środa, 22 lipca 2015

I'm Here With You, Rozdział 3

Poczatek tej notki, chce zacząć od przyjaźni z  Ryanem Whitem. Gdyż jest on dla mnie bardzo fascynującą postacia. Więc z roku 1989 przeniesiemy się do 1992. Druga sprawa, z tego co wiem to tak to właśnie Lisa znalazła Elvisa u nich w domu w Granceland w łazience. Była w totalnym szoku, z reszta co sie dziwić.
I'm Unbreakable.. nie masz za co mnie przepraszać. Szczerze też nie umiełem przestać się uśmiechać, ale co ja poradzę, ze taki jestem a komentarz u ciebie był prawdą.
Jesabel spokojnie, nie obrażę się. Żebym się obraził, trzeba naprawdę wymyślić coś takiego, ze wow.. nie często się obrażam i staram się nie brać wszystkiego do siebie. W porównaniu do mojego braciszka który sobie nie da powiedziec prawdy i mojej młodszej siostrzyczki. Ona to dopiero jest obrażalska i uparta... no, ale cóż dorasta:)
Zapraszam na notkę.
Pozdrawiam. Mike

Dziś w mojej bajkowej krainie odwiedził mnie mój drogi przyjaciel. Ryan White. Wiele przeszedł. Jest śmiertelnie chory i nie wie ile jeszcze mu zostało. Dlatego cieszę się, za każdym razem, gdy widzę uśmiech u niego. Była, ładna pogoda wiec postanowiliśmy to wykorzystać i przejść się po Neverlandzie. 
- Michael.. Jak myślisz?. Ile mi zostało?- Spytał nagle. Westchnąłem głośno. Mogłem robić mu nadzieję, ale to nic by nie dało. Ryan i tak znał prawdę.
- Nie wiem... Rok? Może dwa lata.
- Michael nie kłam- zatrzymał się.- Rozmawiałeś z moją mamą. Ona powiedziała ci w prawdę. Masz mi powiedzieć. 
- Przecież mówię- rzuciłem, po czym spuściłem głowę. Prawda była taka, że zostało mu najdłużej pół roku. Było mi cholernie przykro z tego powodu, bo nie rozumiem tego. Dlaczego dzieci muszą cierpieć? One są cudowne, i to właśnie one pomogą nam uczynić świat lepszym miejscem.
Ludzie zastanawiają się, dlaczego jeżdżę do tych wszystkich szpitali i domów dziecka. Nie robię tego by to odhaczyć z listy, tylko, dlatego, ze naprawdę współczuje tym dzieciom. One, wiedząc, ze zostało im kilka miesiąc życia cieszą się z każdego dnia, nie tak jak inni. Nie szanujemy swojego życia. Bo wiemy, ze możemy żyć, a ci, którzy mogą umrzeć, w każdej chwili robią wszystko by przeżyć niezapomniane chwile.
- Michael, dlaczego tak nagle zamilkłeś?
- A co mam mówić? Czasem lepiej jest milczeć.. I słuchać, co mówi do nas wiatr.
- A co mówi?
- A skąd mam wiedzieć. Nie znam wietrznego- zaśmiał się.- Cisza, jest czasem lepsza od rozmowy.
- Zgadzam się, w szczególności, jeśli masz odpowiadać, natrętnej dziewczynie, czy jej pupa wygląda nieźle w danej sukience- zaśmiałem się się- Na serio.
- Oh Ryan.. Co ja będę bez ciebie robił.
- Umrzesz z nudów Królu, chociaż Mac, jest godnym zastępcom..
- Jesteście tam samo szurnięci.
- Powiedział popapraniec- dał mi sójkę w bok.- Cieszę się, ze ciebie poznałem. Chociaż będę szczęśliwy przed śmiercią.
- Ryan..Proszę- do oczu napłynęły mi łzy. Nie wyobrażałem tego sobie.
- Królu... Mam do ciebie sprawę- oświadczył, gdy usiedliśmy w altance.
- Hymn...
- obiecaj mi, ze po mojej śmierci się nie poddasz- spuściłem głowę- I nie będziesz się obwiniał.
- Będzie mi ciebie brakowało..
- A i uważaj na Jordana- zrobiłem zaskoczoną minę- No, nie na Jordana a na jego ojca... On nie wygląda na szczerego. Obiecaj, ze będziesz uważał.
- Obiecuje, o wszech wiedzący- zaśmiał się.
- I dbaj o moja mamę. Nie chce żeby się poddała- spuścił głowę- Tyle przeze mnie wycierpiała. Na pewno żałuje, że ma takiego syna.
- Nie pieprz głupot.
- MJ przeklina dobry Boże- uśmiechnąłem się, chociaż w moich oczach zalśniły łzy.- Nie płacz. Nie opłaca się.
- Nie płacze. Oczy mi się pocą- rzuciłem wycierając policzki.- I twoja mama nie żałuję. Jest bardzo dumna. Tak samo jak ja.
- Dlaczego jesteś dumny? To ja mogę być dumny z ciebie. Jesteś królem Popu.
- To nic w porównaniu do tego, co ty robisz- był zaskoczony- Jesteś najodważniejszym i naj silniejszym ' facetem'- uśmiechnął się dumnie- jakiego poznałem. Ja bym nie dał rady. Ty dajesz.
- Bo mam takiego cudownego przyjaciela..Wiesz mi też oczy się pocą.
Zaśmiałem się.- Jesteś najlepszy.
- Ty też... Nie zapomnę cie Ryan...


8 Kwietnia 1990 roku.
Indianapolis 


 Dziś odbywał się pogrzeb Ryana. Nadal nie dowierzałem, ze on umarł tak szybko. Za szybko to minęło. Może od jego śmierci minął tydzień, jednak czuje się jakby minął juz miesiąc. Jednak... Ryan umarł szczęśliwy. Na jego twarzy gościł uśmiech. 

- Moi drodzy... Spotkaliśmy się tutaj by pożegnać- wziął jeden wielki wdech- bardzo dzielną, młodą osobę- mówił cichym, pełnym rozpaczy głosem.
- Dzisiejszego dnia, pożegnamy się z  młodym, bardzo silnym chłopcem. Ryan White zostanie w naszych sercach na zawsze. Sam stojąc tu nie dowierzam, ze to wydarzyło się tak szybko. Jeszcze niedawno mnie odwiedził, i mnie rozśmieszał- odparł kapłan spuszczając głowę.- Przez  5 męczył się z AIDSEM. Stał się międzynarodowym symbolem dziecięcej walki z HIV/AIDS. Nie znam bardziej silnego chłopca... W ostatnich miesiącach nie było z nim najlepiej. Z każdym dniem.. Było coraz gorzej. Lecz nie przestawał się uśmiechać, nawet teraz jest przy nas. 
Ksiądz mówił o jego dalszej o walce Ryana. Nie umiałem tego słuchać. Nie dowierzałem, ze to się dzieje naprawdę. Jeszcze niedawno zajadaliśmy się czekoladowymi ciasteczkami a teraz on tam leży. 
Po chwili do fortepianu podszedł Elthon John, po czym zaczął śpiewać piosenkę dla Ryana. 
Po kilku nastu minutach przyszła pora na mnie. Wstałem, opanowałem nerwy i zacząłem:
- Nadal niedowierzam, ze to się stało tak szybko. Ryan powiedział, ze, jeśli będę płakał to skopie mi zadek. Jak kiedyś się spotkamy będzie musiał to zrobić.  Jeszcze nigdy nie spotkałem takiego kogoś jak Ryan White. Był on z całą pewnością naj niezwyklejszą osobą na tej ziemi. Nie wiele jest osób, które by dały być takie silne jak on... Nawet nie wiem, co mam mówić... Jeszcze nie dawno, chodząc po Neverlandzie żartowaliśmy, a Ryan udawał gwiazdę Rocka i skakał po kanapie udając, ze gra na gitarze- ksiądz, i kilkanaście osób ( w tym mama Ryana się zaśmiała) a teraz- popatrzyłem na jego zdjęcie, stojące przy trumnie- On tu leży..Był on cudownym przyjacielem. I nigdy go nie zapomnę. Dał on mi dużo siły... Było wiele szczęśliwych  momentów, i mam nadzieję, że jak się ponownie spotkamy... Znów będziemy mogli przeżyć śmieszne i szczęśliwe chwile..- Spuściłem głowę. Nie byłem w stanie więcej powiedzieć. 

Popatrzyłem na ciało Ryana w trumnie. Uśmiechał się. Był szczęśliwy.
' Zegnaj Ryan. Nawet nie wiesz jak za tobą tęsknimy... Ale obiecuje ci.. Nie poddam się. Nie zapomnę cię narwańcu....'

****
15.08.1992
Spacerowałem po Neverlandzie. Późnym popołudniem, gdy słońce zaczęło chować się za horyzontem Nibylandia wyglądała naprawdę pięknie. Czerwono-pomarańczowa barwa oblała niebo, powiew

Letniego wiatru muskał mi twarz. Otuliłem się kocem i skierowałem się w kierunku mojego magicznego drzewa. Rozglądałem się dokoła. Byłem sam. Westchnąłem i chciałem iść dalej, gdy

Poczułem szarpnięcie za koc. Popatrzyłem w dół i uśmiechnąłem się. Przede mną stała moja ukochana małpka o imieniu Bubbles. Schyliłem się i wziąłem bubblesa, na ręce.
- Cześć małpko...Ty nie masz mnie jeszcze dość?- Wyszczerzył się, a ja zachichotałem- To znaczy, tak czy nie?
Zapewne większość ludzie uznałaby mnie teraz za idiotę.
' Już cie za niego uważają'- rzuciła podświadomość.
' Mam to gdzieś'

Przypomina mi się nawet jedna rozmowa z moją siostrą La Toyą, która uważa, że zwierzęta powinno się trzymać w klatkach. Ja tego nie rozumiem. Zastanawiam się, jakim cudem jesteśmy rodzeństwem.
' - To zwierze. Nie człowiek, Mike. On i tak cię nie rozumie.'
- Nawet, jeśli, mnie nie rozumie, to czuje, kiedy ktoś go kocha, a kiedy nie'- odpowiedziałem jej wtedy biorąc łyka fanty.
'- Niby, czemu'
'- Ponieważ każda żyjąca istota czuje...'

No właśnie. Każdy ma jakieś uczucia. Ja też. Lecz chyba media, myślą inaczej. Westchnąłem i spojrzałem na Bubblesa- Kocham cie ty mój zdolny zwierzaczku.
Przyłożył głowę do mojego ramienia. Uśmiechnąłem się delikatnie, po czym przeniosłem wzrok na chowającą się za horyzontem kulę świetlną. To wyglądało magicznie. A Natura zawsze umiała mnie uspokoić. Uśmiechnąłem się do siebie, po czym udałem się w kierunku mojego drzewa.

***
Siedziałem na łóżku, zajadając się słodkimi piankami i oglądając stare rodzinne filmy, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Przeszkadzam?- Za drzwi wyłoniła się moja ukochana przyjaciółka. Elizabeth Taylor. Uśmiechnąłem się do siebie.
- Liz- szepnąłem. Zszedłem z łóżka, podszedłem do niej i po prostu się przytuliłem.

- O, stęskniłeś się kochanie?
- Co to za pytanie... Ja umierałem z tęsknoty- oświadczyłem, na co Liz się zaśmiała. Usiadłem z powrotem na łóżku, a Liz usiadła obok mnie.
- Ja też, kochaniutki, a co oglądasz?- Spytała biorąc jedna cukrową piankę.- I co tak tu cicho? Zazwyczaj nie dało się normalnie rozmawiać, tylko trzeba było się do siebie drzeć.
- Mac nie może, bo jest chory, Jordan jest w kinie z tatą, po, mimo iż nie chciał, Janet jest na randce.. Wszyscy mają mnie gdzieś.
- Powinieneś wyjść na miasto i kogoś poznać.
- Tak, to dobry pomysł- powiedziałem z ironią- Pójdę na miasto, poderwę jakąś ładną dziewczynę, a potem powiem cześć kochanie masz ochotę zabawić się z Michaelem?- Liz się zaśmiała- Ja nie znam kobiet... One są czarną magią.
- Wypraszam sobie.
- Mówię fakty... Jedna osoba napisała książkę o kobietach... Wszystkie strony zostały puste... A tak właściwie chcesz herbatkę?
- Nie dziękuje kotuś...Co robiłeś jak mnie nie było?
- Przez te dwa cholernie długie męczące dwa dni, chodziłem z kątu do kątu..Nie umiejąc znaleźć sobie miejsca.. Czułem się cholernie samotny... Tylko Bubbles, nie miał mnie dość.
- Kochanie naprawdę trzeba ci kogoś znaleźć- oświadczyła troskliwie, głaszcząc mój policzek.
- Ale, po co? Mam ciebie. Ty jesteś najlepsza- widziałem jak chytry uśmiech przemknął jej przez twarz.
- OJ umiesz, zawstydzić kobietę.. I uwierz, ze nie jest łatwo mi oddawać ciebie jakieś babie słodziaku... Jakbym była młodsza..
- To bym leciał po pierścionek zaręczynowy.
- Dokładnie...Od razu bym za ciebie wyszła.
- za takie coś, czym jestem? Ani ładny, ani mądry?
- Jesteś cholernie przystojny. Trochę szurnięty, ale to pozytywnie, miły, zabawny i mądry.
- Mądry? Ja? - Pokazałem na siebie palcem-Ha, dobre, dobry żart, chyba mnie z kimś pomyliłaś- Liz walnęła mnie poduszką- No, co?
- Przymknij się.
- Nawet twój piesek mnie nie lubi i ostatnio mnie ugryzł- poskarżyłem się, uśmiechając się szeroko.
- Jak gadałeś takie głupoty to się nie dziwie. Należało ci się- zrobiłem nadąsaną minę.- Nie dąsaj się.
- Mam focha- oświadczyłem padając na poduszki.- A tak na serio to, jeśli chodzi o kobitkę... Jest Brooke.
- Michael, kogo chcesz oszukać, może i kiedyś byliście w sobie na serio zakochani, ale teraz chodzi o sam wiesz, co- poczułem jak się rumienię. - Mówię fakty panie ładny.
- Ja już nic nie mówię- zakryłem twarz poduszką.
- Michael czy to..- Zaczęła. Odłożyłem poduszkę na bok, po czym wstałem i spojrzałem na ekran, uśmiechając się widząc małą blondyneczkę.
- To Lisa Marie Presley..
- Ależ ona była słodka!
- I miała swój charakterek.
- A co powiesz na nią?
- Liz, nawet jakbym chciał z nią iść na randkę to nie mam jej numeru... I nie mamy ze sobą kontaktu.
- To nie probl..- Wciąłem się w jej zdanie:
- Ma męża.
- No fakt- jej zapał zastygł.- Czemu takie fajne dziewczyny muszą być zajęte, a dziewczyny, które są jak zabawki są wolne.
- Odpowiedź jest w pytaniu Liz... I o ile się nie mylę lubisz facetów zabawki...
- Oj, oj bez przesady- oświadczyła, robiąc nadąsaną minę- Dwa razy mi się zdarzyło.
Zaśmiałem się.- Nic nie poradzę, na to, ze na nich wpadłam.
- Liz, Liz, Liz- pokręciłem rozbawiony głową.- Ty masz farta.. Już tyle razy brałaś ślub.
- Ha, uwierz, ze ty będziesz brał więcej razy... Będziesz miał jeszcze z 20 rozwodów.
- Nigdy nie pobiję ciebie.
- Czy ty coś sugerujesz?

- To, że jesteś niezastąpiona, jeśli chodzi o tą dziedzinę- rzuciła we mnie poduszką. 
- Okej, zgadzam się- przyznała w końcu uśmiechając się szeroko.. Wiesz, co jednak zdecyduje się na tę herbatkę.
- łyżeczka półtorej cukru?
- Świetnie mnie znasz- oświadczyła biorąc książkę z szafki.
- Nie obrazisz się jak wsypie ci całą cukierniczkę?
- Spróbuj, a tak stłukę twój chudziutki tyłeczek na placki ziemniaczane..
- W takim razie postaram się jakoś opanować...

***
10 Luty 1993
Neverland Valley Ranch
19:30
- Umawiasz się, chodzisz na randki?- Spytała Oprah Winfrey. Miałem z nią obecnie wywiad u mnie w Neverlandzie i co mnie trochę dziwiło. Wcale się nie denerwowałem.
- Tak- rzuciłem krótko.
- Z kim się umawiasz?- Brnęła dalej.
- Teraz jest to Brooke Shields. Staramy się nie bywać wszędzie, chodzić wszędzie, spotykamy się raczej w domu. Ona przychodzi do mnie, ja przychodzę do jej domu, bo nie lubię miejsc publicznych.
-Czy kiedykolwiek się zakochałeś? 

- Tak- uśmiechnąłem się.

- W Brooke Shields? 
-Tak i jeszcze w jednej dziewczynie. 

 - W innej dziewczynie?- Zaśmiałem się- Pozwól, że cię zapytam, trochę mnie to krępuje, ale i tak cię spytam. Czy jesteś prawiczkiem?  
- Yhh- uśmiechnąłem się wstydliwie, po czym zakryłem twarz dłonią.- Jak mogłaś zadać mi takie pytanie?- Szepnąłem czując jak pieką mnie policzki. Szczerze takiego pytania się nie spodziewałem. Przez chwilę ochotę miąłem wstać i wyjść na chwile. Ale Oprah wyglądała na niewzruszoną, wręcz zaciekawioną.
-Po prostu chce wiedzieć- oświadczyła.
- Jestem dżentelmenem- rzuciłem pierwszą odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy. Nigdy na to nie odpowiem. Jak ona w ogóle mogła mnie zapytać o takie coś?
' Twoje fanki to bardzo interesuje. Wywijaj jeszcze bardziej tyłkiem na ekranie'- rzuciła podświadomość.
-Jesteś dżentelmenem? 
- Jestem dżentelmenem. - Powtórzyłem.
-Zinterpretowałabym to tak, że dama jest damą, więc… - nie wyglądała na ucieszoną moją odpowiedzią.
' Bo jej nie odpowiedziałeś'
- To jest coś prywatnego. Nie można o tym ot tak otwarcie mówić. Możesz mnie teraz nazwać staroświeckim, jeśli chcesz, ale wiesz, chodzi mi o to, że to już sprawy bardzo osobiste. -Wytłumaczyłem, po czym zaśmiałem się krótko i nerwowo.
 Więc nie odpowiesz na to pytanie? - Spytała zawiedzona
-Jestem zawstydzony. - Zachichotałem, przygryzając wargę.

***
- No braciszku popisałeś się- do mojego pokoju wpadła Janet.
- Mogłeś odpowiedzieć na to pytanie- dodała siadając obok mnie.
- Wiesz ty, co,..
- No, co?
- Przymknij się, Donkey- walnęła mnie z poduszki.- A tak właściwie, co tu robisz?
- Brett dzwoni do ciebie od rana a ty nie odbierasz..
- ta, bo gdzieś telefon mi się- podniosła mój telefon.
- Gdzie był?
- W lodówce..- To na pewno sprawka Mac'a- oświadczyłem biorąc telefon do ręki- Chociaż, lodówka lepsza od piekarnika, co nie.
- Mój Boże, oddzwoń do niego.
- A czego chce?- Wzruszyła ramionami. Wybrałem numer do mojego dobrego przyjaciela. Po trzecim sygnale odebrał.
- No wreszcie..
- Przepraszam Brett, ale telefon mi się zagubił.
- Był w..- Zaczęła Janet, lecz zakryłem jej usta dłonią.
- Co chciałeś?
- Ostatnio trułeś Johnowi o numerze do Lisy, co nie..
- Nom.
- Co byś powiedział, na spotkanie z nią u mnie jutro o 20?- Zaproponował.
- Pewnie..
- I mam do ciebie prośbę, zapewne wiesz, ze Lisa próbuje, swoich zdolności, jako wokalista.
- tak słyszałem o tym- podszedłem do okna.
- Ale nie wierzy w siebie i boi się..
- Porównania do ojca- wtrąciłem.
- tak no właśnie i mógłbyś przesłuchać jej piosenki?
- Pewnie, to jutro o 20 tak?- Przygryzłem wargę.
' Spotkam moją zadziorną słodką małą księżniczkę'
' Nie małą... Ona ma 26 lat!'
- Tak... Do jutra.
- Do jutra.- Oświadczyłem i się rozłączyłem- Janet musisz mi pomóc...

NASTĘPNY DZIEŃ:

Podjechałem pod willę mojego przyjaciela Bretta Livingstona- Stronga. Wyłączyłem silnik, po czym opadłem na siedzenie. O czym ja będę z nią gadał. Ba jak ja mam zacząć rozmowę?
' Cześć Lise, co u ciebie słychać? Tęskniłaś za swoim szurniętym przyjacielem?'
' A może jak układa się u ciebie w życiu? Słyszałem, ze masz dziecko i męża?'
' A może od razu się jej zapytaj, czy jej mąż ją zaspokaja'- jęknęła zirytowana moja podświadomość. 
Wyciągnąłem kluczki do stacyjki, po czym wysiadłem z samochodu. Byłem ubrany w czarne dżinsy i białą koszulę i marynarkę.
Szczerze, gdyby nie Janet w ogóle bym nie wyszedł. Zapukałem do drzwi i czekałem. Po chwili otworzył je mój przyjaciel.
- No witam Michaela Jacksona.
- cześć Brett.
- Wchodź- oświadczył. Wszedłem do środka, rozglądając się dokoła.- Lisa przyjedzie za 10 minut- oświadczył. 
- Okej...


Gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, Brett poszedł otworzyć, ja natomiast podszedłem do okna, wyglądając przez nie. Byłem ciekaw jak potoczy się to spotkanie.. I czy ono odmieni moje życie.
- Michael- usłyszałem głos Bretta. Odwróciłem się. U jego boku stała, piękna brunetka.- Przedstawiam ci Lisę Marie Presley...
- Cześć- rzuciłem speszony.
Uśmiechnęła się, przygryzła wargę.

- Cześć..



"Może się spot­ka­my znów po kil­ku latach
Może właśnie tu­taj lub na końcu świata "


I jak podobało wam się? Co do tego momentu z wywiadu, uwielbiam go. Ostatnio zastanawiałem się co Michael wtedy musiał poczuć... jakbym ja miał odpowiadac na takie pytanie na żywo... wolę sie nie zastanawiać jakbym zareagował.
Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam. Mike

wtorek, 21 lipca 2015

I'm Here With You, Rozdział 2

Cześć wszystkim. Jak mija wam dzień? Bo mi mam pól godziny spokoju od moich kuzynów. Uwielbiam ich, ale ile można. To co oni wyrabiają... szkoda gadać. Dziś rano na przykład zostałem obudzony brutalnie. Oblali mnie wiadrem zimnej wody.. małe potwory... ale uwielbiam ich.
Szczerze jak może wiecie bo kiedyś to wspominałem, zakładałem blogera z moją siostrą... i nie wiem co jej się stało, ale już po raz tysięczny chce zacząć pisać opowiadanie. Ona jest strasznie niecierpliwa, i nie umie się zdecydować. Wiec nie wiem czy nie będę musiał jej pomóc pisać. opowiadanie.. bo uważa, ze ja jestem już doświadczony, jeśli chodzi o blogowanie. Oczywiście będzie pisać o Michaelu, ale co z tego wyjdzie... nie mam pojęcia. Z tego co wiem.. chce się trochę wzorować na jednym z moich opowiadań... jestem na prawdę ciekawy co z tego wyjdzie:)
Szczerze pisząc ten rozdział, w kółko słuchałem piosenkę Aleshy Dixon-" The Boys Does Nothing"
Cholera ta piosenka jest genialna. I szczerze jako małe dziecko, cholernie mi się podobała w tym teledysku. z resztą mojemu bratu też... teraz już mi przeszło :)
No, nic. Zapraszam do czytania.
A i znalazłem gif, z Priscillą i mała ( roczną Lisą) Jest słodki.
Sweeet XD
***************************************************
Siedziałem w salonie, z Lisą i Panem Presleyem. My graliśmy w karty a Lisa, nam kibicowała. A dokładniej mi, na co Elvis był obrażony:) Uśmiechnąłem się do siebie. Położyłem karty na stole.
- To chamstwo. Znów wygrałeś- oświadczył, opadając na krzesło. Lisa rzuciła mi się na szyję ściskając mnie i wykrzykując głośno. ' Michael jest najlepszy'- Córa, co to miało znaczyć, co?
- Nie martw się tatusiu- poszła do niego i usiadła mu na kolanach- W innych rzeczach jesteś mistrzem.. Ale jeśli chodzi o karty.. Michael jest lepszy.
- przeciągnąłeś moją córeczkę kochaną na swoją stronę?- Zaśmiałem się.
- Ja się zemszczę- dodał.
- Może innym razem.. Chodź Lisie- wskoczyła mi na kolana. Zrobiliśmy noski eskimoski a Elvis się zaśmiał.
- Oh... Wyglądacie tak słodko razem.
- Lisa ma 6 lat- oświadczyłem bawiąc się jej rączką.
- Ale ma silniejszy charakter niż inne dzieci.. I jest cholernie uparta.
- Wie pan. Dziewczyny żyją w swoim własnym świecie- Lisa dźgnęła mnie w brzuch- Mówię fakty.
- On ma racje Lisie.
- Faceci... Gorzej niż z dziećmi.
- Powiedziało dziecko..
- psssy, może i jestem dzieckiem, ale wiem więcej niż ty..
- Kto był pierwszym prezydentem Ameryki?- Zapytałem. 

- George Washington- wystawiła mi język, a ja popatrzyłem zaskoczony na Elvisa.

- Szkoda, gadać, ona jest strasznie przemądrzała- rzucił.
- Wypraszam sobie- założyła ręce na klatce piersiowej. - Właśnie, dlatego wolę Michaela.- Zachichotałem.
- Ty wolisz Michaela, bo bujasz się w nim.
- Wcale, ze nie.
- A kto mówił, ze jest przystojny?
Poczułem jak zaczynają piec mnie policzki.  Przygryzłem wargę i spuściłem głowę.
- Coś ci się wydawało.. Powiedziałam, ze jest seksowny a nie przystojny- oświadczyła, po czym spuściła zawstydzona głowę. - Przepraszam.
- jesteś za mądra na swój wiek.
- Ta.. Wiem, za dużo gadam... Ale to przez Georga.. On powiedział mi coś nie fajnego.
- Niby, co?- Zapytał zaciekawiony, Elvis. Sam byłem ciekawy.
- Ze bociany wcale nie przynoszą dzieci- wybuchłem śmiechem, a Elvis, otworzył szeroko usta- Podobno..
- Ciiśś- przyłożyłem jej palec do ust- Twój tato zaraz zawału dostanie.
Lisa wybuchła śmiechem, a Elvis pomrugał zaskoczony.
- Ja sobie z nim pogadam- oświadczył, chciał coś dodać, ale do pokoju wrócili chłopacy, który poszli' na łowy' jak to oni nazywają podrywanie.
- Pan Presley.- Rzucił Jermaine- dzień dobry.
- Cześć chłopaki.
Moi bracia się przywitali, po czym usiedli koło nas.
- Michael, czemu z nami nie poszedłeś?
- Ponieważ Michael ma trochę rozumu i nie zarywa do każdej dziewczyny, która ma duże cycki, wylewające się wręcz z dekoltu- wraz z jej ojcem zachichotaliśmy.
- Masz charakterek to dobrze...
- Nie lubię cię- pokazała Jermaine'owi język.
- A Michaela tak?
- Tak, bo jest szurnięty..
- Powiedziała narwana, szurnięta dziewczyna- rzuciłem gilgocząc ją. Zaczęła się śmiać, po czym zerwała się ze mnie i pobiegła do swojego tatę.
- Nie gilgocz- wystawiła swoje ząbki- Bo dostaniesz w łeb z poduszki.
- Tatusiu ochronisz mnie przed tym psycholem.?- Popatrzyła na niego.
- Pomyślmy.. Przed chwilą Michael był lepszy- oświadczył podnosząc jedna brew. Lisa westchnęła.
- Oj no.. Nie fochaj się... To ochronisz mnie, czy mam się chować pod łóżko, chociaż znając tego chudzielca on tam się zmieści i mnie dorwie.
- Chodź, kochanie- rzucił z uśmiechem.- Kocham cię ty szurnięta, zwariowana córeczko.
- A ja ciebie tatusiu.

Uśmiechnąłem się smutno. Ile ja bym dał, żeby się przytulić na chwilę do własnego ojca... Albo przynajmniej z nim porozmawiać? Czy to aż tak wiele? Dlaczego jest dla mnie taki... Nie kocha mnie?
Westchnąłem, po czym wstałem. Lisa popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Stało się coś?- Spytała.
' Tak, chce iść do mojego taty, i chce żeby powiedział, mi, że mnie kocha, i żeby mnie przytulił... Chce, choć raz poczuć w pełni, ze mam ojca'
- Nie- powiedziałem. Jakbym powiedział więcej... Głos by mi się załamał. Spuściłem głowę, po czym udałem się do' swojego ' pokoju. Usiadłem na parapecie, patrząc przez okno. Na dworze panowała prawdziwa wichura. Szczerze uwielbiałem się przyglądać, burzy. To było prawdziwe przedstawienie. Oparłem policzek o szybę. Po szybie spływały krople deszczu, a po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy.
- Nie płacz- usłyszałem cichy głos Lisy. Popatrzyłem w jej stronę. Wytarłem łzy, po czym znów popatrzyłem przez okno.- Misiek.. Chce do ciebie na kolana- oświadczyła. Wyciągnęła do mnie ręce. Wziąłem ją, po czym posadziłem sobie na kolanach. Wtuliła się we mnie.- Nie płaczemy. Duży z ciebie chłopczyk tak?- Zaśmiałem się.
- tak, ale wiesz czasem trzeba popłakać, żeby poczuć się lepiej.
- tatuś mówi identycznie..
- Widzisz..
- Ale nie płaczesz, przeze mnie?- Pokręciłem przecząco głową.- To, dla czego?
- Tak, o... Musze się wypłakać, by potem się śmiać.. Wiesz?
- Nom...A  Mickey? Jak to jest, gdy wokół ciebie jest miliardy fanów.. Nie boisz się stać na scenie?
- Nie.. Scena jest dla mnie domem. Cieszę się tym, kim jesteś.
- Ale jesteś smutny..
- Bo jestem sam, nie wiem, na kim mogę polegać...
- Jak to, na kim? Na mnie- rzuciła oburzonym głosem. Powiedziała to tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
- Wiem księżniczko...

****
Jak to było zawsze po występie, Lisa przyszła do nas na tyły sceny. Gadała jak najęta, mnie jednak trochę zaniepokoił fakt, iż nie było z nią Elvisa. Zawsze z nią chodził. Nigdy nie zostawiłby Lisy samej.
' Tatuś się, źle czuł'- wyjaśniła. Zrobiłem ciche ' och’, po czym uśmiechnąłem się do Lisy.
- To, co robimy?
- Wiesz najchętniej wywinęłabym jakiś kawał twoim barciom... Ostatnio nam się udało- zaśmiałem się.

-  Fakt
- Chwila moment- podszedł do nas Jackie- To była wasza sprawka?
Spojrzeliśmy na siebie z Lisą, po czym pokręciliśmy głowami, chichocząc pod nosem.
- Skąd przyszło ci takie coś do głowy?- Rzuciłem, zakładając ręce na klatce piersiowej.- Jak możesz nas oskarżać?
- No właśnie. Głupek z ciebie- mruknęła Lisa- To niedo wiary. Czuje się urażona. Foch forever- oświadczyła, po czym tupnęła nogą, założyła ręce na klatce piersiowej i uniosła głowę wysoko do góry, a ja wybuchłem niepohamowanym atakiem śmiechu.  Lisa spojrzała na mnie z politowaniem- A ty, z czego cieszysz wafla?
Skuliłem się, nie umiejąc przestać się śmiać. I po chwili to skończyło tak... - Moje rodzeństwo się śmiało w niebogłosy, a Lisa patrzyła na mnie jak na kosmitę, uśmiechając się do siebie i kręcąc rozbawiona swoją główką, tak, że dwa warkoczyki, jakie miała podskakiwały.- Opanujesz się?
- Nie umiem- szepnąłem. Taka była prawda. Przez Lisę, coraz częściej mam takie napady. Usiadłem, po czym starałem się uspokoić. Podeszła do mnie La Toya. Przyłożyła rękę do mojego czoła, i westchnęła zrezygnowana.
- ma gorączkę- rzuciła.
- Widzisz, co zrobiłaś- powiedziałem oskarżycielsko do Lisy.- Zła Lisa.
- Zła? Zła pożałujesz, ty wielki buraku- rzuciła się na mnie i zaczęła łaskotać.
Usłyszałam jak moje rodzeństwo wciąga powietrze. Popatrzyłem do góry i zobaczyłem nade mną Josepha.
' Świetnie'
Lisa ze mnie zeszła zawstydzona. Wstałem, otrzepałem się, po czym spuściłem zawstydzony głowę. Joseph nie był sam. Koło niego stał Elvis i jego żona.
- Cześć Mike- podszedł do mnie Elvis, uśmiechając się.- Widzę, ze wiele mnie ominęło.
Spojrzeliśmy na siebie z Lisą, po czym wykrzyknęliśmy równocześnie:
- To on zaczął!
- To ona zaczęła!
- Nie prawda! Bo ty- wykrzykneliśmy równocześnie. Oboje zrobiliśmy urażone miny, po czym odwróciliśmy się, założyliśmy ręce na klatce piersiowej.
- Foch- rzuciłem.
- Ja mam focha forever.
- to se go miej.
- No i będę go sobie miała.
- PSS, nie przeproszę cię.,
- A ja ciebie..- Usłyszałem kobiecy śmiech. Popatrzyłem na mamę Lisy. Była rozbawiona tą sytuacją. Nie miej niż ojciec Lisy.
- Dzień dobry- rzuciłem speszony.
- Witaj. Ty jesteś Michael- pokiwałem głową- Priscilla Presley.
- Bardzo mi miło.
- A więc to o tobie tak nawija nasza córka.
- Nie nawijam, bo jest baranem- uklęknąłem obok niej.
- Przepraszam.. Wybaczysz mi?
- Nie.
Zrobiłem minę, jak kot ze shreka, widać było, że mięknie.
- No, dobra ja też przepraszam- przytuliła mnie.
- Jesteście cudowni.
- Miło to słyszeć.
- udany byłby z nich duet...- Oświadczył Elvis.- Już widzę ich, jako małżeństwo.
- Zgadzam się w pełni- Rzucił Jermaine.- Oj udałby się ten duet...
Spojrzeliśmy na siebie, z Lisą, po czym wzruszyliśmy ramionami....
' Niech sobie gadają'

Tydzień później:

Byłem zaskoczony tym, ze Lisa nas wczoraj nie odwiedziła. Zawsze była na naszym koncercie. A Jak nie mogła, to Elvis, dzwonił i nam o tym mówił. 
Przez ten krótki czas, zżyłem się z ta małą pokraką. I teraz jest mi bez niej cholernie smutno.
- Michael! Chodź tutaj!- Usłyszałem krzyk Toyi. Zerwałem się z łóżka i wbiegłem do salonu. Wszyscy siedzieli zaszokowani.
- Co jest?
- Too- szepnął Randy pokazując na ekran telewizora. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
' Elvis Presley nie żyje'
Usiadłem na sofie, nie umiejąc wydobyć z siebie słowa.
-  Zgłośnij- wydukałem, gdy dziennikarka, zaczęła mówić.
- Przyczyną śmierci jest najprawdopodobniej przedawkowanie lekarstw. Elvis został znaleziony wczoraj około południa przez swoja małą córkę Lisę Marie- zakryłem usta dłonią. Nie słuchałem. Wstałem i podszedłem do okna.
' Został znaleziony przez swoja córkę Lisę Marie'
' Boże ona przeżyła traumę'
Nie odzywając się do mojego rodzeństwa udałem się do swojego pokoju. Usiadłem na parapecie. Nie rozumiałem tego. Skoro, przedawkował lekarstwa, to musiał być uzależniony od dłuższego czasu.
' Ja nigdy nie zrobię czegoś takiego'




Przepraszam za masę błędów. Postaram się dodać dziś jeszcze jedną część, ale nic nie obiecuje.
A tak w ogóle podobała wam się notka?
Pozdrawiam. Mike

poniedziałek, 20 lipca 2015

I'm Here With You , Rozdział 1

No, cześć. Jak widzicie, udało mi się wrzucić. Przez dwie notki akcja będzie sie toczyć w roku 1974. Kiedy to oni sie poznali.
Piosenka do notki:


------------------------------------------------------------------------------------

MGM Gran Hotel.
Godzina: 17:40

Zostaliśmy ogłuszeni głośnymi brawami. Uśmiechnąłem się do siebie, spojrzałem na mała Janet, która wraz z nami występowała. Janet popatrzyła na mnie, po czym podeszła do mnie i się przytuliła. Wszyscy się ukłoniliśmy, i już mieliśmy schodzić ze sceny, kiedy dostrzegłem małą dziewczynkę z bandą ochroniarzy. Wzruszyłem ramionami, po czym weszliśmy na zaplecze.
Janet oczywiście jak to miała w zwyczaju wszystko przezywała, z resztą jak Randy. Co się dziwić? Dla nich ten świat jest nowy, i wszystko  jest takie cudowne. Ja już trochę się dowiedziałem o Show Biznesie, i wiem, ze ma plusy, ale większa ilość to minusy.
- To było genialne!- Wykrzyknęła. Pokręciłem rozbawiony głową. Patrząc na nią przypominałem sobie czasy, kiedy to występowaliśmy jeszcze w konkursach amatorskich, kiedy to wszystkim się zachwycałem i darłem się na całe gardło.
- Musze się zgodzić z Janet, daliśmy czadu- rzucił Jermaine czochrając włosy Janet, która walnęła go w ramie- Auu za co to?
- Nie czochraj mi włosów, kobieciarzu.
Słysząc to roześmiałem, się. Wtedy wszyscy na mnie spojrzeli. Podeszła do mnie Rebbie.
- Mike, wszystko okej? Zazwyczaj gadasz jak najęty- to był fakt. Uśmiechnąłem się wymuszanie- Ostatnio strasznie zamknąłeś się w sobie... Wszystko okay?
- Tak, tak- rzuciłem uśmiechając się sztucznie. Mieli rację. Zmieniłem się. Nie byłem już tym samym Michaelem, co kiedyś. Ludzie nie widzą we mnie już tego małego słodkiego Michaela. Nie mogą tarmosić mnie po policzkach, bo nie wypada, mam w końcu 16 lat. Do tego przybyło mi sporo centymetrów wzrostu, mam jeszcze większe afro, a na mojej twarzy pojawia się coraz więcej pryszczy. Zaczynam po prostu wstydzić się swojego wygląd. Dlatego nie jest mi łatwo, z kim kol wiek rozmawiać. Co jest najgorsze? Każdego dnia, gdy patrzę w lustro wydaje mi się, że mam coraz więcej pryszczy. To powoduje u mnie stany depresyjne. Nie chce nigdzie wychodzić. Nie chce pokazywać się ludziom.
- Michael- zobaczyłem przez oczami, machającą rękę Rebbie. Potrząsnąłem głową i spojrzałem na Rebbie- Słuchasz mnie?
- Przepraszam zamyśliłem się...
- O czym myślałeś?
' Myśl, myśl'- myślałem gorączkowo w myślach.

-W pierwszym rzędzie siedziała mała dziewczynka.. Z mała ochrony. Wiecie, kto to jest?

- Nie- rzucił Jackie.- Sam się zastanawiałem, kto to.
- Michael idź zapytać Josepha- poleciła La Toya. Skinąłem głową.

Zobaczyłem Josepha, jak z kimś rozmawia. Byłem zaskoczony tym, że tam stoi sześciu ochroniarzy . 
- Tato- rzuciłem. Odwrócił się i popatrzył na mnie. Dopiero teraz dotarło do mnie, że tato rozmawia z samym Elvisem Presleyem, a u jego boku stoi ta mała dziewczynka, którą zobaczyłem schodząc ze sceny.
- Michael przedstawiam ci  Elvisa Presleya, wraz z jego mała córeczką Lisa Marie Presley- oświadczył  ojciec. Spojrzałem na małą. Schowała się za tatą. Wyglądała na speszoną. Uśmiechnąłem się do niej pogodnie, uklęknąłem i wyciągnąłem do niej rękę.
- Jestem Michael, a ty Lisa tak?- Pokiwała głową, po czym uśmiechnęła się nieśmiało- Miło cię poznać Lisie. Dziewczynka zarumieniła, się i spuściła głowę, na co Elvis i reszta się zaśmiali. Wstałem i rzuciłem:
- Miło Pana poznać, Panie Presley.
- Ciebie również. Jestem zachwycony, waszym występem.
- To nic takiego.
- OJ nie bądź już taki skromny. To był cudowny występ.
- Michael masz dziewczynę?- Usłyszałem cichy dziewczęcy głosik. Spojrzałem na Lisę i pokręciłem głową.
- Nie mam takiego szczęścia.
- To coś jest nie tak- wybuchłem śmiechem.- Powinieneś mieć.
- Niby, czemu?
- Bo.. Jesteś miły- rzuciła przygryzając wargę.- I przystojny.
Spuściłem zawstydzony głowę.
- Wydaje ci się.

- Nic mi sie nie wydaje panie nieśmiały- założyła jedną rękę na biodrze.
- Co się stało, z tą nieśmiałą dziewczynką?- Spytałem uśmiechając się.
- Mam siedzieć cicho?
- Mądra z ciebie dziewczynka.
- No wiem, a z ciebie mądry chłopak- wyszczerzyła się.
- Ile masz lat?
- Sześć- oświadczyła dumnie- A ty szesnaście prawda?- Pokiwałem głową.
- Lisa mi już od dawna marudziłaby przyjść na wasz występ. Jest waszą fanką.
- Naprawdę?- Lisa pokiwała głową.- Chcesz poznać chłopaków?- Pokiwała głową.- To chodź- złapała moją rękę i rzuciła:
- Tatusiu ja pójdę z Michaelem dobrze?
- Dobrze, zaraz przyjdziemy- oświadczył uśmiechając się.
- Kocham piosenkę it’s Too Late to Change. Jest cudowna, albo Dancing Machine, taniec robota jest genialny- zachwycała się.- Kto nauczył cię tak tańczyć?
- Sam sie nauczyłem.
- Jak?
- To chyba kwestia treningu. Mówię ci.
- Mi nawet trening by nie pomógł. Tańczyłabym jak słoń, z jednej nogi na drugą.
Wybuchłem śmiechem.
- Mogę cię pouczyć.
- Naprawdę?- Pokiwałem głową. Wykrzyknęła głośne ' Tak' i wtuliła sie we mnie. Pogłaskałem ja po włoskach. - Schylisz sie?- Poprosiła. Wykonałem jej polecenie. Dała mi całusa w policzek- dziękuje.
- To było miłe księżniczko.
- Nie pesz mnie, bo nadepnę ci na nogę.
- E nie będzie boleć, taki skarb jak ty nie może dużo ważyć.
- Powiedział prawdziwy chudzielec.
- ja dbam o linie okej?- Pokręciła rozbawiona głową. Podeszliśmy do mojego rodzeństwa. Byli zagadani i nawet mnie nie zauważyli. Spojrzałem na Lisę. Wzruszyła ramionami. - YHYM- odchrząknąłem znacząco. Odwrócili się i popatrzyli na mnie. 
- Już jesteś- rzuciła Janet.- Kto to?
- Chciałbym wam przedstawić, księżniczkę Rock and Rolla, córkę Króla muzyki Rock and Roll, przesłodką Lisę Marie Presley....

***

Tydzień później:


Siedziałem w pokoju hotelowym zastanawiając się nad tym, co się działo przez cały tydzień. Poznałem słodką Lisę Marie Presley, z którą się zaprzyjaźniłem, nie powiem, co widziałem jak robił mój brat Jermaine, i spotkałem przez przypadek dziewczynę z imieniem Julie, która mi się cholernie spodobała. Była przepiękna. Długie brązowe włosy, zielone oczy i ten nieziemski uśmiech, który błąkał się na jej twarzy. 
Starałem się o niej nie myśleć, ale nie umiałem. Wczoraj nawet się spotkaliśmy, i była na naszym koncercie. Przedstawiłem ją Lisie, która nie miała miłego nastawienia do niej i powiedziała mi, ( gdy Julie musiała wracać), że ona mnie skrzywdzi i będę tylko cierpiał. Nie wiem, co o tym myśleć. Lisa jest jeszcze dzieckiem. Nie wie jak dokładnie jest, chociaż sam się boje tego, że przez moje zauroczenie będę cierpiał. 
Joseph codziennie powtarza, ze nie mamy czasu na związki, teraz najważniejsza jest kariera. To skoro teraz nie ma na to czasu to, kiedy będzie?
Chciałbym pogadać o tym z chłopakami, ale wiem, ze zaczęliby się ze mnie nabijać.  Tacy już są. Juz wystarczy mi, że wyśmiewają mnie z powodu mojego olbrzymiego nosa.
Julie
- Michael- do pokoju wpadł Jermaine.- Idziemy na miasto.. Idziesz z nami?
- Nie.
- Hej, nie możesz tak cały czas tu siedzieć. Musimy się rozerwać. Może kogoś poznasz- poruszył brwiami, uśmiechając się.
' Już kogoś poznałem, i nie umiem się zdecydować, co mam robić'
- Nie, zostanę w hotelu...

- Jak chcesz- rzucił i wyszedł. 

***
- Cześć Piotrusiu- do mojego pokoju wpadła Lisa. Uśmiechnąłem się na jej widok. Rzuciła mi się na szyję.- Co porabiasz?
- Rozmyślam.
Usiadła po turecku.
- Nie mów, ze znów o tej Juliette.
- Julie, Lisie, Julie..
- E tam to, to samo. Nie wiem, co w niej widzisz. Puste babsko.
- A może ty jesteś zazdrosna, księżniczko.
- Nie..- Zrobiła naburmuszoną minę- Po prostu wiem, ze cię zrani. Daj sobie powiedzieć.
- Lisa masz 6 lat.
- Ale mój braciszek, też sprowadzał sobie dziewczyny i to się dobrze nie kończyło.
- Brat?
- Mój kuzyn, ale traktuje go jak brata- wyjaśniła.- Pogramy w monopoli?
- Tak...
- Nie myśl tyle o niej.
- Masz racje, dobra to ja idę, po monopoli- pokiwała głową, i zaczęła bawić się swoją bransoletką. 
Lisa, pomimo iż jest małą dziewczynką swój charakterek ma. I jest cholernie uparta.
Uśmiechnąłem się do siebie.
' Moja zazdrosna księżniczka'
Wróciłem z planszą do gry w monopoli, po czym zaczęliśmy grać.
Nawet nie zauważyłem jak szybko zleciał czas. Elvis przyjechał po Lisę, z czego ona nie była zadowolona. Pożegnała się ze mną i z moimi braćmi, ( którzy wrócili) i pojechała do domu.

- Miła dziewczynka- rzuciła Rebbie.
- Uwielbiam ją- oświadczyłem.
- Coś czuje braciszku, że kiedyś stracisz dla niej głowę.
 Popatrzyłem na nią.
- Nie stracę. Jestem tego pewien.

- Przekonamy się za kilka lat...

No. I Jak? Podobało wam się? Teraz jest mi trochę nieswojo pisać, bo w końcu Lisa ma 6 lat, ale potem będzie lepiej.
Co do notki.. oceniam ją na 2,5.
Wiem, ze mało się dzieje, ale w następnej postaram się zrobić więcej akcji i zrobić dłuższą tę notkę.
Przepraszam za błędy.




niedziela, 19 lipca 2015

Prolog:

Drogi Pamiętniku!


Od dawna otaczając mnie ludzie, którzy czegoś ode mnie oczekują. Już od dziecka mówili mi żebym był najlepszy, bym miał nienaganne maniery, mówili, jaki mam być. Nienawidziłem tego, ale byłem małym chłopcem z marzeniami. Chciałem by się spełniły.
Ludzie traktują mnie jak supergwiazdę i zapominają. Że jestem takim samym człowiekiem jak oni. Ze mam uczucia. Dla nich ważne jest, kim jestem... Nie, jaki jestem. Owszem moi fani mnie kochają i dają mi tyle miłości i tak mnie wspierają, że chyba nigdy się im nie odwdzięczę.. Jednak, gdy spotykają się z swoim idolem są tak podnieceni z tego spotkania, ze zapominają, że ta gwiazda jest taka jak oni. Też musi jeść, pić... Oddychać.
Większość widzi we mnie Króla Popu Michaela Jacksona. Gwiazdę tworzącą, sensację za sensacją. Nie chcą poznać prawdziwego mnie. Oceniają mnie, a wcale mnie nie znają. Snują o mnie przeróżne nieprawdziwe historie, w które wierzą. Nie pytając się o zdanie. Jest masa plotek na mój temat... Lecz nikogo nie interesuje, że one nie są prawdziwe. Czasem zastanawiam się.. Co podziało się z prawdą? Czyżby wyszła z mody? Paparazzi są wstanie pisać wszystko byle by sprzedała się dana gazeta. Skoro nie mogą zrobić skandalu chcą ubarwiać rzeczywistość. Dość często słyszę wiele krytyk oraz oskarżeń i nieprawdziwych plotek pod moim adresem.



Pewnie myślicie, że skoro jestem sławny mam masę znajomych. Niestety to nie jest prawda. Nie wiem, komu mogę zaufać. Nie jest łatwo zdobyć mojego zaufania. Już wiele razy sparzyłem się na ludziach. Wiem, do czego są zdolni. Połowa ludzi, która się ze mną 'przyjaźni' chodzi o pieniądze, o kontakty albo o popularność. Dla nich jestem tylko osobą, dzięki której zaistnieją. Już sam nie wiem, komu mogę zaufać, co bardzo boli. Dla obcych jestem strasznie zamknięty w sobie. Krzyczą' Kocham cię!' A na rogu wymyślają kolejną głupią plotkę. Wybielanie? Komora tlenowa ? Kości człowieka słonia? Mogę wymieniać w nieskończoność.
Nie da się nawet policzyć ile osób w to wierzy. 3/4 Społeczeństwa ma wyrobioną opinię na mój temat. A nawet mnie nie poznali. Nigdy nie rozmawiali ze mną, nigdy się nie spotkali. Wolą wierzyć tym pieprzonym hieną, będącym w stanie sprzedać własną matkę za kasę.
To wszystko bardzo mnie boli. Każdy sukces prowadzi do samotności. Myślałem, ze z czasem się przyzwyczaję, ale czy da się przyzwyczaić do samotnego życia?
Odosobnienie jest początkiem samotności. Oznacza pustkę, brak miłości, wsparcia, chłód..
Mam wiele marzeń. Od dziecka jestem typem marzyciela.. Ale.. Wiecie, jakie jest moje marzenie? Choć raz wyjść na miasto, jako normalny człowiek. Jako Michael.. Nie Król Popu. Nie lubię zamieszania wokół swojej osoby. Ludzie zastanawiają się, czemu nosze ciemne okulary lub maseczkę.. Dają mi trochę więcej swobody. Dlatego tak je kocham.

Co do wybielania.. Jeśli ktoś w to wierzy powiem to wyraźnie. Nigdy się nie wybielałem. Nawet nie znam takich preparatów. Nie interesują mnie. I nie interesuje mnie, co napiszą media. Nigdy bym się nie wybielił.  Nie wstydzę się tego, kim jestem. Jestem dumny z swojej rasy i mówię o tym otwarcie. Niestety nie mogę być czarny gdyż choruję na taką chorobę, ze przez nią tracę pigmenty w skórze i ona po prostu staje się jaśniejsza. Tyle. Nie będę szedł w moją medyczną historię, bo to prywatna sprawa. Bo prostu chce by ludzie nie wierzyli tak na każdym kroku wszystko, co usłyszą.
Słyszałem też taką plotkę.. Że niby kazałem poszerzyć sobie oczy by wyglądać jak biały człowiek. Biały? Co to właściwie oznacza?  Czy to ma jakieś znaczenie, jakiego koloru jesteśmy? To jest tak jakbyśmy np. nie chcieli przyjaźnić się z kimś przez to, ze jest rudy a nie brązowy. Jaki jest tego sens? Nie ważne jest, jaki mamy kolor skóry, oczu, czy włosów.. Ważne jest, jacy jesteśmy dla innych.

Elizabeth Taylor jest najlojalniejszą i najlepszą przyjaciółką, jaka kiedykolwiek mogłem sobie wymarzyć. Dała mi tyle miłości, siły.. Że jestem w stanie bardzo wiele osiągnąć. Nikt nie zrobił dla mnie aż tyle i ile Liz. I kocham ją z całego serca. Ludzie nie rozumieją naszej przyjaźni i robią to za dziwactwo. A nas po prostu łączy jakaś więź. Mieliśmy bardzo podobne dzieciństwa i od początku umieliśmy złapać.. Wspólny temat.
Chyba nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć się jej za tą czułość i miłość, jaka ona mi dała. Jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu.

Wiele dobrego zrobił dla mnie też Quincy Jones. Uwielbiam go.  Szczerze na początku nawet nie przypuszczałem, ze będziemy razem pracować. Ale nie żałuje. Było wiele chwil, kiedy się spieraliśmy, bo ja uważałem trochę inaczej niż on, ale zazwyczaj spędzaliśmy miło czas. Praca z nim to sama przyjemność. I pomyśleć, ze poznałem go już, jako 12 letni chłopiec.. Ale nasza przyjaźń rozwinęła się dopiero na planie The Wiz, gdzie grałem u boku cudownej Diany Ross. Szczerze nigdy o tym nie mówiłem, ale gdy mieszkaliśmy u niej.. Podkochiwałem się w niej. Nie przeszkadzała mi różnica wieku... Sam nawet nie wiem, kiedy się nią zauroczyłem. Spędzałem z nią masę czasu, a kiedy jej nie było byłem załamany. Prawie codziennie chodziliśmy po ołówki i farby do sklepów, a jak nie tam to zwiedzaliśmy muzea. Nikt by nie pomyślał, ze taka gwiazda jak Diana Ross, będzie pokazywać małemu chłopcu piękno sztuki. A tak było i jestem jej wdzięczny.

Mógłbym napisać jeszcze wiele o moim życiu. Całą książkę. Ale napisałem to, co jest dla mnie ważne. Dodam też kilka osób ( nie licząc mojej rodziny), które są dla mnie ważne.
Berry Gordy za to że dzięki niemu nasze marzenia się spełniły. Był cudownym nauczycielem dla mnie. I bardzo go kocham. Był dla mnie jak ojciec. Macaulay Culkin. Ten dzieciak nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Mamy podobne charaktery i oboje lubimy żartować i psocić. Dlatego tak dobrze się dogadujemy. Jordan Chandler z którym mogę rozmawiać, godzinami. Uwielbiam go! Bred Barn, który uwielbia mnie wkurzać i wyzywać Apple Head. ( Chociaż połowa dzieci tak na mnie mówi :) Wzięło to się stąd, ze jak byłem mały to stałem na skrzynce z jabłkami , gdzie było napisane moje imię)Cudowna Liza Minelli, Katherine Hepburn, ( z którą początkowo bałem się spotkać:), co byłoby czysta głupotą. I wiele innych osób.

Kończę, bo strasznie się rozpisałem. Kiedyś jeszcze tu zajrzę.


I jak? Podobał wam się prolog? Nie chciałem robić tu żadnego spotkania Michaela z Lisą tylko, opisać to co czuje Michael. Gdyż to będzie tylko' jego' opowiadanie. Chodzi mi o to, ze wszystko będzie oczami Michaela. Oczywiście jak mnie poprosicie, zrobię raz oczami Lisy, ale.. opowiadanie Michaela. I będzie ono poświęcone jego związkowi z Lisą Marie. Nie wiem jak było naprawdę, ale ja wierze, ze się kochali. Nie chce zbytnio wierzyć, ze zrobili to dla Medii.. a wy jak myślicie?  Postanowiłem na wakacjach, uciec na chwilę od Liberiana gdyż dostaje z nim do głowy. To opowiadanie, miało być na początku po skończeniu TMBGITW, jednak mam teraz trochę czasu i masę pomysłów, więc to wrzucam. Jutro postaram się coś wrzucić z Liberian Girl i TMBGITW, po jutrze You Rock My World i I'm Here With You, a w środę If You don't Love Me.
P.S co do wyglądu, bloga, nie przejmujcie się. To jest tymczasowy syf. Jutro się tym zajmę :)
Przepraszam za błędy.
Pierwszy rozdział pojutrze :)