
' Czas na zmianę tematu'
- Mam smaka na ciastka- zaśmiała się.
- Niezła zmiana tematu...Normalnie baba w ciąży.
- Ja?
- Nie ten obok?
- O chodzi ci o kermita?... Stary, czemu mi nic nie powiedziałeś... No muszę przyznać...Ostatnio stał się strasznie marudny- Lisa zakryła twarz dłonią, załamując się.
- Nie wiem, co bierzesz...Ale skończ z tym.
- Powiem ci...Ale to sekret...Chodź...Przybliż się- wykonała moje polecenie- ćpam powietrze.- Ale cicho.
Lisa przyłożyła palec do ust, po czym udawała, ze zamyka je na kłódkę.
- No..Poproszę kluczyk...Wolę być pewny, ze nikomu tego nie powiesz..- Oświadczyłem- Oddychaj noskiem- dodałem. Zrobiła naburmuszona minę- Żartuje.
Lisa uśmiechnęła się sztucznie i spuścił głowę- Księżniczko, co jest?
- Nic.
- Tak nagle zamilkłaś.
- Słucham twojego anielskiego głosu.
- Yhm a ja jestem Tina Turner.
- O matko. Jestem pani psychofanką. Kocham panią- wykrzyknęła a ja zarechotałem- próbuje nawet śpiewać jak pani. Jest pani niezwykła.
- Och dziecko kochane, nie zawstydzaj tak starej kobiety jak ja... Teraz na serio mów.
- Nie chce cię załamywać.
- Przyjmę to na klatę... No mów...Jak się wygadasz będzie ci lepiej.


- Mam dość tego, ze wszyscy porównują mnie do mojego ojca. Mówią bądź jak ona. Rób wszystko tak jak on. Nie pozwalają mi być sobą. Nie mogę być Lisą. Kocham mojego ojca i jestem dumna z niego, ale nie chce być taka sama. Chce mieć własny styl... A media...Paparazzi ciągle wymyślają plotki...że niby się go wstydzę i... Ja go kocham najmocniej na świecie, ale ile można..Ja..- Spuściła wzrok, a po jej policzku spłynęła łza.
Przybliżyłem się do niej i wyszeptałam:
- Nie płacz- wytarłem jej łzy- Nie opłaca się przez nich płakać. Są głupcami jak chcą zrobić z ciebie drugiego Elvisa, bo ta prawdziwa Lisa, która teraz koło mnie siedzi jest niezwykła..
Zaśmiał się.
- Dlaczego wszyscy chcą bym była jak on? Czemu nie mogę być sobą?..Czemu wymyślają te wstrętne plotki, ze się go wstydzę?
- Wiesz robią to tylko i wyłącznie dla tego by zdobyć jak najwięcej kasy. Nie mogą zrobić skandalu, więc ubarwiają rzeczywistość. Wiem, co mówię jestem o wiele od ciebie starszy i wiem, do czego oni są zdolni...I..
- Dziesięć lat...Phii też mi dużo- machnąłem ręką.
- To dość trochę jakbyś nie zważyła. Jestem  tym zawodzie od dziecka i wiem, jacy oni potrafią być irytujący i powiem ci, ze byłem taki jak ty na początku... Jeszcze za czasów Bad... Pamiętam, ze jak zobaczyłem, jaką kolwiek plotkę przejmowałem się tym strasznie, ale nic nie robiłem z  tym faktem. Owszem boli mnie to, co wypisują. To okrutne, ale nie powiem gdzie ich mam. Moi fani wiedza jak jest. Wierzą mi, a media niech się jebią.. Te pieprzone hieny zawsze znajdą jakiś temat do nowej sensacji. Nie zapytają ciebie o zdanie...Dla nich ważne jest tylko jak dobrze sprzeda się dany magazyn.
- Im lepsza plotka tym lepiej się to sprzedaje.
- dokładnie, dlatego pieprz ich. Nie słuchaj ich rozumiesz. Bądź sobą. Tą Lisą, jaka jesteś. Nie udawaj nikogo. Mają pokochać cię taką, jaką jesteś... A media nawet jakbyś byłą zakonnicą znaleźliby temat do plotki- zachichotała.- Nie żartuje..Pamiętam...Nikt... A w szczególności oni nie mają prawa...Nikt nie ma prawa kazać ci być kimś, kim nie jesteś. NIKT. To ty decydujesz, jaka będziesz. A oni muszę cie zaakceptować. Czy im się podoba czy nie. I nigdy więcej nie waż się przez nich płakać, bo się nie opłaca... żaden facet, media czy kto kolwiek nie jest wart twoich łez Liso... Bo każdy jest wyjątkowy...Ty też jesteś...I nie zapominaj o tym i się nie poddawaj... A oni niech spadają na drzewo kokosy pompować- Lisa wybuchła śmiechem.
- Jesteś niezwykły.
- Mówię fakty.
- taki aniołek a przeklina...no no..
- Wiesz jakoś aureolka musi się trzymać nie?- z uśmiechem pokiwała głową- I Lise mówię ci z mojego doświadczenia. Tez mi rozkazywali. Kazali mi być kimś innym. Gdy pracowaliśmy w Motown nie miałem nic do powiedzenia... Raz nawet jak chciałem wyjść na koncert to chciałem ubrać kapelusz, w którym byłem sfotografowany na okładce Got To There... Zabronili mi a ja, jako dziecko nie miałem nic do gadania...Tak było juz od dziecka... Byłem miły i jak skończyłem? Jako popapraniec, dziwadło z tysiącem operacji plastycznych, debilu, który się wybiela do tego geju... Mówię ci jakbym się wszystkim przejmował...To bym skończył u psychiatry.
- Też fakt...Jak ty to wytrzymujesz?
- Czemu ja mam tak nadawać...To ty zacznij mówić a nie ja..
- Lubię cię słuchać? To coś złego?- Wzruszyłem ramionami.- Tęskniłam za tobą- wyszeptała wtulając się we mnie. Pogłaskałem ja po włosach.
Usłyszałem jak płacze.
- Lise nie płacz- szepnąłem. Wytarłem łzy z jej policzka i pocałowałem ja w czoło.- Nie opłaca się księżniczko.
- Dziękuje, ze przy mnie jesteś- oświadczyła. Spletliśmy ze sobą palce w ręce.
- Wracajmy- skinęła, głową wstaliśmy, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną.

***
Wraz z Lisą siedzieliśmy  jadalni przy obiedzie. Pani Kowalsa( moja gosposia) pochodziła z Polski, lecz świetnie rozumiała język, i od czterech lat mieszka w Ameryce. A od trzech lat jest u mnie gosposią.
- Nie wiem, kto to wszystko zje- oświadczyła Lisa patrząc na stół z potrawami.
- Damy rade.
- Ta a potem nie staniemy z kanapy.
- Bardzo możliwe...Chociaż nie będę się nudził...
- Gdzie Mac?
- Wraca dopiero jutro... A Jordan naprawia swoje relacje z tatą.
- Pan psycholog- dała mi sójkę w bok.- Wiesz Mike, jesteś taki...Jakiego sobie wyobrażałam w dzieciństwie?,
- To znaczy?
- Mądry, nieznośny, zabawny, irytujący...
- Dobra, dobra... Ważne, że ty jesteś wkurzająca.
- ja?
- Nie ta obok..
- Co ja?- Do jadalni weszła Oliwia, ( bo tak się nazywała). Lisa wybuchła śmiechem, a ja pokręciłem głową.
- Niebiosa są przeciwko mnie.
- Nastawiałam ich.
_ ty, ty- pomachałem jej palcem przed twarzą wybuchła śmiechem, po czym spojrzała na Oliwię, która bardzo uważnie się nam przyglądała.
- Bardzo się lubicie, co?
' No nie...Zaraz się zacznie'
- Tak.

- Widać, ze się lubicie- uśmiechnęła się chytrze.
- Oli, na słówko.
- I widzisz Liso teraz to dziecko kochane będzie mi prawic morały, że niby go zawstydzam.
- Bo to prawda!- Wykrzyknąłem.
- Z rumieńcami ci do twarzy.
- Kobiety...Wiesz, co...Nie wiem czy nie zrezygnować z nauki ich poznania.
- Ha. Kobiety nigdy nie poznasz... Możesz mieć sto lat doświadczenia, ale i tak nie da ci to przewagi nad kobietą.
- Matrix- Lisa dźgnęła mnie łokciem- No, co? Niezniszczalne jesteście.
- Facet z nami nie ma szans..Jesteśmy silniejsze.
- Ta, ale chyba nie w każdej sytuacji- uśmiechnąłem się pod nosem. Lisa musiała się domyśleć, z resztą pani Oliwia też, bo wykrzyknęła:
- Dziecko kochane ci tylko współżycie w głowie. Są ważniejsze sprawy niż tylko robienie tego w sypialni... Zacznij Myślec o czymś innym a nie... faceci...Zwykli napaleńcy- Lisa wybuchła śmiechem, a ja spuściłem głowę zawstydzony-, Że nie masz wstydu...Gadać o takim czymś przy babach. Oj ja sobie pogadam z panem Jermainem..Oj pogadam...Czego on cię uczył w tym dzieciństwie?..To karygodne.- Przygryzłem wargę.
- Wcale nie myślę tylko o jednym.
- Ta...Ja dobrze znam ten uśmiech...Widzisz Lisa...Co z nim mam?
- To ona chciała mi się dobrać do bokserek!- Wykrzyknąłem wskazując na Lisę.
- matko Boska przed ślubem? Co się porobiło z tym światem?..Boże...pomóż...Niech weźmie ich oświecenie.
- Raczej za późno.
- Wolisz oświecenie czy oberwać z szmatki w ten chudy tyłek?- Spytała.
- Bogowie...Oświećcie mnie.
- Wyślemy Michaela do zakonu.
- Nie!
- Jak się oburzył... A no tak facet podczas celibatu jest strasznie nieznośny...Masakra- Lisa śmiała się jak głupia, a ja siedziałem załamany patrząc w talerz.
- Taki grzeczny chłopiec a tylko o seksie myśli- dodała i wyszła, a my z Lisą wybuchliśmy śmiechem.
- Widzę, ze Oliwia...
- Tak...
- A i przy okazji...Pani Shields zostawiła ostatnio stanik proszę to jej przekazać- Lisa położyła się na stole wyjąc ze śmiechu.
- Michael ty taki kasanowa jesteś.
- Co za baba...Oliwia od siedmiu boleści.
- Zaraz będzie cię boleć tyłek- wykrzyknęła z kuchni.
- Pogadam z twoim Mężem...Może on mi powie..
- Dogadacie się... Sam siedzi w celibacie.
- Ja mu współczuje- oświadczyłem kręcąc głową.

- Wiesz, ze wyobrażam sobie ciebie, jako zakonnika- wysłałem Lisie oburzone spojrzenie- No, co?
- Chcesz, żeby przybyło zakonnic, jak moje fanki się dowiedzą...
- Przez ciebie będą grzeszyć..Ty...
- I ja miałbym być zakonnikiem.
- Weź trochę przytuj..A nie taki seksowny facet i jak tu się skupić.
- I kto nie ma innych myśli od..
- Od- do salonu wróciła Oliwia. Terminator.
- Co za matrix...Dalej będziesz mi mówić, jaki jestem niewychowany, bo myślę o..
- Nie przyniosłam herbaty dla Pani Presley... A ty wciąż o tym...Matko boska.
- Wiecie, co pogadajcie sobie..- Wstałem od stołu.
- A ty, dokąd?
- Muszę się dotlenić, bo mój rozum się załamał.
- I tak ci nie pomoże!
- Ty...Lisa...Pilnuj się.
- Dobrze Misiu- słysząc jak się do mnie zwróciła poczułem jak pieką mnie policzki. Przygryzłem wargę, po czym udałem się na taras. Oparłem się o balustradę wypuszczając powietrze...Baby...Ich człowiek nie zrozumie...
***
Wraz z Jordanem byliśmy na rozdaniu nagród Awards, w Monte Carlo. Uśmiechnąłem się do siebie, gdy zaczął śpiewać mój ukochany zespół Boyz II Man. Nie wytrzymałem i zacząłem nucić pod nosem. Jordan spojrzał na mnie, uśmiechnął się, po czym tak jak ja zaczął śpiewać.
Porwała nas, Muzyka, ale jak to my nie umieliśmy się zachowywać i cały czas chichotaliśmy.
- Są świetni- wyszeptał mi na ucho Jordan.
- Zgadzam się...Są zaje...
- Biści- dodał wybuchając śmiechem.
- Też kiedyś będę tak śpiewał- dodał.

- Ta jasne..- Walnął mnie łokciem oczywiście delikatnie.
Po kilku występach przyszedł czas na rozdanie nagród. Starałem się uspokoić, ale przez tą małpę Jordana mi to nie wychodziło.
- Przymknij ryjek.
- Michael Jackson, Michael Jackson, Michael Jackson, Michael Jackson.
- Zmień płytę.
- Apple Head, Apple Head, Apple Head...- Wyszczerzył się- Założę się, ze zaraz wyciągnie tą całą kopertę i będzie..
- Cicho bądź- wyszeptałem czując na sobie wzrok nikogo innego jak Tiny Turner.- Zaraz będzie wiadomo, kto wyjdzie.
- założę się o fantę, ze ty.
- World Music Awards...Dostaje...Michael Jackson- popatrzyłem na Jordana, który uśmiechnął się dumnie. Wstałem, po czym wszedłem na scenę. Dostałem statuetkę. Przygryzłem wargę podchodząc do mikrofonu.
- Em...
- Michael kochamy cię!- Wykrzykiwali fani.
Zaśmiałem się.
- Też waż kocham...



Po niecałej godzinie byliśmy w hotelu. Oczywiście skończyło się to nawalaniem z poduszek.
- Przegrasz!- Wykrzyknąłem.
- Zapomnij mistrzu! 
Usiadłem na łóżku, usiadł obok mnie podjadając żelki.
- Co to był za dzień?
- Szalony...O mały nie spóźniliśmy się na rozdania- zachichotaliśmy.- I następnym razem siedź cicho.
- A jeśli lubię gadać?
- To weź se coś na uspokojenie.
- Mistrzu...Ja ci dam- walnął mnie z poduszki- A jak z Lisą.
- A jak ma być? Oliwia ostatnio dała..
- Ci opieprz, bo myślisz o...Wiem mówiła mi- pokręciłem głową, biorąc dwa żelki do ust.- Uwielbiam ją.
- To szalona baba.
- Idealnie wpasowała się do Neverlandu.
- No właśnie, jak przyjedziemy będziemy ścigać się gokartami...
- Niech będzie. I pooglądamy gwiezdne wojny.
- Niech moc będzie z tobą mistrzu...
- Mistrzu Yoda...Ty żyjesz!- Walnął mnie z poduszki- No, co?
- ja ci dam Yoda... - Wstał i otworzył drzwi wychodząc na korytarz- Ma ktoś miotłę na zbyciu chce dać Jacksonowi w tyłek.
- Ej...Jordan- wybiegłem za nim. Zamknąłem drzwi, po czym do niego podszedłem.- Robimy sobie spacerek?
- Może kogoś wyrwiemy... A zapominałem ty masz mężatkę na oku.
- Cicho bądź- dałem mu sójkę w bok. Włączyliśmy guzik windy i czekaliśmy na nią. Po chwili przyjechała, a my zastaliśmy w windzie zakochaną parę, która... No dość namiętnie się całowała. Chciało mi się śmiać. Ale jakoś się powstrzymałem, natomiast Jordan... Nie wytrzymał. Para odskoczyła od siebie patrząc na nas.
- To Michael Jackson- wykrzyknełą dziewczyna- Kocham cię- podeszła do mnie i nagle zapomniała o jej ukochanym- Dałbyś mi autograf.
- Masz coś do...- Wyciagneła z torebki długopis i mi go podała.- Gdzie?
- Na koszulce...
- Okej- podpisałem się jej na koszulce, po czym wraz z Jordanem wsiedliśmy do windy. Zjechaliśmy na parter. Wyszliśmy z  windy, a gdy skręciliśmy za rogiem wybuchliśmy śmiechem.
- Myślałem, ze będzie chciała podpis na staniku.
- Tez tak myślałem.
- Jak myślisz cało..
- Zamknij się...O czym ty myślisz do cholery.
- Mam trzynaście lat.
- Ja w takim wieku...
- już dawno widziałeś naga dziewczynę...Przez tatuśka- wzruszyłem ramionami.
- To nie są za dobre wspomnienia.
- Nie dziwię się... Nie rozumiem twojego ojca.
- Też go nie rozumiem, ale mu wybaczam.
- Ja bym nie umiał.
- No właśnie, a jak z kontaktami z Evanem?
- Weź przestań...Dwa dni spokoju a potem... Nie umiem się z nim dogadać...
- Dogadacie się...Nie martw się...
- Dzięki mistrzu.
- Proszę Yodo...Też cie lubię,
- Jackson.
- Co Chandler?
- jesteśmy nienormalni.
- Teraz to odkryłeś wow...

Kilka godzin później wróciliśmy na nasze piętro gdyż ochroniarze nieźle się wkurzyli. 
- Widzimy się na śniadaniu mistrzu,.
- Żegnam- oświadczyłem.- Chce mi się spać..Do widzenia.
- Ej...Gadajmy przez telefon.
- idź spać... Dobranoc
- Dobranoc- każdy z nas wszedł do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi i rzuciłem się na łóżku. Usłyszałem dzwonek telefonu. Wziąłem go ręki i rzuciłem:
- Halooo.
- Cześć Mike.
- Jordan idź spać! 
- Sam idź spać!
- Przeszkadzasz mi w tym.
- Oj no za chwile pójdę spać... O której jest jutro śniadanie.
- Dla ciebie nic nie zostanie... zjem wszystko ha ha ha.
- Ogarnij się...Czajniczek ci się przegrzał.
- To po tej gorącej scenie w windzie- wybuchł śmiechem, po czym dodał:
- Dobra zadzowonie jeszcze szybko do rodziców...  żegnam.
- Żegnam- odłożyłem słuchawkę, po czym wstałem i udałem się do łazienki. 

Brałem właśnie prysznic, gdy usłyszałem dźwięk telefonu. Warknąłem pod nosem. Przepasałem się ręcznikiem, po czym wróciłem do sypialni i odebrałem telefon.
- Jordan zamorduje cię
Usłyszałem chichot.
- Nie wiedziałam, ze nazywam się Jordan- dzwoniła Lisa. Walnąłem się ręką w czoło.
- Przepraszam myślałem, że to ta pokraka.
- Hej nic się nie stało...Oglądałam rozdania Awards.
- I...
- Czy ty i Jordan nie umiecie grzecznie usiedzieć przez pięć minut.
- Nie- zachichotała.
- Nudno tu bez ciebie.
- Jutro po piętnastej mam samolot.
- Wiem, ze będziesz zmęczony, ale...
- Widzę cię u mnie o dwudziestej.
- Czyżbyś mi coś proponował?
- Przyjacielską kolację...
- W takim razie będę... A jak mam się ubrać...
- Jak zechcesz w wszystkim wyglądasz pięknie.
- Nie flirtuj...
- No właśnie pozdrów Dannnego... Ostatnio..Gdy dzwoniłem do ciebie odebrał i..
- wiem- westchnęła- Przepraszam za niego Mickey.
- nic się nie stało...
- No to...Nie przeszkadzam ci...Do jutra.

- Do jutra....

Hej :)
I Jak? Podobała wam się kolejna notka?
Szczerze pisałem ja w nocy i przysnęło mi się przy  biurku... Wenę dostałem po przeczytaniu komentarza Alex... Ja nie wiedziałem, ze mam fanki a co dopiero, psychofanki, które próbują dobrać mi się do bokserek:)
Rozwalasz mój system... Na prawdę. A i chciałbym cie przeprosić, że nie odpisuje, w najbliższym czasie odpisze, wrzucę jeszcze notki, a później mam cały dzień zajęty. Nie ma to jak Sice dowiedzieć, że twój brat bierze ślub...Tylko szkoda, ze dowiedziałem się, jako ostatni. Rodziom powiedział jak byłem w szpitalu a mi dziś mama się przez przypadek wygadała...Więc... Nie wiem jak to będzie...Szkoła... Te całe przygotowania... Będzie się działo...Moja matka chce wcisnąć mnie w garnitur...No nieźle...
Co do mojej siostry napisała samodzielnie notkę jakoś w tym tygodni postara się dodać.
No, więc jeszcze raz przepraszam, ze nie odpisuje, mam nadzieję, ze mi wybaczycie... Będę starał się zaglądać częściej na skrzynkę mailową, ( bo fanki dobijają się do mnie drzwiami i oknami...) Ten tekst rozwalił mój system...Poprawiłaś mi humor...
Gdyby nie ty nie wiem czy napisałbym cokolwiek...( Bo dobrze, że dobrałem się do Lisy i Michaela) a i przy okazji... Już tak nie umiesz się doczekać sceny łóżkowej? 
'  Okay, rozumiem, że dopiero w siódmym będziemy zaczytywać się w erotycznych onomatopejach. Dobra, jakoś wytrzymam, XDD.' Twoje słowa... I wcale nie uznałem cię za wariatkę...Przestań... Poprawiłaś mi humor...Po tym, co się dzieje, bo...Szczerze nie mam ochoty na nic...Z resztą.
Kolejna notka będzie też z perspektywy Lisy.
Przepraszam za błędy
Pozdrawiam

Mike ( Zdechlak XD )


środa, 26 sierpnia 2015

I'm Here With You, Rozdział 4


Może piosenka nie dobrana. Ale cóż. A i jutro będzie dłuższy rozdział :)

Nadal nie dowierzałem, że na przeciw mnie siedzi moja mała księżniczka, dla której niegdyś straciłem głowę. Skradła część mojego serca. Rebbie miała rację. Zauroczyła mnie. Gdy...Zerwaliśmy kontakt było mi bardzo ciężko... A teraz jest tu...Piękna, żywa...I seksowna?
' Gościu ona ma męża'
' A no tak...Przepraszam'
Patrząc tak na nią przypominałem sobie wszystkie nasze wspólne rozmowy, które odbyliśmy, jako dzieci. A było ich wiele. Bowiem Lisa mnie najbardziej lubiła ze wszystkich, nie żebym się chwalił...Tak mówię i wcale teraz nie uśmiecham się jak idiota.
' skup się a nie'- usłyszałem ostry głos podświadomości.
Westchnąłem, po czym spuściłem głowę. Jak ja mam do jasnej cholery się skupić? No jak?
' Wiesz, ze jesteś moją księżniczką"- powiedziałem niegdyś do małej blond włosej dziewczynki. Uśmiechnęła się szeroko i oświadczyła dumnie " Wiem, mój księciu'. Zaśmiałem się się, po czym dodałem " Jak będziesz starsza to ci się oświadczę i się z tobą ożenię'- po czym zrobiliśmy noski eskimoski wybuchając śmiechem.
- Michael wszystko w porządku?- Usłyszałem jej zmartwiony głos.
- tak...Po prostu nie wierze, ze to ty..
- A ja, co mam powiedzieć...Siedzi przede mną legenda, z którą niegdyś objadałam się piankami- zaśmiałem się. Czułem wzrok Bretta na sobie. Uważnie się nam przyglądał, na co spuściłem speszony wzrok.
Nie było nam łatwo nawiązać jakieś dłuższej konwersacji... Minęło tyle lat.
- Za moment wracam- rzucił Brett wstając i uśmiechając się chytrze. Posłałem Lisie uśmiech, po czym zerknąłem na Bretta.
- Nie śpiesz się- powiedziałem, na co Lisa zachichotała.- Nie utop się w kibelku.
- Tak jak ty ostatnio- Lisa słysząc to zakryła twarz i zaczęła chichotać.
- Nie utopiłem się w kibelku tylko..
- zasnąłeś wannie...Dwie godziny do ciebie dzwoniłem.
- taka drzemka dobrze zrobi.
- ta...Dobrze.
Spojrzałem na Lisę i się zarumieniłem.
- Słodki jesteś- wypaliła za nim ugryzła się w język. Spuściłem głowę, przygrywając wargę.- Spałeś wannie...Nie no takie rzeczy...Tylko Jackson.
- Och przepraszam szanowną panią Presley...Pani nigdy się nie zdarzyło?- Pokręciła głową.
- ja wyje pod prysznicem- wybuchłem śmiechem, po czym spojrzałem na Bretta.
- ty jeszcze tutaj..
- Bez nerwów, bez nerwów..
- Jak ci zaraz z buta strzelę...
- Zobaczę kosmos!- Wykrzyknął chichocząc, po czym spoważniał i dodał:
- Muszę załatwić ważną sprawę.
- Idź idź, my zajmiemy się sobą... Duże z nas dzieci.
- no właśnie nie wiadomo, co do łba ci strzeli?
- Czy ty... Mnie o coś oskarżasz?- Zapytałem śmiejąc się jak nienormalny.
- Skąd...Lisa uważaj to podrywacz...Zaraz będzie cię uwodził.
- Ty świnio! Zepsułeś mój plan!- Powiedziałem z udawanym oburzeniem.
- Z facetami jak z dziećmi.
- wykracza po za twoją logikę hę?- Zagadnąłem uśmiechając się szeroko.
- W takim razie Michael zajmij się Lisą- wybuchłem śmiechem, a Lisa rzuciła oburzona:
- Jakbym sama nie umiała się sobą zająć.

- Nie, bo sobie coś zrobisz...

- Nie jestem Michaelem- Brett wybuchł śmiechem.
- Co to miało znaczyć?
- Że cie uwielbiam.
- bez podlizywania okej...
- Dom wariatów- pokręciła rozbawiona głową biorąc łyk wina.
- To nie mój dom...Tylko tego czubka- brodą wskazałem na Bretta.
- Twoje dni są policzone...Wiesz, co zrobię ci ostatecznego dnia?
- Kupisz mi pizzę z podwójnym serem? Ale taką dobrą okej- jego mina? Bezcenna.
- Matko miej tego człowieczka w opiece.
- Idziesz czy mam cie wywalić?- Spytała Lisa.
- Chcesz być sam na sam z Michaelem?- Poruszył brwiami.
- tak chce dobrać mu się do bokserek, ale ty nam w tym przeszkadzasz.
- wracam za cztery godziny.
- Pa!- Pomachałem mu, po czym spojrzeliśmy na siebie z Lisą wybuchając śmiechem.
- Brakowało mi ciebie- oświadczyła, na co spaliłem burka.
- To miłe...Mi ciebie też...Szkoda, ze kontakt się urwał.
- ta- spuściła głowę.
- hej nie smuć się..
- Może przejdziemy się na kanapę- uśmiechnąłem się.
- zamierzasz zrealizować swój plan, co?- Skinęła głową.- Chodźmy.

PO chwili siedzieliśmy na kanapie, żartując, śmiejąc się jak za dawnych czasów. Strasznie brakowało mi tego jej przemądrzania. Wydoroślała, patrzy inaczej na świat, lecz nadal ma urok osobisty.
- Więc planujesz karierę?- Zacząłem. Lisa odłożyła kieliszek na stół i założyła nogę na nogę.
- Wiesz- włożyła kosmyk włosów za ucho- Chciałabym...Ale obawiam się, ze..
- Będę porównywać cię do ojca- dokończyłem, na co skinęła.
- Wiesz, co lubię w tobie?- Spytała. Pokręciłem głową- zawsze wiesz, co czuje i chce powiedzieć... Nic przed tobą się ukryje.
- E...Nie dziwię się, ze się obawiasz...Twój ojciec był cudownym piosenkarzem, ale ważne jest byś ty była sobą...To twoja sprawa, co śpiewasz, i co robisz.
- Media tego nie zrozumieją.
- Bo to pojebane świnie- zaśmiała się.
- Masz słaba głowę.
- Nie mam słabej głowy... Mówię ci z doświadczenia...Oni są w stanie tak zniszczyć życie, ze człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić. Ich wszystkie gazety trzeba by wyrzucić...Bo to jeden wielki śmietnik. Są okropni... Dla nich nie liczą się ludzkie uczucia.
- Dlaczego wytrzymujesz w tym piekle?
- Bo kocham to, co robię i kocham moich fanów...Oni są cudowni. Nigdy mnie nie opuszczają...Są wszędzie...Niezwykłe jest to jak słyszysz ile osób wykrzykuje twoje imię...Gdy widzisz jak się do ciebie uśmiechają i krzyczą " Michael we love you' odpowiadam ' I love You too’, Bo to jest cała prawda. Kocham ich bardzo mocno. Gdy jestem na scenie i gdy słyszę jak cały stadion tupie i ziemia się trzęsie- zaśmiała się-albo jak wszyscy śpiewają z tobą takie piosenki jak Heal The World wiesz, ze to jest twój cel... Mój cel to sprawić by świat stał się lepszym miejscem.
- Wow..
- Co?- Spytałem przygrywając wargę- rozgadałem się.
- Lubię cie słuchać..Wiesz nie dochodzi do mnie fakt.. że ostatni raz jak cię spotkałam byłeś szesnastolatkiem z wielkim afrem na głowie, a teraz...
- A teraz?- Popatrzyłem na nią wyczekująco.
- Siedzi przede mną facet, na którego mdleją miliony mając z nim sny erotyczne przez to jak się porusza.
- Rozwalasz mnie.
- Ta... Od niektórych rzeczy da się uciec...
- To sprawia, ze jesteś jeszcze słodsza... Słyszałem twoje nagrania.. Są cudowne. Masz głos. Masz talent... Dasz rade sobie w show biznesie...
- jestem rozgadana.
- dokładnie... Ameryka cię pokocha- zaśmialiśmy się. Wziąłem łyk wina.- Naprawdę jesteś niezwykła Liso Marie- puściłem jej oczko.
- Nie zarywaj.
- Nic nie robię.
- Wcale..Wiesz to prawda, ze powinieneś być zakazany- spojrzałem na nią zaskoczony- uzależniasz- spuściłem zawstydzony głowę.- Mówię fakty.
- dziękuje ci Liso.
- Obiecaj mi, ze nie urwiemy, ze sobą kontaktu...
- Nie mam zamiaru..- Posłałem jej szeroki uśmiech.
***
Leżałem u siebie na łóżku czytając moją ukochaną książkę ' Stary człowiek i morze'.
Lubię czasem posiedzieć sam i poczytać. Z reszta...To lepsze niż rozmyślanie nad tym, co robi Lisa. Od dwóch tygodni dzwonimy do siebie. Dziś musiała jechać do swojej matki i nie miała za dużo czasu. Co do Liz- przyjedzie popołudniu, Mac musiał wyjechać na wakacje.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Podniosłem głowę zobaczyłem Jordana. Posłałem mu uśmiech. Rzucił się koło mnie na łóżku.
- Cześć królu- rzucił wesoło.
- Cześć J- usiadłem odkładając książkę na szafkę nocną- Co tu robisz miałeś jechać z tatą do kina.
- Nienawidzę go! Jest okrutny! Zaczyna działać mi na nerwy- zaśmiałem się- Jest starym snopem.
- jak każdy ojciec.
- ty taki nie będziesz, no właśnie, co porabiałeś, gdy mnie nie było?
- Czytałem komiksy, bawiłem się z pieskiem Liz i mnie nie ugryzł...Piłem sok pomarańczowy, zarywałem do Lisy.
- Mów dalej- pokręciłem rozbawiony głową.
- Skąd wiedziałem, ze będziesz o to pytać.
- Bo to oczywiste...Jaka Lisa.
- Np. Presley.
- Żarty robisz.
- No nie.
- Wyrwałeś taką laskę...Ty taki odważny jesteś...Huu...Czego ja się dowiaduje.
- Przymknij się- walnąłem go poduszką.
- Przyznaj się..
- zamknij się... Stul ryjek.
- No weź... źadnych szczegółów.
- Dla tego dziecka nie ma Nadziei... Biedactwo...Korniki całkiem łeb mu wyżarły.
Walnął mnie poduszką.
- Nudziło mi się bez ciebie.
- Mi nie...
- no nie dziwię się... - Wziął do ręki komiks z kaczorem Donaldem. Położyłem się na łóżku an brzuchu. Przeglądając z nim komiks.- Gdzie Mac?
- Na wakacjach- jordan wybuchł śmiechem.
- A więc jednak go zmusili..
- Rodzice... Im nie przegadasz...
- Zgadzam się w stu procentach...
- A co do twojego ojca...Jest aż tak źle?
Westchnął.
- Masakrycznie...Chce starać się o całkowite prawa nade mną, bo niby Matka za dużo mi pozwala...Mówię ci w ogóle się z nim nie dogaduje.
- Na pewno się pogodzicie- oświadczyłem. Chciałem coś dodać, gdy do pokoju wszedł Evan. Jego ojciec.
- cześć Mike- uśmiechnął się do mnie.
- Hejo.. Co ja u ciekawego słyszę.
- On kłamie!- Powiedział głosem oburzonego dziecka.- Mi wierz.
- Nie, bo mi..
- Rodzina wariatów, dajcie mi święty spokój- Evan usiadł na łóżku zerkając w komiks.
- Jordan wszystko wyolbrzymia.
- Nie prawda. Sam wszystko wyolbrzymiasz...Dlatego od dnia dzisiejszego mieszkam u Michaela?
- Czemu ja nim o tym nie wiem.
- Już wiesz.
- Jordan- zaczął jego ojciec.- Wiem, ze Michael jest twoim najlepszym przyjacielem...Też go bardzo lubię.

-
-Och dziękuje to bardzo miłe..
- Mówię fakty..
- Nie podlizuj się do Michaela! To mój przyjaciel!- Wykrzyknął Jordan.
- Nie krzycz- warknął Evan.
- hej..Hej...Przystopujcie...Spokojnie...Wdech  i wydech...Spokojnie.. A teraz słucham, o co poszło.
- Będziesz naszym psychologiem?- Spytał uśmiechnięty Evan.
- tak-- usiadłem w fotelu-, Więc słucham...W czym problem.
- W tym, ze mój ojciec to debil.
- Jordan!
- Oboje...Spokój...Jordan mów dalej.

I Tak przez dwie godziny wysłuchiwałem ich rozmowy. Po godzinie ' mojej terapii' pogodzili się. Postanowiliśmy to ućcić fantą.
- - Lecisz ze mną do Monte Carlo na rozdania Grammy?- Zagadnąłem.
- To oczywiste. Nie widzę innej opcji.
- Jordan to daleko..
- Ale polecę z Michaelem on będzie mnie pilnować...No weź..
- No dobra
Zrobiliśmy ciche ' yeah'
- Będziemy nawalać się z poduszek.
- I grać w gwiezdne wojny..
- To pomysł.
- Jordan idziemy już- rzucił niecierpliwie Evan.
- Niech moc będzie z tobą- powiedziałem wesoło. 
- I nawzajem mistrzu!

Poczułem się cholernie samotny. Nibylandia znów była pusta. Westchnąłem, po czym postanowiłem się przejść, bo mojej bajowej krainie, co skończyło się, tak, ze z książką i kocem usiadłem na moim magicznym drzewie, wczytując się w lekturę.

 -----------------------------------------------------------

No hej.
Witam się po długiej nieobecności.
Postaram się dodać też kolejna notkę z tego. Ostatnio mam wenę na Believe i jak mnie wciągnie nie ma zmiłuj.
Ale teraz biorę się za Lisę ( boże jak to brzmi XD) i za Michaela. Ktoś musi ich zakochać w sobie, co nie? Coś trzeba zrobić. Teraz już w każdym rozdziale zacznie się pojawiać Lisa. I mam do was już pytanie chcecie rozdziały same z perspektywy MJ czy chcecie jeden z Lisy. Bo mi to obojętne, a chciałbym...Wiedzieć jakbyście to wy widziały.
Co do ' ich miłości' nie będę ich od razu pakował do łóżka w szóstym rozdziale spokojnie..Ich miłość będzie kwitnąć. Mogę tylko powiedzieć, że ich miłość zakwitnie podczas oskarżeń...Wtedy wszystko... No wiecie..Wtedy się zbliżą do siebie.
I szczerze...Już mam napisaną notkę, gdy Michael spotyka się z Dannym i zastanawiam się czy  ma dać mu w nos za to jak tamten traktuje Lisę XD
No nic..Przepraszam, że komentuje, ale padam.
Marysiu pytałaś jak się czuje po operacji..Już lepiej, chociaż przeraża mnie to, ze moja matka zrobiła się taka..Jakby to... O nadopiekuńcza. Działa mi cholernie na nerwy... Mówię wam.
Co do FB.
Będę zakładał nowego przez to, ze moja ' była dziewczyna' nie daje mi żyć. Mam jej dość. Nie wiem, za co się mści. Ale nie daje mi żyć. Jest zdolna do tego stopnia, by stworzyć nowe konto by do mnie pisać... Będzie to konto tylko dla przyjaciół i jak cos to cię zaproszę..Szczerze... Nie wiem, co mam zrobić z nią. Mówię jej grzecznie ' odejdź. Mam cie dość. Nic z tego nie będzie. Pogódź się z tym' A ona ciągle swoje...To się robi naprawdę wkurzające. Ostatnio Magda, gdy przeczytała jedna wiadomość tak się wkurzyła, ze złożyła jej wizytę...Co tam się stało? Nie mam pojęcia.. Mówię wam... masakra... A wy, co rodziłybyście mi zrobić? Bo naprawdę mam jej...Musiałem przez nią cztery razy zmieniać numer...To się robi po ludzku chore...
Co do tego' ze jestem nieśmiały'. Em...jestem taki przez pewną osobę... No i... Dla moich bliskich istnieje ten Michał, ‘ który psoci i tańczy z miotłą’, ale nie jest mi łatwo...Szczerze i tak jestem bardziej otwarty niż kiedyś.
Wtedy wystarczyło, ze jakaś dziewczyna powiedziała ' Cześć' a ja patrzyłem na nią i  ( oczywiście zrobiłem się czerwony i ta odpowiedź) - Eeeee..Cze...Cześć.
Mówię wam...spytajcie się Magdy...Potwierdzi.

No nic kończę, bo się rozpisałem...Idę pomagać mojej siostrzyce, bo ' jej dzieło' jest skończone i chce się mnie zapytać czy coś zmienić. To jej pierwsza samodzielna całkiem notka...
Przepraszam za masę błędów, ale nie mam siły już sprawdzać wszystkiego po kolei.
I Przepraszam, ze nie komentuje. Jutro na prawdę się za to biorę. Co do tej notki..kolejna pojawi się około 7. Jak się obudzę., A za pewne się obudzę. Magda jest moim osobistym budzikiem. Pozdrowienia Madziu
Pozdrawiam
Mike