wtorek, 21 lipca 2015

I'm Here With You, Rozdział 2

Cześć wszystkim. Jak mija wam dzień? Bo mi mam pól godziny spokoju od moich kuzynów. Uwielbiam ich, ale ile można. To co oni wyrabiają... szkoda gadać. Dziś rano na przykład zostałem obudzony brutalnie. Oblali mnie wiadrem zimnej wody.. małe potwory... ale uwielbiam ich.
Szczerze jak może wiecie bo kiedyś to wspominałem, zakładałem blogera z moją siostrą... i nie wiem co jej się stało, ale już po raz tysięczny chce zacząć pisać opowiadanie. Ona jest strasznie niecierpliwa, i nie umie się zdecydować. Wiec nie wiem czy nie będę musiał jej pomóc pisać. opowiadanie.. bo uważa, ze ja jestem już doświadczony, jeśli chodzi o blogowanie. Oczywiście będzie pisać o Michaelu, ale co z tego wyjdzie... nie mam pojęcia. Z tego co wiem.. chce się trochę wzorować na jednym z moich opowiadań... jestem na prawdę ciekawy co z tego wyjdzie:)
Szczerze pisząc ten rozdział, w kółko słuchałem piosenkę Aleshy Dixon-" The Boys Does Nothing"
Cholera ta piosenka jest genialna. I szczerze jako małe dziecko, cholernie mi się podobała w tym teledysku. z resztą mojemu bratu też... teraz już mi przeszło :)
No, nic. Zapraszam do czytania.
A i znalazłem gif, z Priscillą i mała ( roczną Lisą) Jest słodki.
Sweeet XD
***************************************************
Siedziałem w salonie, z Lisą i Panem Presleyem. My graliśmy w karty a Lisa, nam kibicowała. A dokładniej mi, na co Elvis był obrażony:) Uśmiechnąłem się do siebie. Położyłem karty na stole.
- To chamstwo. Znów wygrałeś- oświadczył, opadając na krzesło. Lisa rzuciła mi się na szyję ściskając mnie i wykrzykując głośno. ' Michael jest najlepszy'- Córa, co to miało znaczyć, co?
- Nie martw się tatusiu- poszła do niego i usiadła mu na kolanach- W innych rzeczach jesteś mistrzem.. Ale jeśli chodzi o karty.. Michael jest lepszy.
- przeciągnąłeś moją córeczkę kochaną na swoją stronę?- Zaśmiałem się.
- Ja się zemszczę- dodał.
- Może innym razem.. Chodź Lisie- wskoczyła mi na kolana. Zrobiliśmy noski eskimoski a Elvis się zaśmiał.
- Oh... Wyglądacie tak słodko razem.
- Lisa ma 6 lat- oświadczyłem bawiąc się jej rączką.
- Ale ma silniejszy charakter niż inne dzieci.. I jest cholernie uparta.
- Wie pan. Dziewczyny żyją w swoim własnym świecie- Lisa dźgnęła mnie w brzuch- Mówię fakty.
- On ma racje Lisie.
- Faceci... Gorzej niż z dziećmi.
- Powiedziało dziecko..
- psssy, może i jestem dzieckiem, ale wiem więcej niż ty..
- Kto był pierwszym prezydentem Ameryki?- Zapytałem. 

- George Washington- wystawiła mi język, a ja popatrzyłem zaskoczony na Elvisa.

- Szkoda, gadać, ona jest strasznie przemądrzała- rzucił.
- Wypraszam sobie- założyła ręce na klatce piersiowej. - Właśnie, dlatego wolę Michaela.- Zachichotałem.
- Ty wolisz Michaela, bo bujasz się w nim.
- Wcale, ze nie.
- A kto mówił, ze jest przystojny?
Poczułem jak zaczynają piec mnie policzki.  Przygryzłem wargę i spuściłem głowę.
- Coś ci się wydawało.. Powiedziałam, ze jest seksowny a nie przystojny- oświadczyła, po czym spuściła zawstydzona głowę. - Przepraszam.
- jesteś za mądra na swój wiek.
- Ta.. Wiem, za dużo gadam... Ale to przez Georga.. On powiedział mi coś nie fajnego.
- Niby, co?- Zapytał zaciekawiony, Elvis. Sam byłem ciekawy.
- Ze bociany wcale nie przynoszą dzieci- wybuchłem śmiechem, a Elvis, otworzył szeroko usta- Podobno..
- Ciiśś- przyłożyłem jej palec do ust- Twój tato zaraz zawału dostanie.
Lisa wybuchła śmiechem, a Elvis pomrugał zaskoczony.
- Ja sobie z nim pogadam- oświadczył, chciał coś dodać, ale do pokoju wrócili chłopacy, który poszli' na łowy' jak to oni nazywają podrywanie.
- Pan Presley.- Rzucił Jermaine- dzień dobry.
- Cześć chłopaki.
Moi bracia się przywitali, po czym usiedli koło nas.
- Michael, czemu z nami nie poszedłeś?
- Ponieważ Michael ma trochę rozumu i nie zarywa do każdej dziewczyny, która ma duże cycki, wylewające się wręcz z dekoltu- wraz z jej ojcem zachichotaliśmy.
- Masz charakterek to dobrze...
- Nie lubię cię- pokazała Jermaine'owi język.
- A Michaela tak?
- Tak, bo jest szurnięty..
- Powiedziała narwana, szurnięta dziewczyna- rzuciłem gilgocząc ją. Zaczęła się śmiać, po czym zerwała się ze mnie i pobiegła do swojego tatę.
- Nie gilgocz- wystawiła swoje ząbki- Bo dostaniesz w łeb z poduszki.
- Tatusiu ochronisz mnie przed tym psycholem.?- Popatrzyła na niego.
- Pomyślmy.. Przed chwilą Michael był lepszy- oświadczył podnosząc jedna brew. Lisa westchnęła.
- Oj no.. Nie fochaj się... To ochronisz mnie, czy mam się chować pod łóżko, chociaż znając tego chudzielca on tam się zmieści i mnie dorwie.
- Chodź, kochanie- rzucił z uśmiechem.- Kocham cię ty szurnięta, zwariowana córeczko.
- A ja ciebie tatusiu.

Uśmiechnąłem się smutno. Ile ja bym dał, żeby się przytulić na chwilę do własnego ojca... Albo przynajmniej z nim porozmawiać? Czy to aż tak wiele? Dlaczego jest dla mnie taki... Nie kocha mnie?
Westchnąłem, po czym wstałem. Lisa popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Stało się coś?- Spytała.
' Tak, chce iść do mojego taty, i chce żeby powiedział, mi, że mnie kocha, i żeby mnie przytulił... Chce, choć raz poczuć w pełni, ze mam ojca'
- Nie- powiedziałem. Jakbym powiedział więcej... Głos by mi się załamał. Spuściłem głowę, po czym udałem się do' swojego ' pokoju. Usiadłem na parapecie, patrząc przez okno. Na dworze panowała prawdziwa wichura. Szczerze uwielbiałem się przyglądać, burzy. To było prawdziwe przedstawienie. Oparłem policzek o szybę. Po szybie spływały krople deszczu, a po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy.
- Nie płacz- usłyszałem cichy głos Lisy. Popatrzyłem w jej stronę. Wytarłem łzy, po czym znów popatrzyłem przez okno.- Misiek.. Chce do ciebie na kolana- oświadczyła. Wyciągnęła do mnie ręce. Wziąłem ją, po czym posadziłem sobie na kolanach. Wtuliła się we mnie.- Nie płaczemy. Duży z ciebie chłopczyk tak?- Zaśmiałem się.
- tak, ale wiesz czasem trzeba popłakać, żeby poczuć się lepiej.
- tatuś mówi identycznie..
- Widzisz..
- Ale nie płaczesz, przeze mnie?- Pokręciłem przecząco głową.- To, dla czego?
- Tak, o... Musze się wypłakać, by potem się śmiać.. Wiesz?
- Nom...A  Mickey? Jak to jest, gdy wokół ciebie jest miliardy fanów.. Nie boisz się stać na scenie?
- Nie.. Scena jest dla mnie domem. Cieszę się tym, kim jesteś.
- Ale jesteś smutny..
- Bo jestem sam, nie wiem, na kim mogę polegać...
- Jak to, na kim? Na mnie- rzuciła oburzonym głosem. Powiedziała to tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
- Wiem księżniczko...

****
Jak to było zawsze po występie, Lisa przyszła do nas na tyły sceny. Gadała jak najęta, mnie jednak trochę zaniepokoił fakt, iż nie było z nią Elvisa. Zawsze z nią chodził. Nigdy nie zostawiłby Lisy samej.
' Tatuś się, źle czuł'- wyjaśniła. Zrobiłem ciche ' och’, po czym uśmiechnąłem się do Lisy.
- To, co robimy?
- Wiesz najchętniej wywinęłabym jakiś kawał twoim barciom... Ostatnio nam się udało- zaśmiałem się.

-  Fakt
- Chwila moment- podszedł do nas Jackie- To była wasza sprawka?
Spojrzeliśmy na siebie z Lisą, po czym pokręciliśmy głowami, chichocząc pod nosem.
- Skąd przyszło ci takie coś do głowy?- Rzuciłem, zakładając ręce na klatce piersiowej.- Jak możesz nas oskarżać?
- No właśnie. Głupek z ciebie- mruknęła Lisa- To niedo wiary. Czuje się urażona. Foch forever- oświadczyła, po czym tupnęła nogą, założyła ręce na klatce piersiowej i uniosła głowę wysoko do góry, a ja wybuchłem niepohamowanym atakiem śmiechu.  Lisa spojrzała na mnie z politowaniem- A ty, z czego cieszysz wafla?
Skuliłem się, nie umiejąc przestać się śmiać. I po chwili to skończyło tak... - Moje rodzeństwo się śmiało w niebogłosy, a Lisa patrzyła na mnie jak na kosmitę, uśmiechając się do siebie i kręcąc rozbawiona swoją główką, tak, że dwa warkoczyki, jakie miała podskakiwały.- Opanujesz się?
- Nie umiem- szepnąłem. Taka była prawda. Przez Lisę, coraz częściej mam takie napady. Usiadłem, po czym starałem się uspokoić. Podeszła do mnie La Toya. Przyłożyła rękę do mojego czoła, i westchnęła zrezygnowana.
- ma gorączkę- rzuciła.
- Widzisz, co zrobiłaś- powiedziałem oskarżycielsko do Lisy.- Zła Lisa.
- Zła? Zła pożałujesz, ty wielki buraku- rzuciła się na mnie i zaczęła łaskotać.
Usłyszałam jak moje rodzeństwo wciąga powietrze. Popatrzyłem do góry i zobaczyłem nade mną Josepha.
' Świetnie'
Lisa ze mnie zeszła zawstydzona. Wstałem, otrzepałem się, po czym spuściłem zawstydzony głowę. Joseph nie był sam. Koło niego stał Elvis i jego żona.
- Cześć Mike- podszedł do mnie Elvis, uśmiechając się.- Widzę, ze wiele mnie ominęło.
Spojrzeliśmy na siebie z Lisą, po czym wykrzyknęliśmy równocześnie:
- To on zaczął!
- To ona zaczęła!
- Nie prawda! Bo ty- wykrzykneliśmy równocześnie. Oboje zrobiliśmy urażone miny, po czym odwróciliśmy się, założyliśmy ręce na klatce piersiowej.
- Foch- rzuciłem.
- Ja mam focha forever.
- to se go miej.
- No i będę go sobie miała.
- PSS, nie przeproszę cię.,
- A ja ciebie..- Usłyszałem kobiecy śmiech. Popatrzyłem na mamę Lisy. Była rozbawiona tą sytuacją. Nie miej niż ojciec Lisy.
- Dzień dobry- rzuciłem speszony.
- Witaj. Ty jesteś Michael- pokiwałem głową- Priscilla Presley.
- Bardzo mi miło.
- A więc to o tobie tak nawija nasza córka.
- Nie nawijam, bo jest baranem- uklęknąłem obok niej.
- Przepraszam.. Wybaczysz mi?
- Nie.
Zrobiłem minę, jak kot ze shreka, widać było, że mięknie.
- No, dobra ja też przepraszam- przytuliła mnie.
- Jesteście cudowni.
- Miło to słyszeć.
- udany byłby z nich duet...- Oświadczył Elvis.- Już widzę ich, jako małżeństwo.
- Zgadzam się w pełni- Rzucił Jermaine.- Oj udałby się ten duet...
Spojrzeliśmy na siebie, z Lisą, po czym wzruszyliśmy ramionami....
' Niech sobie gadają'

Tydzień później:

Byłem zaskoczony tym, ze Lisa nas wczoraj nie odwiedziła. Zawsze była na naszym koncercie. A Jak nie mogła, to Elvis, dzwonił i nam o tym mówił. 
Przez ten krótki czas, zżyłem się z ta małą pokraką. I teraz jest mi bez niej cholernie smutno.
- Michael! Chodź tutaj!- Usłyszałem krzyk Toyi. Zerwałem się z łóżka i wbiegłem do salonu. Wszyscy siedzieli zaszokowani.
- Co jest?
- Too- szepnął Randy pokazując na ekran telewizora. Przeszedł mnie zimny dreszcz.
' Elvis Presley nie żyje'
Usiadłem na sofie, nie umiejąc wydobyć z siebie słowa.
-  Zgłośnij- wydukałem, gdy dziennikarka, zaczęła mówić.
- Przyczyną śmierci jest najprawdopodobniej przedawkowanie lekarstw. Elvis został znaleziony wczoraj około południa przez swoja małą córkę Lisę Marie- zakryłem usta dłonią. Nie słuchałem. Wstałem i podszedłem do okna.
' Został znaleziony przez swoja córkę Lisę Marie'
' Boże ona przeżyła traumę'
Nie odzywając się do mojego rodzeństwa udałem się do swojego pokoju. Usiadłem na parapecie. Nie rozumiałem tego. Skoro, przedawkował lekarstwa, to musiał być uzależniony od dłuższego czasu.
' Ja nigdy nie zrobię czegoś takiego'




Przepraszam za masę błędów. Postaram się dodać dziś jeszcze jedną część, ale nic nie obiecuje.
A tak w ogóle podobała wam się notka?
Pozdrawiam. Mike

5 komentarzy:

  1. Hejka!
    Notka cudna, najlepsza była akcja jak sie 'foszneli' na siebie.
    Szkoda Elvisa, był naprawdę świetnym piosenkarzem. Od dziecka mam taką płytę Jego puszczam sobie na cały regulator.. A dla Lisy musiała być to trauma. (Ale w realu naprawdę Go znalazła?) Bo z Priscillą wziął rozwód.. Dobra mniejsza o to! Twoja wizja.
    Dziś z nudów obejrzałam sobie wywiad Liski i Mike. Oni byli uroczy ♥
    Noo niiic .. Czekam na nexta.
    Przepraszam Cie raz jeszcze xD nie jesteś szurnięty.. No może pozytywnie szurnięty XD ale jak czytałam Twój komentarz to miałam ogromnego banana na twarzy :3
    Życze Weny :)
    Pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że nam się podoba!

    Wiem że opowiadanie jest fikcyjne i daty nie muszą się zgadzać, ale ja mam fioła na ich punkcie ( tak wiem, że zawsze znajdę coś do uściślenia, tak wiem, że na pewno już tylko wiesz, ale....), Elvis zmarł w 1977.

    Póki za tym super. Uwielbiam Lisę! ( w tym opowiadaniu), a to wszystko dzięki Tobie.


    Czekam na następna część. ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ażżż ile błędów...
      * już o tym wiesz - powinno być
      * Po za tym super.

      Telefon...

      Mam nadzieję że się na mnie nie obrażasz za tamten komentarz, chyba że jesteś już obrażony...
      No sorki.

      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Witam Cię!
    Po pierwsze, chcę Ci podziękować, za zniszczenie mi wieczoru Alishą Dixon XDD
    Pamiętam, miałam 8 lat, a ta piosenka pojawiała się wszędzie. Byłam moją ulubioną, jaka radocha, jak tata mi ją ściągnął z internetu i zrzucił na telefon! Nie słuchałam jej przez ostatnie 6 lat, ale powrót! Teraz będzie mnie męczyć :D
    Lisa jest przecudna! Szkoda Elvisa... To jedna z dwóch największe ikon poprzedniego stulecia. Ja też zaburzam nieco chronologię i przesuwam wydarzenia w czasie, więc wcale mi to nie przeszkadza. Będą idealną parą!
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Tobie również (po raz nie wiem który, ale to już chyba tradycja) życzę udanych wakacji i weny! :)
    Pozdrawiam serdecznie.
    Alex :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Elvis cudnie śpiewał...biedna Lisa... :(

    OdpowiedzUsuń