* Oczami Michaela.
Po tamtej nocy, kiedy Lisa,
przyjechała do Neverlandu zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Umiemy
wisieć cały dzień na telefonie. Nigdy nie kończą się nam tematy. Przez co mężuś
Lisy...No popatrzymy prawdzie prosto w oczy. Jest zazdrosny. I nie dziwię mu
się...Szczerze sam ostatnio zacząłem zauważać, pewne zmiany w moich zachowaniu.
Przy Lisie jestem jeszcze bardziej otwarty niż przy innych, do tego...Gdy widzę
ją w obcięciach Danna, po prostu się wkurzam. Jak to Lisa powiedziała...Między mężczyzną
a kobietą przyjaźń nie istnieje. Czy to możliwe, ze Lisa zaczęła mi?
Się podobać? Nie..Ona zawsze mi się podobała..Powinienem spytać
raczej...' Czy ja, aby przypadkiem nie zacząłem się w niej podkochiwać?'
Cały czas mówię sobie, ze to za krótki czas...że miłość od
pierwszego wejrzenia nie istnieje..Ale...mnie i Lisę wiele łączy. Oboje
dorastaliśmy w blasku fleszy, nie mieliśmy łatwo, gdy byliśmy dziećmi...Kochamy
pomagać i dobrze się bawić.
Westchnąłem po czym zamknąłem oczy. Siedziałem na swoim magicznym
drzewie. Dziś pierwszy raz od kilku dni...Nie mam kontaktu z Lisą. Cholernie
brakuje mi jej słodkiego głosu. Jest ukojeniem dla mojej duszy.
- Michael- otworzyłem oczy i zobaczyłem Miko. Mojego ochroniarza.-
Ktoś do ciebie.
- kto?
- Danny- westchnąłem, po czym zszedłem z drzewa, i stanąłem u boku
mojego ochroniarza.
- Czego on chce?
- Pogadać...Jest nieźle wkurzony.
- Po ludzku zazdrosny.
- a ma być, o co zazdrosny?-' Dobre pytanie Miko...Jak znajdziesz
mi na nie odpowiedz, dam ci podwyżkę'
- sam nie wiem.-Wzruszyłem ramionami- Pogubiłem się.
- Może ci...
- Miko...Chcesz być moim psychologiem?- Zaśmiałem się.
- Zawsze coś nowego...A i Mike...Nie zabijcie się./
- Dobrze- rzuciłem z wymuszonym uśmiechem' Przez przypadek wyrzucę
go przez okno...Ta...Przez przypadek'
Wszedłem do środka, po czym skierowałem się w stronę salonu, gdzie
siedział Danny. Widząc mnie wstał i zmierzył mnie morderczym uśmiechem. Widząc
jego minę, uśmiechnąłem się chytrze, po czym założyłem ręce na klatce
piersiowej i powiedziałem drwiącym głosem:
- Co cie sprowadza drogi przyjacielu?
- Przestań się głupio uśmiechać Jackson.
- Nikt nie dał ci prawa zabraniać mi tego...A wiec postanowiłeś
mnie odwiedzić.
- Odpieprz się od lisy.
- Hymn ciekawe polecenie..Szkoda, ze nie jestem żołnierzem-
usiadłem w fotelu, uśmiechając się drwiąco.
- Jackson dobrze ci radze.
- Danny usiądź...Pogadajmy jak ludzie.- ' Tylko szkoda, ze ty do
tej kategorii się nie zaliczasz'
- Myślisz, że nie wiem, ze chcesz uwieść Lisę.
- A wiesz? Szkoda, ze ja tego nie wiedziałem...Ale skoro uważasz,
ze chce...No to..Czemu by nie- popatrzył na mnie tak... ze..
- gdyby spojrzenie mogło zabić- zaśmiałem się z pogardą.
- co się stało z miłym Jacksonem?
- Ależ ja cały czas jestem Miły ty chodzisz nerwowo po
salonie...Siadaj drogi przyjacielu.
- Jackson albo się od niej odwalisz.
- Albo- wstałem i podszedłem do niego- Dokończ...
- Pożałujesz.
Prysnąłem pod nosem.
- To ty psujesz wszystko między wami. Gdzie byłeś jak ona cię
potrzebowała? No gdzie? Lepiej biegać po barach ze striptizem, co?
- Ja jestem, chociaż jak facet...A nie...Gej...
- Coś ty powiedział- zbliżyłem się do niego.
- Słuchaj zdecyduj się...Nie uwodź Lisy...Dobrze ci radze.
- Mam cię posłuchać, ponieważ?
- Ponieważ zniszczę ci życie.
‘, Ponieważ zniszczę ci życie...Bardzo się boje'
- Odpieprz się od niej pedale!- Dodał. Nie wytrzymałem i
zamachnąłem się.
* Oczami Lisy
Śledziłam Dannego. Byłam ciekawa gdzie tym razem pojedzie. Gdy
zobaczyłam jak jedzie w stronę Neverlandu byłam zdziwiona, chociaż z drugiej
strony mogłam się tego spodziewać. On nigdy nie powie, że coś jest jego winą.
Zawsze zwala na innych. Wjechał na posesję. Ja zatrzymałam się przed bramą.
Opadłam na siedzenie głośno wzdychając. Za bramami Nibylandii wierzyłam, ze
wszystko jest możliwe...Z resztą...Wystarczy, ze jest przy mnie Piotruś...Wtedy
wszystko inne nie ma znaczenia.
Minęło już trochę czasu od naszego spotkania u Bretta. Z każdym
dniem zbliżamy się do siebie coraz bardziej. Nie umiem już funkcjonować, bez
zastanawiania się, co on robi...Czy już wstał? Czy tańczy? Czy śpiewa?...Ciągle
o nim myślę.
Od dwóch tygodni chodzimy na przyjacielskie spotkania.
' Pssy...Tak to się teraz nazywa?'
Oj no dobra, randkujemy ze sobą...Chociaż nie powinniśmy...Ja mam
męża...I...Dzieci...
Obawiałam się się jeszcze jednego...Moja matka nigdy nie
zaakceptowałaby Michaela. Dla niej zawsze był dziwakiem. Od kiedy kolor
jego skóry się zmienił. Powiedziałam jej, ze on jest chory, a ona ciągle gada
swoje. Czasem zastanawiam się, jakim cudem jest moją matką. Nigdy się z nią
dobrze nie dogadywałam...Nie to, co z tatą.
Spojrzałam na zegarek. Zaczęłam się niepokoić. Dannego już trochę
nie było. Postanowiłam zobaczyć, co tam się dzieje. Wjechałam na teren Nibylandii,
po czym wysiadłam z samochodu.
- Witaj Liso- usłyszałam radosny głos ogrodnika.
- Dzień dobry Henry...Jak się miewasz?
- Dobrze...Pani mąż przyjechał..
- Wiem...Właśnie tam idę...To miłego dnia- posłałam mu uśmiech i
ruszyłam w kierunku domu. Weszłam do środka, i usłyszałam kłótnię. Pobiegłam w
stronę salonu. Co zastałam? Michaela trzymanego przez Miko a mojego mężulka
przez Bryana ( innego ochroniarza). Oboje byli poobijani.
- Odwala wam!- Wykrzyknęłam. Michael popatrzył na mnie.
- To twój mąż zaczął...Ja mu dałem tylko w nos.
- Dann- popatrzyłam się na mojego męża.
- Ten pedał mnie wkurza.
- Jak jeszcze raz go tak nazwiesz, to zaraz będziesz cały we krwi-
Michael się zaśmiał.- Nie obrażaj go skoro go nie znasz.
- Kradnie żony.
- Nie Dann...Już dawno powinnam coś zrobić.
- To przez niego chcesz wsiąść ze mną rozwód- powiedział
oskarżycielsko.
- Chcesz wsiąść rozwód?- Spytał zaskoczony Michael.
- Tak...Już dawno powinnam to zrobić. Widzę, ze dostałeś..
- Nie pozwolę ci odejść.
- Danny nie zachowuj się jak dzieciak!
- To ty wybierasz jakiegoś dzieciaka zamiast mężczyzny.
- jak ci zaraz wpieprzę to pożałujesz!- Warknął Michael.
- Michael nie opłaca się...Głupszym się ustępuje..
- Zabiorę ci dzieci- zesztywniałam.
- nie masz prawa.
- Mam prawo...To przez ciebie jest rozwód...
- Nie Danny...Rozwód, jest przez to, ze albo nie ma cię w domu, a
jak jesteś to myślisz tylko o jednym...A jak nie...To dajesz mi w ryj...-
Michael otworzył usta jakby chciał cos powiedzieć, jednak szybko je zamknął.
Spojrzał na Dannego z takim wyrazem twarzy, jakiego jeszcze nigdy u niego nie
widziałam. I nie chciałam widzieć.
- Jakim prawem podniosłeś na nią rękę?!- Powiedział z nad wyraz
spokojem.
- Michael...Nie opłaca się...Danny jedź już.
- Kilka razy mi się zdarzyło.
- Zejdź mi z oczu albo nie, ręczę za siebie.
- Możesz wybrać go...Ale wtedy stracisz dzieci na zawsze- dodał
Danny.
Do oczu napłynęły mi łzy. Wciągnęłam powietrze, i żeby nie
widzieli jak płacze, po prostu wybiegłam, na dwór gdzie zaczęło padać. Była
taka piękna pogoda, a musiała się popsuć.
' Danny wszystko umie popsuć'
Biegłam przed siebie, zalewając się łzami. Jakim prawem on
zagroził mi, ze odbierze mi dzieci? Jakim prawem? Co ja mu takiego zrobiłam.
- Lisa- odwróciłam się i zobaczyłam Michaela biegnącego w moją
stronę. Wytarłam łzy- Nie płacz nie opłaca się.
- Wracaj leje jak scebra.
- Ty też stoisz na deszczu- zaśmiał się- Przy moim magicznym
drzewie- dodał z uśmiechu.
- Dlaczego magicznym?
- Zawsze mam tu wenę...To na wiersz..To na piosenkę.
- To na serio jest magiczne.
Zaśmialiśmy się.
- Bardzo cie przepraszam za niego.
- Naprawdę bierzesz z nim rozwód?- Pokiwałam głową
- Ale boje się..
- Nie odbierze ci dzieci...Nie pozwolę mu na to.
- Dziękuje ci...Kochany jesteś.
- Ach no wiem- zachichotaliśmy.- Lubię twój uśmiech.
- Ja twój też. I oczy...Piękniejszych nie widziałam.
Zawstydził się.
- Pomyśleć, ze minęło tyle lat.
- A my wciąż tak samo głupi.
- Ty jesteś bardziej głupi.
- hej- dał mi sójkę w bok.
- Oh..Masz rozcięta wargę- dotknęłam jego policzka. Uśmiechnął
się.
- Wyglądam jak mężczyzna.
- Raczej jak facet po spotkaniu z ciężarówką...Trzeba ci to
opatrzyć- dodałam nie odrywając wzroku od jego oczu. Były obłędne,
hipnotyzujące. Zatraciłam się w nich. Michael przygryzł wargę oczami błądząc po
mojej twarzy.
' I jak tu się w nim nie zakochać?'
- Peszysz mnie wiesz wiesz o tym?- Zapytał z uśmiechem. Odwzajemniłam
go.
- Ty mnie też.
- Jesteś taka piękna.
Wciagnełam powietrze.
Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Czułam jego oddech
na swojej skórze... Zobaczyłam w jego ochach błysk, jakiego jeszcze nigdy nie widziałam. Czułam zapach jego odużających perfum. perfum. Zapach, przy którym nie umiałam
się skupić i myśleć. Nagle zapragnęłam, żeby przestały nas dzielić nawet
centymetry. On chyba pomyślał o tym samym, bo jego usta znalazły się na moich w
tej samej sekundzie.
I'm in love, Mistrzu! Michael jest męski, bardzo męski...
OdpowiedzUsuńLecę do następnej :*
Hej XD
OdpowiedzUsuńLeje ze śmiechu! Najpierw mam beke z Much, a teraz Twój rozdział. Ja wiem, że ty lubisz zmieniać płeć (np. Aleksanderek), ale dziś zniszczyłeś mi system:
" - Jackson albo się od niej odwalisz.
- Albo- wstałem i podszedłem *do niej*- Dokończ..".
Kochaaam!!! XD
Tak w ogóle to zgadzam się Majkol ma piękne 'ochy' <3
Lece czytać dalej :* :D.