I'm Unbreakable.. nie masz za co mnie przepraszać. Szczerze też nie umiełem przestać się uśmiechać, ale co ja poradzę, ze taki jestem a komentarz u ciebie był prawdą.
Jesabel spokojnie, nie obrażę się. Żebym się obraził, trzeba naprawdę wymyślić coś takiego, ze wow.. nie często się obrażam i staram się nie brać wszystkiego do siebie. W porównaniu do mojego braciszka który sobie nie da powiedziec prawdy i mojej młodszej siostrzyczki. Ona to dopiero jest obrażalska i uparta... no, ale cóż dorasta:)
Zapraszam na notkę.
Pozdrawiam. Mike
Dziś w mojej bajkowej krainie odwiedził mnie mój drogi przyjaciel.
Ryan White. Wiele przeszedł. Jest śmiertelnie chory i nie wie ile jeszcze mu
zostało. Dlatego cieszę się, za każdym razem, gdy widzę uśmiech u niego. Była,
ładna pogoda wiec postanowiliśmy to wykorzystać i przejść się po
Neverlandzie.
- Michael..
Jak myślisz?. Ile mi zostało?- Spytał nagle. Westchnąłem głośno. Mogłem robić
mu nadzieję, ale to nic by nie dało. Ryan i tak znał prawdę.
- Nie wiem... Rok? Może dwa lata.
- Michael nie kłam- zatrzymał się.- Rozmawiałeś z moją
mamą. Ona powiedziała ci w prawdę. Masz mi powiedzieć.
- Przecież mówię- rzuciłem, po czym spuściłem głowę. Prawda
była taka, że zostało mu najdłużej pół roku. Było mi cholernie przykro z tego
powodu, bo nie rozumiem tego. Dlaczego dzieci muszą cierpieć? One są cudowne, i
to właśnie one pomogą nam uczynić świat lepszym miejscem.
Ludzie zastanawiają się, dlaczego jeżdżę do tych wszystkich
szpitali i domów dziecka. Nie robię tego by to odhaczyć z listy, tylko, dlatego,
ze naprawdę współczuje tym dzieciom. One, wiedząc, ze zostało im kilka miesiąc
życia cieszą się z każdego dnia, nie tak jak inni. Nie szanujemy swojego życia.
Bo wiemy, ze możemy żyć, a ci, którzy mogą umrzeć, w każdej chwili robią
wszystko by przeżyć niezapomniane chwile.
- Michael, dlaczego tak nagle zamilkłeś?
- A co mam mówić? Czasem lepiej jest milczeć.. I słuchać,
co mówi do nas wiatr.
- A co mówi?
- A skąd mam wiedzieć. Nie znam wietrznego- zaśmiał się.-
Cisza, jest czasem lepsza od rozmowy.
- Zgadzam się, w szczególności, jeśli masz odpowiadać,
natrętnej dziewczynie, czy jej pupa wygląda nieźle w danej sukience- zaśmiałem
się się- Na serio.
- Oh Ryan.. Co ja będę bez ciebie robił.
- Umrzesz z nudów Królu, chociaż Mac, jest godnym
zastępcom..
- Jesteście tam samo szurnięci.
- Powiedział popapraniec- dał mi sójkę w bok.- Cieszę się,
ze ciebie poznałem. Chociaż będę szczęśliwy przed śmiercią.
- Ryan..Proszę- do oczu napłynęły mi łzy. Nie wyobrażałem
tego sobie.
- Królu... Mam do ciebie sprawę- oświadczył, gdy usiedliśmy
w altance.
- Hymn...
- obiecaj mi, ze po mojej śmierci się nie poddasz-
spuściłem głowę- I nie będziesz się obwiniał.
- Będzie mi ciebie brakowało..
- A i uważaj na Jordana- zrobiłem zaskoczoną minę- No, nie
na Jordana a na jego ojca... On nie wygląda na szczerego. Obiecaj, ze będziesz
uważał.
- Obiecuje, o wszech wiedzący- zaśmiał się.
- I dbaj o moja mamę. Nie chce żeby się poddała- spuścił
głowę- Tyle przeze mnie wycierpiała. Na pewno żałuje, że ma takiego syna.
- Nie pieprz głupot.
- MJ przeklina dobry Boże- uśmiechnąłem się, chociaż w
moich oczach zalśniły łzy.- Nie płacz. Nie opłaca się.
- Nie płacze. Oczy mi się pocą- rzuciłem wycierając
policzki.- I twoja mama nie żałuję. Jest bardzo dumna. Tak samo jak ja.
- Dlaczego jesteś dumny? To ja mogę być dumny z ciebie. Jesteś
królem Popu.
- To nic w porównaniu do tego, co ty robisz- był
zaskoczony- Jesteś najodważniejszym i naj silniejszym ' facetem'- uśmiechnął
się dumnie- jakiego poznałem. Ja bym nie dał rady. Ty dajesz.
- Bo mam takiego cudownego przyjaciela..Wiesz mi też oczy
się pocą.
Zaśmiałem się.- Jesteś najlepszy.
8 Kwietnia 1990 roku.
Indianapolis
Dziś
odbywał się pogrzeb Ryana. Nadal nie dowierzałem, ze on umarł tak szybko. Za
szybko to minęło. Może od jego śmierci minął tydzień, jednak czuje się jakby minął
juz miesiąc. Jednak... Ryan umarł szczęśliwy. Na jego twarzy gościł
uśmiech.
- Moi
drodzy... Spotkaliśmy się tutaj by pożegnać- wziął jeden wielki wdech- bardzo
dzielną, młodą osobę- mówił cichym, pełnym rozpaczy głosem.
- Dzisiejszego
dnia, pożegnamy się z młodym, bardzo silnym chłopcem. Ryan White zostanie
w naszych sercach na zawsze. Sam stojąc tu nie dowierzam, ze to wydarzyło się
tak szybko. Jeszcze niedawno mnie odwiedził, i mnie rozśmieszał- odparł kapłan
spuszczając głowę.- Przez 5 męczył się z AIDSEM. Stał się międzynarodowym
symbolem dziecięcej walki z HIV/AIDS. Nie znam bardziej silnego chłopca... W
ostatnich miesiącach nie było z nim najlepiej. Z każdym dniem.. Było coraz
gorzej. Lecz nie przestawał się uśmiechać, nawet teraz jest przy nas.
Ksiądz
mówił o jego dalszej o walce Ryana. Nie umiałem tego słuchać. Nie dowierzałem,
ze to się dzieje naprawdę. Jeszcze niedawno zajadaliśmy się czekoladowymi
ciasteczkami a teraz on tam leży.
Po chwili do fortepianu podszedł Elthon John, po czym
zaczął śpiewać piosenkę dla Ryana.
Po kilku nastu minutach przyszła pora na mnie. Wstałem, opanowałem
nerwy i zacząłem:
- Nadal niedowierzam, ze to się stało tak szybko. Ryan
powiedział, ze, jeśli będę płakał to skopie mi zadek. Jak kiedyś się spotkamy
będzie musiał to zrobić. Jeszcze nigdy nie spotkałem takiego kogoś jak
Ryan White. Był on z całą pewnością naj niezwyklejszą osobą na tej ziemi. Nie
wiele jest osób, które by dały być takie silne jak on... Nawet nie wiem, co mam
mówić... Jeszcze nie dawno, chodząc po Neverlandzie żartowaliśmy, a Ryan udawał
gwiazdę Rocka i skakał po kanapie udając, ze gra na gitarze- ksiądz, i
kilkanaście osób ( w tym mama Ryana się zaśmiała) a teraz- popatrzyłem na jego
zdjęcie, stojące przy trumnie- On tu leży..Był on cudownym przyjacielem. I
nigdy go nie zapomnę. Dał on mi dużo siły... Było wiele szczęśliwych momentów,
i mam nadzieję, że jak się ponownie spotkamy... Znów będziemy mogli przeżyć
śmieszne i szczęśliwe chwile..- Spuściłem głowę. Nie byłem w stanie więcej
powiedzieć.
Popatrzyłem na ciało Ryana w trumnie. Uśmiechał się. Był szczęśliwy.
' Zegnaj Ryan. Nawet nie wiesz jak za tobą tęsknimy... Ale
obiecuje ci.. Nie poddam się. Nie zapomnę cię narwańcu....'
****
15.08.1992
Spacerowałem
po Neverlandzie. Późnym popołudniem, gdy słońce zaczęło chować się za
horyzontem Nibylandia wyglądała naprawdę pięknie. Czerwono-pomarańczowa barwa
oblała niebo, powiew
Letniego
wiatru muskał mi twarz. Otuliłem się kocem i skierowałem się w kierunku mojego
magicznego drzewa. Rozglądałem się dokoła. Byłem sam. Westchnąłem i chciałem
iść dalej, gdy
Poczułem szarpnięcie za koc. Popatrzyłem w dół i uśmiechnąłem się. Przede
mną stała moja ukochana małpka o imieniu Bubbles. Schyliłem się i wziąłem bubblesa,
na ręce.
- Cześć małpko...Ty nie masz mnie jeszcze dość?- Wyszczerzył się, a ja
zachichotałem- To znaczy, tak czy nie?
Zapewne większość ludzie uznałaby mnie teraz za idiotę.
' Już cie za niego uważają'- rzuciła podświadomość.
' Mam to gdzieś'
Przypomina mi się nawet jedna rozmowa z moją siostrą La Toyą, która uważa,
że zwierzęta powinno się trzymać w klatkach. Ja tego nie rozumiem. Zastanawiam się,
jakim cudem jesteśmy rodzeństwem.
' - To zwierze. Nie człowiek, Mike. On i tak cię nie rozumie.'
- Nawet, jeśli, mnie nie rozumie, to czuje, kiedy ktoś go kocha, a kiedy
nie'- odpowiedziałem jej wtedy biorąc łyka fanty.
'- Niby, czemu'
'- Ponieważ każda żyjąca istota czuje...'
No właśnie. Każdy ma jakieś uczucia. Ja też. Lecz chyba media, myślą
inaczej. Westchnąłem i spojrzałem na Bubblesa- Kocham cie ty mój zdolny
zwierzaczku.
Przyłożył głowę do mojego ramienia. Uśmiechnąłem się delikatnie, po czym
przeniosłem wzrok na chowającą się za horyzontem kulę świetlną. To wyglądało
magicznie. A Natura zawsze umiała mnie uspokoić. Uśmiechnąłem się do siebie, po
czym udałem się w kierunku mojego drzewa.
***
Siedziałem na łóżku, zajadając się słodkimi piankami i oglądając stare
rodzinne filmy, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę.
- Przeszkadzam?- Za drzwi wyłoniła się moja ukochana przyjaciółka.
Elizabeth Taylor. Uśmiechnąłem się do siebie.
- Liz- szepnąłem. Zszedłem z
łóżka, podszedłem do niej i po prostu się przytuliłem.
- O,
stęskniłeś się kochanie?
- Co to za pytanie... Ja
umierałem z tęsknoty- oświadczyłem, na co Liz się zaśmiała. Usiadłem z powrotem
na łóżku, a Liz usiadła obok mnie.
- Ja też, kochaniutki, a co
oglądasz?- Spytała biorąc jedna cukrową piankę.- I co tak tu cicho? Zazwyczaj
nie dało się normalnie rozmawiać, tylko trzeba było się do siebie drzeć.
- Mac nie może, bo jest chory,
Jordan jest w kinie z tatą, po, mimo iż nie chciał, Janet jest na randce.. Wszyscy
mają mnie gdzieś.
- Powinieneś wyjść na miasto i
kogoś poznać.
- Tak, to dobry pomysł- powiedziałem
z ironią- Pójdę na miasto, poderwę jakąś ładną dziewczynę, a potem powiem cześć
kochanie masz ochotę zabawić się z Michaelem?- Liz się zaśmiała- Ja nie znam
kobiet... One są czarną magią.
- Wypraszam sobie.
- Mówię fakty... Jedna osoba
napisała książkę o kobietach... Wszystkie strony zostały puste... A tak
właściwie chcesz herbatkę?
- Nie dziękuje kotuś...Co
robiłeś jak mnie nie było?
- Przez te dwa cholernie długie męczące dwa dni, chodziłem z kątu do kątu..Nie umiejąc znaleźć sobie miejsca.. Czułem się cholernie samotny... Tylko Bubbles, nie miał mnie dość.
- Przez te dwa cholernie długie męczące dwa dni, chodziłem z kątu do kątu..Nie umiejąc znaleźć sobie miejsca.. Czułem się cholernie samotny... Tylko Bubbles, nie miał mnie dość.
- Kochanie naprawdę trzeba ci
kogoś znaleźć- oświadczyła troskliwie, głaszcząc mój policzek.
- Ale, po co? Mam ciebie. Ty
jesteś najlepsza- widziałem jak chytry uśmiech przemknął jej przez twarz.
- OJ umiesz, zawstydzić kobietę..
I uwierz, ze nie jest łatwo mi oddawać ciebie jakieś babie słodziaku... Jakbym
była młodsza..
- To bym leciał po pierścionek
zaręczynowy.
- Dokładnie...Od razu bym za
ciebie wyszła.
- za takie coś, czym jestem? Ani
ładny, ani mądry?
- Jesteś cholernie przystojny.
Trochę szurnięty, ale to pozytywnie, miły, zabawny i mądry.
- Mądry? Ja? - Pokazałem na
siebie palcem-Ha, dobre, dobry żart, chyba mnie z kimś pomyliłaś- Liz walnęła
mnie poduszką- No, co?
- Przymknij się.
- Nawet twój piesek mnie nie
lubi i ostatnio mnie ugryzł- poskarżyłem się, uśmiechając się szeroko.
- Jak gadałeś takie głupoty to
się nie dziwie. Należało ci się- zrobiłem nadąsaną minę.- Nie dąsaj się.
- Mam focha- oświadczyłem padając
na poduszki.- A tak na serio to, jeśli chodzi o kobitkę... Jest Brooke.
- Michael, kogo chcesz oszukać, może
i kiedyś byliście w sobie na serio zakochani, ale teraz chodzi o sam wiesz, co-
poczułem jak się rumienię. - Mówię fakty panie ładny.
- Ja już nic nie mówię- zakryłem
twarz poduszką.
- Michael czy to..- Zaczęła.
Odłożyłem poduszkę na bok, po czym wstałem i spojrzałem na ekran, uśmiechając
się widząc małą blondyneczkę.
- To Lisa Marie Presley..
- Ależ ona była słodka!
- I miała swój charakterek.
- A co powiesz na nią?
- Liz, nawet jakbym chciał z nią
iść na randkę to nie mam jej numeru... I nie mamy ze sobą kontaktu.
- To nie probl..- Wciąłem się w
jej zdanie:
- Ma męża.
- No fakt- jej zapał zastygł.-
Czemu takie fajne dziewczyny muszą być zajęte, a dziewczyny, które są jak
zabawki są wolne.
- Odpowiedź jest w pytaniu
Liz... I o ile się nie mylę lubisz facetów zabawki...
- Oj, oj bez przesady-
oświadczyła, robiąc nadąsaną minę- Dwa razy mi się zdarzyło.
Zaśmiałem się.- Nic nie poradzę,
na to, ze na nich wpadłam.
- Liz, Liz, Liz- pokręciłem rozbawiony
głową.- Ty masz farta.. Już tyle razy brałaś ślub.
- Ha, uwierz, ze ty będziesz
brał więcej razy... Będziesz miał jeszcze z 20 rozwodów.
- Nigdy nie pobiję ciebie.
- Czy ty coś sugerujesz?
- To, że jesteś niezastąpiona,
jeśli chodzi o tą dziedzinę- rzuciła we mnie poduszką.
-
Okej, zgadzam się- przyznała w końcu uśmiechając się szeroko.. Wiesz, co jednak
zdecyduje się na tę herbatkę.
- łyżeczka półtorej cukru?
- Świetnie mnie znasz-
oświadczyła biorąc książkę z szafki.
- Nie obrazisz się jak wsypie ci
całą cukierniczkę?
- Spróbuj, a tak stłukę twój
chudziutki tyłeczek na placki ziemniaczane..
- W takim razie postaram się
jakoś opanować...
***
10 Luty 1993
Neverland Valley Ranch
19:30
- Umawiasz się, chodzisz na
randki?- Spytała Oprah Winfrey. Miałem z nią obecnie wywiad u mnie w
Neverlandzie i co mnie trochę dziwiło. Wcale się nie denerwowałem.
- Tak- rzuciłem krótko.
- Z kim się umawiasz?- Brnęła
dalej.
- Teraz jest to Brooke
Shields. Staramy się nie bywać wszędzie, chodzić wszędzie, spotykamy się raczej
w domu. Ona przychodzi do mnie, ja przychodzę do jej domu, bo nie lubię miejsc
publicznych.
-Czy kiedykolwiek się
zakochałeś?
- Tak- uśmiechnąłem się.
- W
Brooke Shields?
-Tak i jeszcze w jednej
dziewczynie.
- W innej dziewczynie?- Zaśmiałem się- Pozwól, że cię zapytam, trochę mnie to krępuje, ale i tak cię spytam. Czy jesteś prawiczkiem?
- Yhh- uśmiechnąłem się
wstydliwie, po czym zakryłem twarz dłonią.- Jak mogłaś zadać mi takie pytanie?-
Szepnąłem czując jak pieką mnie policzki. Szczerze takiego pytania się nie
spodziewałem. Przez chwilę ochotę miąłem wstać i wyjść na chwile. Ale Oprah
wyglądała na niewzruszoną, wręcz zaciekawioną.
-Po prostu chce wiedzieć-
oświadczyła.
- Jestem dżentelmenem- rzuciłem
pierwszą odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy. Nigdy na to nie odpowiem. Jak
ona w ogóle mogła mnie zapytać o takie coś?
' Twoje fanki to bardzo
interesuje. Wywijaj jeszcze bardziej tyłkiem na ekranie'- rzuciła
podświadomość.
-Jesteś dżentelmenem?
- Jestem dżentelmenem. - Powtórzyłem.
-Zinterpretowałabym to tak, że dama
jest damą, więc… - nie wyglądała na ucieszoną moją odpowiedzią.
' Bo jej nie odpowiedziałeś'
- To jest coś prywatnego. Nie
można o tym ot tak otwarcie mówić. Możesz mnie teraz nazwać staroświeckim,
jeśli chcesz, ale wiesz, chodzi mi o to, że to już sprawy bardzo osobiste. -Wytłumaczyłem,
po czym zaśmiałem się krótko i nerwowo.
Więc nie odpowiesz na to
pytanie? - Spytała zawiedzona
-Jestem zawstydzony. - Zachichotałem,
przygryzając wargę.
***
- No braciszku popisałeś się- do
mojego pokoju wpadła Janet.
- Mogłeś odpowiedzieć na to
pytanie- dodała siadając obok mnie.
- Wiesz ty, co,..
- No, co?
- Przymknij się, Donkey- walnęła
mnie z poduszki.- A tak właściwie, co tu robisz?
- Brett dzwoni do ciebie od rana
a ty nie odbierasz..
- ta, bo gdzieś telefon mi się-
podniosła mój telefon.
- Gdzie był?
- W lodówce..- To na pewno
sprawka Mac'a- oświadczyłem biorąc telefon do ręki- Chociaż, lodówka lepsza od piekarnika,
co nie.
- Mój Boże, oddzwoń do niego.
- A czego chce?- Wzruszyła ramionami.
Wybrałem numer do mojego dobrego przyjaciela. Po trzecim sygnale odebrał.
- No wreszcie..
- Przepraszam Brett, ale telefon
mi się zagubił.
- Był w..- Zaczęła Janet, lecz
zakryłem jej usta dłonią.
- Co chciałeś?
- Ostatnio trułeś Johnowi o
numerze do Lisy, co nie..
- Nom.
- Co byś powiedział, na
spotkanie z nią u mnie jutro o 20?- Zaproponował.
- Pewnie..
- I mam do ciebie prośbę,
zapewne wiesz, ze Lisa próbuje, swoich zdolności, jako wokalista.
- tak słyszałem o tym-
podszedłem do okna.
- Ale nie wierzy w siebie i boi
się..
- Porównania do ojca- wtrąciłem.
- tak no właśnie i mógłbyś
przesłuchać jej piosenki?
- Pewnie, to jutro o 20 tak?- Przygryzłem
wargę.
' Spotkam moją zadziorną słodką
małą księżniczkę'
' Nie małą... Ona ma 26 lat!'
- Tak... Do jutra.
- Do jutra.- Oświadczyłem i się
rozłączyłem- Janet musisz mi pomóc...
NASTĘPNY DZIEŃ:
Podjechałem pod willę mojego
przyjaciela Bretta Livingstona- Stronga. Wyłączyłem silnik, po czym opadłem na
siedzenie. O czym ja będę z nią gadał. Ba jak ja mam zacząć rozmowę?
' Cześć Lise, co u ciebie
słychać? Tęskniłaś za swoim szurniętym przyjacielem?'
' A może jak układa się u ciebie
w życiu? Słyszałem, ze masz dziecko i męża?'
' A może od razu się jej
zapytaj, czy jej mąż ją zaspokaja'- jęknęła zirytowana moja
podświadomość.
Wyciągnąłem kluczki do stacyjki,
po czym wysiadłem z samochodu. Byłem ubrany w czarne dżinsy i białą koszulę i
marynarkę.
Szczerze, gdyby nie Janet w
ogóle bym nie wyszedł. Zapukałem do drzwi i czekałem. Po chwili otworzył je mój
przyjaciel.
- No witam Michaela Jacksona.
- cześć Brett.
- Wchodź- oświadczył. Wszedłem
do środka, rozglądając się dokoła.- Lisa przyjedzie za 10 minut-
oświadczył.
- Okej...
Gdy usłyszeliśmy dzwonek do
drzwi, Brett poszedł otworzyć, ja natomiast podszedłem do okna, wyglądając
przez nie. Byłem ciekaw jak potoczy się to spotkanie.. I czy ono odmieni moje
życie.
- Michael- usłyszałem głos
Bretta. Odwróciłem się. U jego boku stała, piękna brunetka.- Przedstawiam ci
Lisę Marie Presley...
- Cześć- rzuciłem speszony.
Uśmiechnęła się, przygryzła wargę.
- Cześć..
"Może się spotkamy znów po kilku latach
Może właśnie tutaj lub na końcu świata "
I jak podobało wam się? Co do tego momentu z wywiadu, uwielbiam go. Ostatnio zastanawiałem się co Michael wtedy musiał poczuć... jakbym ja miał odpowiadac na takie pytanie na żywo... wolę sie nie zastanawiać jakbym zareagował.
Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam. Mike
Hej!
OdpowiedzUsuń"Michael, are u a virgin?"
"Hihihihihi!"
Kocham ten wywiad XD Do tej pory zastanawiam się, jaka była odpowiedź na to pytanie. Biedny Mike, hahaha. Ryan... Taka smutna historia z nim. Przykre, że zmarł tak młodo. Nawet nie zdążył porządnie zasmakować życia.
Telefon w lodówce. Takie rzeczy tylko Culkin, hahaha.
Spotkanie z Lisą... Czuję, że będzie ciekawie.
Pozdrawiam Cię serdecznie, życzę weny i udanych wakacji oraz miłego dnia :)
Alex :)
Hej.
OdpowiedzUsuńNie mogę się opanować ze śmiechu. Kocham wywiad z Oprah, nie wiem jak Michael mógł się poczuć, ale wiem, że Jego odpowiedź zgasiła Oprah.
'Jestem dżentelmentem
Jesteś dżentelmenem?
Jestem dżentelmenem' Kocham ten moment, zalewam się wtedy rumieńcem.
Szkoda Ryana, mógł jeszcze żyć..
Elizabeth i jej małżeństwa :3 nic dodać , nic ująć.. Cała Liz.
Nootka cudna i sie przyczepie do jednej rzeczy.. Dlaczego skończyłeś w takim momencie co?
Czekam z niecierpliwością na nexta. Życze weny. Pozdrawiam ~MeryMJ
Nom ta część wywiadu najlepsza, uśmiechałam się pod nosem kiedy to czytałam.
OdpowiedzUsuń"Nawet, jeśli, mnie nie rozumie, to czuje, kiedy ktoś go kocha, a kiedy nie'' - świetny tekst. Nie wiem czy to powiedział Michael. Stawiam że to jednak Twoje słowa. Bardzo mi się spodobał. Wpisze sobie do mojego zeszytu z cytatami. ;)
Świetna notka.
Szkoda Ryana, chodź i tak wygrał życie. Żył o wiele dłużej niż przewidywali. Najsmutniejsze jest e tym to, że zgodę na powrót do normalnej szkoły dostał niedługo przed tym jak umarł. :(
Dobrze, że masz do siebie dystans. Mi go brak, dlatego niedawno postanowiłam się za siebie wziąć i olewać wszystko trochę. Znalazła świetną książkę w empiku na ten temat. Cóż u mnie to rodzinne, moja mama ma tak samo.
Czekam na następna część.
Nie mogę się doczekać.
Mam nadzieję że będę miała Internet na wakacjach. :)
Pozdrawiam
Hej!
OdpowiedzUsuńMasz extra pomysły i talent!
Wspaniały i smutny był moment z Ryanem :(
Liz? Extra xDD
Czekam na więcej!
Trzymaj się i dużo, dużo weny.
Hej. ;D kolejny cudny blog! Ech xd ten wywiad :D Pomysł jest mega! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta! :D
Kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńCześć !
OdpowiedzUsuńTak jak ty jestem fanką Michael'a i od dawien dawna czytałam ff. Wielokrotnie gubiłam adresy naprawdę ciekawych blogów i byłam ogromnie zła że nie ma miejsca w którym te wszystkie interesujące blogi byłyby zebrane. Dlatego po którymś z kolei zgubieniu adresu, postanowiłam stworzyć "Katalog Neverland" - miejsce w którym każdy znalazłby interesujący blog, oczywiście dotyczący Michael'a.
Dlatego teraz, mimo iż strona jest jeszcze w budowie, wyszukuje autorów ciekawych blogów, którzy zgodziliby się na zamieszczeniu ich twórczości w Katalogu.
Tak więc do sedna, jeśli zgadzasz się na umieszczenie twojego bloga prosiłabym o kontakt (katalogneverland@onet.pl)
Pozdrawiam i życzę nowych pomysłów oraz Weny
Silver Snake
Jeju... Jak czytałam o Ryan'ie łzy mi poleciały a to oznacza...oprócz tego że miej więcej znam jego historię..Masz talent ! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń