Szczerze jak może wiecie bo kiedyś to wspominałem, zakładałem blogera z moją siostrą... i nie wiem co jej się stało, ale już po raz tysięczny chce zacząć pisać opowiadanie. Ona jest strasznie niecierpliwa, i nie umie się zdecydować. Wiec nie wiem czy nie będę musiał jej pomóc pisać. opowiadanie.. bo uważa, ze ja jestem już doświadczony, jeśli chodzi o blogowanie. Oczywiście będzie pisać o Michaelu, ale co z tego wyjdzie... nie mam pojęcia. Z tego co wiem.. chce się trochę wzorować na jednym z moich opowiadań... jestem na prawdę ciekawy co z tego wyjdzie:)
Szczerze pisząc ten rozdział, w kółko słuchałem piosenkę Aleshy Dixon-" The Boys Does Nothing"
Cholera ta piosenka jest genialna. I szczerze jako małe dziecko, cholernie mi się podobała w tym teledysku. z resztą mojemu bratu też... teraz już mi przeszło :)
No, nic. Zapraszam do czytania.
A i znalazłem gif, z Priscillą i mała ( roczną Lisą) Jest słodki.
Sweeet XD
***************************************************
Siedziałem
w salonie, z Lisą i Panem Presleyem. My graliśmy w karty a Lisa, nam
kibicowała. A dokładniej mi, na co Elvis był obrażony:) Uśmiechnąłem się do
siebie. Położyłem karty na stole.
- To chamstwo.
Znów wygrałeś- oświadczył, opadając na krzesło. Lisa rzuciła mi się na szyję ściskając
mnie i wykrzykując głośno. ' Michael jest najlepszy'- Córa, co to miało znaczyć,
co?
- Nie
martw się tatusiu- poszła do niego i usiadła mu na kolanach- W innych rzeczach
jesteś mistrzem.. Ale jeśli chodzi o karty.. Michael jest lepszy.
- przeciągnąłeś
moją córeczkę kochaną na swoją stronę?- Zaśmiałem się.
- Ja się
zemszczę- dodał.
- Może
innym razem.. Chodź Lisie- wskoczyła mi na kolana. Zrobiliśmy noski eskimoski a
Elvis się zaśmiał.
- Oh... Wyglądacie
tak słodko razem.
- Lisa ma
6 lat- oświadczyłem bawiąc się jej rączką.
- Ale ma
silniejszy charakter niż inne dzieci.. I jest cholernie uparta.
- Wie
pan. Dziewczyny żyją w swoim własnym świecie- Lisa dźgnęła mnie w brzuch- Mówię
fakty.
- On ma
racje Lisie.
-
Faceci... Gorzej niż z dziećmi.
-
Powiedziało dziecko..
- psssy,
może i jestem dzieckiem, ale wiem więcej niż ty..
- Kto był
pierwszym prezydentem Ameryki?- Zapytałem.
- George
Washington- wystawiła mi język, a ja popatrzyłem zaskoczony na Elvisa.
- Szkoda,
gadać, ona jest strasznie przemądrzała- rzucił.
-
Wypraszam sobie- założyła ręce na klatce piersiowej. - Właśnie, dlatego wolę Michaela.-
Zachichotałem.
- Ty
wolisz Michaela, bo bujasz się w nim.
- Wcale,
ze nie.
- A kto
mówił, ze jest przystojny?
Poczułem
jak zaczynają piec mnie policzki. Przygryzłem wargę i spuściłem głowę.
- Coś ci
się wydawało.. Powiedziałam, ze jest seksowny a nie przystojny- oświadczyła, po
czym spuściła zawstydzona głowę. - Przepraszam.
- jesteś za
mądra na swój wiek.
- Ta.. Wiem,
za dużo gadam... Ale to przez Georga.. On powiedział mi coś nie fajnego.
- Niby,
co?- Zapytał zaciekawiony, Elvis. Sam byłem ciekawy.
- Ze
bociany wcale nie przynoszą dzieci- wybuchłem śmiechem, a Elvis, otworzył
szeroko usta- Podobno..
- Ciiśś-
przyłożyłem jej palec do ust- Twój tato zaraz zawału dostanie.
Lisa
wybuchła śmiechem, a Elvis pomrugał zaskoczony.
- Ja
sobie z nim pogadam- oświadczył, chciał coś dodać, ale do pokoju wrócili chłopacy,
który poszli' na łowy' jak to oni nazywają podrywanie.
- Pan
Presley.- Rzucił Jermaine- dzień dobry.
- Cześć
chłopaki.
Moi
bracia się przywitali, po czym usiedli koło nas.
- Michael,
czemu z nami nie poszedłeś?
-
Ponieważ Michael ma trochę rozumu i nie zarywa do każdej dziewczyny, która ma
duże cycki, wylewające się wręcz z dekoltu- wraz z jej ojcem zachichotaliśmy.
- Masz
charakterek to dobrze...
- Nie
lubię cię- pokazała Jermaine'owi język.
- A
Michaela tak?
- Tak, bo
jest szurnięty..
-
Powiedziała narwana, szurnięta dziewczyna- rzuciłem gilgocząc ją. Zaczęła się
śmiać, po czym zerwała się ze mnie i pobiegła do swojego tatę.
- Nie
gilgocz- wystawiła swoje ząbki- Bo dostaniesz w łeb z poduszki.
- Tatusiu
ochronisz mnie przed tym psycholem.?- Popatrzyła na niego.
-
Pomyślmy.. Przed chwilą Michael był lepszy- oświadczył podnosząc jedna brew.
Lisa westchnęła.
- Oj no..
Nie fochaj się... To ochronisz mnie, czy mam się chować pod łóżko, chociaż
znając tego chudzielca on tam się zmieści i mnie dorwie.
- Chodź,
kochanie- rzucił z uśmiechem.- Kocham cię ty szurnięta, zwariowana córeczko.
- A ja ciebie tatusiu.
Uśmiechnąłem
się smutno. Ile ja bym dał, żeby się przytulić na chwilę do własnego ojca... Albo
przynajmniej z nim porozmawiać? Czy to aż tak wiele? Dlaczego jest dla mnie
taki... Nie kocha mnie?
Westchnąłem,
po czym wstałem. Lisa popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Stało
się coś?- Spytała.
' Tak,
chce iść do mojego taty, i chce żeby powiedział, mi, że mnie kocha, i żeby mnie
przytulił... Chce, choć raz poczuć w pełni, ze mam ojca'
- Nie-
powiedziałem. Jakbym powiedział więcej... Głos by mi się załamał. Spuściłem głowę,
po czym udałem się do' swojego ' pokoju. Usiadłem na parapecie, patrząc przez
okno. Na dworze panowała prawdziwa wichura. Szczerze uwielbiałem się
przyglądać, burzy. To było prawdziwe przedstawienie. Oparłem policzek o szybę.
Po szybie spływały krople deszczu, a po moich policzkach zaczęły spływać słone
łzy.
- Nie
płacz- usłyszałem cichy głos Lisy. Popatrzyłem w jej stronę. Wytarłem łzy, po
czym znów popatrzyłem przez okno.- Misiek.. Chce do ciebie na kolana-
oświadczyła. Wyciągnęła do mnie ręce. Wziąłem ją, po czym posadziłem sobie na
kolanach. Wtuliła się we mnie.- Nie płaczemy. Duży z ciebie chłopczyk tak?- Zaśmiałem
się.
- tak,
ale wiesz czasem trzeba popłakać, żeby poczuć się lepiej.
- tatuś
mówi identycznie..
-
Widzisz..
- Ale nie
płaczesz, przeze mnie?- Pokręciłem przecząco głową.- To, dla czego?
- Tak, o...
Musze się wypłakać, by potem się śmiać.. Wiesz?
- Nom...A
Mickey? Jak to jest, gdy wokół ciebie jest miliardy fanów.. Nie boisz się
stać na scenie?
- Nie.. Scena
jest dla mnie domem. Cieszę się tym, kim jesteś.
- Ale
jesteś smutny..
- Bo
jestem sam, nie wiem, na kim mogę polegać...
- Jak to,
na kim? Na mnie- rzuciła oburzonym głosem. Powiedziała to tak jakby to była
najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
- Wiem
księżniczko...
****
Jak to
było zawsze po występie, Lisa przyszła do nas na tyły sceny. Gadała jak najęta,
mnie jednak trochę zaniepokoił fakt, iż nie było z nią Elvisa. Zawsze z nią
chodził. Nigdy nie zostawiłby Lisy samej.
' Tatuś
się, źle czuł'- wyjaśniła. Zrobiłem ciche ' och’, po czym uśmiechnąłem się do
Lisy.
- To, co
robimy?
- Wiesz najchętniej
wywinęłabym jakiś kawał twoim barciom... Ostatnio nam się udało- zaśmiałem się.
-
Fakt
- Chwila
moment- podszedł do nas Jackie- To była wasza sprawka?
Spojrzeliśmy
na siebie z Lisą, po czym pokręciliśmy głowami, chichocząc pod nosem.
- Skąd
przyszło ci takie coś do głowy?- Rzuciłem, zakładając ręce na klatce
piersiowej.- Jak możesz nas oskarżać?
- No
właśnie. Głupek z ciebie- mruknęła Lisa- To niedo wiary. Czuje się urażona.
Foch forever- oświadczyła, po czym tupnęła nogą, założyła ręce na klatce
piersiowej i uniosła głowę wysoko do góry, a ja wybuchłem niepohamowanym
atakiem śmiechu. Lisa spojrzała na mnie z politowaniem- A ty, z czego
cieszysz wafla?
Skuliłem
się, nie umiejąc przestać się śmiać. I po chwili to skończyło tak... - Moje rodzeństwo
się śmiało w niebogłosy, a Lisa patrzyła na mnie jak na kosmitę, uśmiechając się
do siebie i kręcąc rozbawiona swoją główką, tak, że dwa warkoczyki, jakie miała
podskakiwały.- Opanujesz się?
- Nie
umiem- szepnąłem. Taka była prawda. Przez Lisę, coraz częściej mam takie
napady. Usiadłem, po czym starałem się uspokoić. Podeszła do mnie La Toya.
Przyłożyła rękę do mojego czoła, i westchnęła zrezygnowana.
- ma
gorączkę- rzuciła.
- Widzisz,
co zrobiłaś- powiedziałem oskarżycielsko do Lisy.- Zła Lisa.
- Zła?
Zła pożałujesz, ty wielki buraku- rzuciła się na mnie i zaczęła łaskotać.
Usłyszałam
jak moje rodzeństwo wciąga powietrze. Popatrzyłem do góry i zobaczyłem nade mną
Josepha.
'
Świetnie'
Lisa ze
mnie zeszła zawstydzona. Wstałem, otrzepałem się, po czym spuściłem zawstydzony
głowę. Joseph nie był sam. Koło niego stał Elvis i jego żona.
- Cześć
Mike- podszedł do mnie Elvis, uśmiechając się.- Widzę, ze wiele mnie ominęło.
Spojrzeliśmy
na siebie z Lisą, po czym wykrzyknęliśmy równocześnie:
- To on
zaczął!
- To ona zaczęła!
- Nie
prawda! Bo ty- wykrzykneliśmy równocześnie. Oboje zrobiliśmy urażone miny, po
czym odwróciliśmy się, założyliśmy ręce na klatce piersiowej.
- Foch-
rzuciłem.
- Ja mam
focha forever.
- to se
go miej.
- No i
będę go sobie miała.
- PSS,
nie przeproszę cię.,
- A ja
ciebie..- Usłyszałem kobiecy śmiech. Popatrzyłem na mamę Lisy. Była rozbawiona
tą sytuacją. Nie miej niż ojciec Lisy.
- Dzień
dobry- rzuciłem speszony.
- Witaj.
Ty jesteś Michael- pokiwałem głową- Priscilla Presley.
- Bardzo
mi miło.
- A więc
to o tobie tak nawija nasza córka.
- Nie nawijam,
bo jest baranem- uklęknąłem obok niej.
-
Przepraszam.. Wybaczysz mi?
- Nie.
Zrobiłem
minę, jak kot ze shreka, widać było, że mięknie.
- No,
dobra ja też przepraszam- przytuliła mnie.
- Jesteście
cudowni.
- Miło to
słyszeć.
- udany
byłby z nich duet...- Oświadczył Elvis.- Już widzę ich, jako małżeństwo.
- Zgadzam
się w pełni- Rzucił Jermaine.- Oj udałby się ten duet...
Spojrzeliśmy
na siebie, z Lisą, po czym wzruszyliśmy ramionami....
' Niech sobie
gadają'
Tydzień
później:
Byłem
zaskoczony tym, ze Lisa nas wczoraj nie odwiedziła. Zawsze była na naszym
koncercie. A Jak nie mogła, to Elvis, dzwonił i nam o tym mówił.
Przez ten
krótki czas, zżyłem się z ta małą pokraką. I teraz jest mi bez niej cholernie
smutno.
-
Michael! Chodź tutaj!- Usłyszałem krzyk Toyi. Zerwałem się z łóżka i wbiegłem
do salonu. Wszyscy siedzieli zaszokowani.
- Co
jest?
- Too- szepnął
Randy pokazując na ekran telewizora. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
' Elvis
Presley nie żyje'
Usiadłem
na sofie, nie umiejąc wydobyć z siebie słowa.
-
Zgłośnij- wydukałem, gdy dziennikarka, zaczęła mówić.
-
Przyczyną śmierci jest najprawdopodobniej przedawkowanie lekarstw. Elvis został
znaleziony wczoraj około południa przez swoja małą córkę Lisę Marie- zakryłem
usta dłonią. Nie słuchałem. Wstałem i podszedłem do okna.
' Został znaleziony
przez swoja córkę Lisę Marie'
' Boże
ona przeżyła traumę'
Nie
odzywając się do mojego rodzeństwa udałem się do swojego pokoju. Usiadłem na
parapecie. Nie rozumiałem tego. Skoro, przedawkował lekarstwa, to musiał być
uzależniony od dłuższego czasu.
' Ja
nigdy nie zrobię czegoś takiego'
Przepraszam za masę błędów. Postaram się dodać dziś jeszcze jedną część, ale nic nie obiecuje.
A tak w ogóle podobała wam się notka?
Pozdrawiam. Mike
Hejka!
OdpowiedzUsuńNotka cudna, najlepsza była akcja jak sie 'foszneli' na siebie.
Szkoda Elvisa, był naprawdę świetnym piosenkarzem. Od dziecka mam taką płytę Jego puszczam sobie na cały regulator.. A dla Lisy musiała być to trauma. (Ale w realu naprawdę Go znalazła?) Bo z Priscillą wziął rozwód.. Dobra mniejsza o to! Twoja wizja.
Dziś z nudów obejrzałam sobie wywiad Liski i Mike. Oni byli uroczy ♥
Noo niiic .. Czekam na nexta.
Przepraszam Cie raz jeszcze xD nie jesteś szurnięty.. No może pozytywnie szurnięty XD ale jak czytałam Twój komentarz to miałam ogromnego banana na twarzy :3
Życze Weny :)
Pozdrawiam ~MeryMJ
Oczywiście, że nam się podoba!
OdpowiedzUsuńWiem że opowiadanie jest fikcyjne i daty nie muszą się zgadzać, ale ja mam fioła na ich punkcie ( tak wiem, że zawsze znajdę coś do uściślenia, tak wiem, że na pewno już tylko wiesz, ale....), Elvis zmarł w 1977.
Póki za tym super. Uwielbiam Lisę! ( w tym opowiadaniu), a to wszystko dzięki Tobie.
Czekam na następna część. ;)
Pozdrawiam
Ażżż ile błędów...
Usuń* już o tym wiesz - powinno być
* Po za tym super.
Telefon...
Mam nadzieję że się na mnie nie obrażasz za tamten komentarz, chyba że jesteś już obrażony...
No sorki.
Pozdrawiam
Witam Cię!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, chcę Ci podziękować, za zniszczenie mi wieczoru Alishą Dixon XDD
Pamiętam, miałam 8 lat, a ta piosenka pojawiała się wszędzie. Byłam moją ulubioną, jaka radocha, jak tata mi ją ściągnął z internetu i zrzucił na telefon! Nie słuchałam jej przez ostatnie 6 lat, ale powrót! Teraz będzie mnie męczyć :D
Lisa jest przecudna! Szkoda Elvisa... To jedna z dwóch największe ikon poprzedniego stulecia. Ja też zaburzam nieco chronologię i przesuwam wydarzenia w czasie, więc wcale mi to nie przeszkadza. Będą idealną parą!
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Tobie również (po raz nie wiem który, ale to już chyba tradycja) życzę udanych wakacji i weny! :)
Pozdrawiam serdecznie.
Alex :)
Elvis cudnie śpiewał...biedna Lisa... :(
OdpowiedzUsuń