piątek, 4 września 2015

I'm Here With You, Rozdział 8



Piosenka, którą śpiewałem z Magda po powrocie ze szkoły.

Świat na chwile się zatrzymał. Nic się nie liczyło, prócz nas. Bałem się, ze, gdy pocałunek dobiegnie końca- cała magia pryśnie. Pragnąłem czegoś więcej. Przyciągnąłem ją delikatnie w pasie.

' Nie wykorzystuj chwili'

Bardzo powoli i bardzo a to bardzo niechętnie oderwałem się od jej słodkich warg. Oderwałem się od niej patrząc w te piękne roziskrzone oczy. Były radosne, jednak krył się w nich też smutek. Przygryzłem wargę. Dotknąłem jej policzka. Lisa otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak zrezygnowała. Spuściła głowę i szepnęła ciche ' Przepraszam’, po czym uciekła. Chciałem za nią biec, ale nie umiałem. Po tym, co się stało nie myślałem racjonalnie. Podniosłem głowę czując jak ciężkie krople deszczu spływają mi po twarzy.
Nie mogłem zakochać się w Lisie. To było zakazane uczucie. Ona ma męża i dwójkę dzieci...Nie rozwalę rodziny.
' Ona bierze rozwód'
Westchnąłem, po czym oparłem się o moje magiczne drzewo.
Co mam zrobić?
***
Czas mija nieubłaganie. Minęły cztery dni. Ani razu nie zadzwoniła, nie napisała. Całe noce przesiedziałem starając się ' ustalić’, co do niej czuje. Doszedłem do jednego- Moje uczucie do Lisy to coś więcej niż sympatia do koleżanki, ja się w niej po prostu zakochuje. Przy niej czuje, ze mogę wszystko. 
‘, Dlaczego wszystko musi być takie trudne?'
- Cześć szczurku- potrząsałem głową i zobaczyłem Karen. Jak zwykle uśmiechniętą, radosną. Od razu humor mi zaczął się poprawiać.
- Cześć czarownico...Ile można czekać?- Spytałem z uśmiechem. Karen zaśmiała się i mruknęła pod nosem ' Nie marudź'
- Nie narzekaj żabolu... Ważne, ze jestem.
- No dobrze...Dzięki tobie będę wyglądał jak człowiek.

- A nie człowiek po ciężkiej depresji.

- Dokładnie...Jak świr po przejściach- oboje zarechotaliśmy. Przyjrzałem się jej uważnie. Była ubrana w niebieską koszulę, czarne dżinsy i buty na koturnie... A i zapomniałbym o czymś, co najbardziej przykuło moją uwagę. Miała rozpięte trzy guziki w tunice. Uśmiechnąłem się się do siebie chytrze.
- Czemu się szczerzysz?
- Bo lubię..Mogę-chciałem wsiąść do ręki grzebień, lecz trzepnęła mnie po palcach i rzuciła z
Uśmiechem:
- Nie wierć się karaluchu.
- Pijawka...Phi...A po cio ci too?- Spytałem głosem trzy latka, na co Karen uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- A cio chłopczyk ciekawy?- Pokiwałem główką-  No to ciekaw się dalej.
- Ej...
- Mike przestań się kręcić, bo ci z lokówki przywalę.
- Lisa powiedziała, ze przywali mi z...- Zacząłem, lecz urwałem. Wspominając o Lisie, zrobiło mi się przykro. Tęskniłem za nią. Na nią zawsze mogłem polegać.
- Nie smuć się...Nie lubię patrzeć jak się smucisz.
- Ooo..Karen?
- Hym?
- Lepiej zapnij te guziczki, bo one mnie dość mocno kusza- uśmiechnąłem się szeroko przygryzając wargę.
- Niech kuszą...Odpięły się z wrażenia na twój widok.
- O mój Bosz...Na serio?- Pokiwała głową.
- Jestem ciekaw, co musiałbym zrobić żeby- trzepnęła mnie  łeb.
- Nie myśl tylko o tym misiu.
- O grach?
- Tak o grach- zachichotała...- Nie odegnam się całkowicie.,
- mogę ci pomóc.
- Dziękuje...Nie trzeba...Jak coś to ciebie zawołam.
- Słóże pomocą- puściłem jej oczko.
- Czy ty mnie kokietujesz?
- Nie...Dyskutuje.
- Idź na polityka.
- Małpa.

- Pajac! Gotowe powal ich na kolana.

- E tam ty zemdlejesz, jako pierwsza to najważniejsze... A i przy okazji skoro te guziczki rozpinają się an mój widok, to lepiej trzymaj tą koszulę, bo jak ci się...- Trzepneła mnie w głowę- Może ci nagle spaść.- Klepnęła mnie w tyłek.- Hymn miła i kusząca propozycja..To na zachętę...Okej przemyślę to.
- Spadaj na drzewo loczkowaty.
- Pa czarownico.
- Pa bachorze.
- No to idę.
- No to idź...A  najlepiej poleć.
- A co ja superman jestem?
- Superman przy tobie wymiękła- rzuciła a uśmiech sam wepchnął mi się na twarz.
- I kto tu, kogo kokietuje.
- Ty mnie- usiadła na fotelu an, którym ja jeszcze przed chwilą siedziałem.- Nie ma to jak flirt- zaśmiałem się.
- Po prostu wymiana argumentów.
- Bosz...
- Pójdę na prezydenta będę głosił moje mądre rady.
- Boże miej opiekę nad tymi biednymi ludźmi.
- Gryzoń!
- Żegnam Pana Jacksona!

Z uśmiechem ruszyłem w kierunku, sceny. Miałem trochę czasu przed koncertem, bo postanowiłem przyjechać na miejsce trochę szybciej. Chciałem zapomnieć na chwilę o Lisie.
' Jak to cudownie mieć przy sobie Karen'
Co ja poradzę, ze nie umiem jej nie kokietować? To nic takiego.
' Tu robisz nadzieję, Lisie, a tu bajerujesz Karen'
Nic  nie robię. Nie jestem niczyją własnością. Mogę żyć nie zależnie. Jak Lisie na mnie zależy to niech się w końcu odezwie...Niech da znak życia.
***

- Mac ty pajacu!- Krzyknąłem goniąc go po korytarzu w Neverlandzie. Mac śmiał się w niebo głosy.
Co się dziwić. Wraca po tygodniu i robi mi cudowną pobudkę.
' Nie ma to jak zostać oblany wiadrem zimnej wody na dzień dobry;
- Zabiję cię- dodałem.
- Ta...Na pewno...Ty się jeszcze nie rozbudziłeś.
- Nie chciałbyś bym się całkiem rozbudził- rzuciłem.
- Bardzo się boje.
- Jak ja cię złapie potworze...To...- Nie dokończyłem, bo wylądowałem na tyłku, na schodach. Mac widząc to wybuchł śmiechem.
- Ha ha.
- Wiesz jak to śmiesznie wyglądało?
- Ty...Nagrabiłeś sobie...Zemszczę się- wstałem z schodów, masując obolały tyłek- To bolało!
- Nie popłacz się.
- Mac!
- Tez cię uwielbiam.
- Chłopaki śniadanie- do holu weszła Oliwia. .- Co wy?..- Nie dokończyła, bo zaczęła się śmiać.
- Wszyscy przeciwko mnie.
- Nie wszyscy- dobiegł mnie tak dobrze znany mi delikatny głos. Wyprostowałem się jak struna, i zszedłem z schodów. Przede mną stała Lisa. Ubrana w czerwoną tunikę i dżinsową spódniczkę, na nogach miała czarne pół buty.
Wciągnąłem powietrze.
- Oj Jackson nie pożeraj jej tak wzrokiem- wtrącił się Mac podchodząc do mnie i klepiąc ramie- Spóźniłaś się...Musiałabyś widzieć, jak Jackson skończył tyłkiem na schodach.
- Pożałujesz tego.

- Yhm...Bardzo Się boje.

- Załatwię cię.
- Dobrze, dobrze załatwisz go, ale się najpierw ubierz...A nie paradujesz przy gościach w piżamie- poczułem jak się rumienię.
- Michael chce pokazać się Lisie, jak seksownie wygląda w tej piżamce- trzepnąłem go delikatnie w łeb.- I tak miał urocza piżamkę.
- Spadaj blondasie.
- Nie stawaj się Jackson.
- A jak będę się stawiał?
- Lisa Michael mruczy twoje imię przez sen.
- Już po tobie!!! Przepraszam na chwilkę Liso.
- Tylko się nie zabij- poleciła z uśmiechem. Zacząłem gonić Maca. Dopiero po dziesięciu minutach udało mi się go złapać.
- Lisa ci się podoba...Widać to...
- Nie musisz jej tego mówić- warknąłem zakładając ręce na klatce piersiowej.- Nie musiałeś.
- Pod warunkiem, ze potem mi opowiesz, co między wami jest.
- Nic nie ma...Jesteśmy przyjaciółmi.
- Ta na pewno...Pogadamy pojutrze.
***
Siedziałem wraz z Lisą w altance, patrząc się w niebo. Chciałem tyle powiedzieć, a nie wiedziałem, od czego zacząć.
- Liso...- Spojrzała na mnie.- Przepraszam, cie za to, ze..Cię..
- To ja przepraszam. Wybaczysz mi?
- Nie mam, czego ci wybaczać, to ja cie pocałowałem.
- Nie wracajmy do tego.
- Okej...Co robiłaś przez te pięć dni?
- Załatwiałam sprawy rozwodowe- uśmiechnąłem się.
- Bałem się, ze...
- Chciałam się odezwać, ale...Miałam tyle na głowie.
- Rozumiem...Ale teraz między nami wszystko okej?- Pokiwała głową, po czym oparła ją na moim ramieniu.
- Moja matka nie jest zadowolona...Powiedziała, ze popełniam błąd.
- Liso Marie...To ty...Decydujesz, z kim chcesz być.
- Ona uważa, inaczej...Nigdy się z nią nie dogadywałam.- Oświadczyła smutno-, Co innego z tatą.
- Rozumiem. Kiedyś wszystko się ułoży.
- Czuje, ze to dopiero początek- szepnęła. Spojrzałem na nią. Płakała. Zsunąłem się, i uklęknąłem przed nią. Wziąłem jej ręce i popatrzyłem w oczy.
- Posłuchaj mnie...Nie każdy wybór będzie się jej podobał. Ale tylko i wyłącznie ty decydujesz, z kim chcesz być i czego chcesz od życia. Na mnie zawsze możesz polegać- pocałowała mnie w policzek- Tęskniłem za tobą ślicznotko.
- Wiem przystojniaczku... Ja za Tobą też.
- Przedstawisz mi Bena i Riley.
- Oczywiście...Riley nie gada o nim innym- zaśmialiśmy się się- Wiem, ze to szalone, ale co ty na to, ze uciekniemy od tego wszystkiego.
- Lisa media...One..
- Trudno...Niech piszą...No chodź...Pójdziemy na kręgle...Potem do biblioteki....A potem...
- Do chińskiej restauracji- pokiwała głową.
- To się źle skończy- dodałem z szerokim uśmiechem.
- Życie bez ryzyka nie jest takie same...

Tymczasem U Jordana.
Siedziałem na łóżku, przeglądając książkę, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Odłożyłem książkę i rzuciłem:
- Proszę- uśmiech sam wpełzł mi na twarz, gdy zobaczyłem Michaela.
- Cześć idioto.
- Cześć pawianie- rzucił się na łóżko obok mnie biorąc komiks.
- Co robiłeś?- Spytałem.
- Byłem na randce z Lisą.
- No to się nieźle zapowiada...Mów dalej.

- Ona jest cudowna...Magiczna...Ale nie może być między nami nic więcej- posmutniał.
- Niby, czemu?
- Bo wiem jak to by się skończyło.
- Od kiedy przejmujesz się mediami?- Michael posmutniał jeszcze bardziej, wstał i podszedł do okna.
- Ciągle coś knują, spiskują...Mam ich dość...Co ja im takiego zrobiłem? No, co? Przecież wyjaśniłem wszystko w wywiadzie a oni mówią, ze kłamię.
- Mistrzu nie przejmuj się...Dostaniesz do głowy- zaśmiał się smutno.- Michael.
- Jordan wiesz, co ci powiem? Mam dość tych fałszywych ludzi...Mam ich dość! Niech dadzą mi wreszcie święty spokój. Nie lubią mnie to niech nie zatruwają mi życia.
- W twoim otoczeniu jest wiele fałszywych..
- No właśnie! I jak tu komuś zaufać, co? No jak?
- Nie wiem...Ja już dawno do głowy bym dostał...Moc jest z tobą- Michael się roześmiał, po czym usiadł an łóżku.
- Nie wiem...Chce ufać wszystkim, ale boje się... że mnie skrzywdzą...Nie chce cierpieć.
- I nie będziesz...A tym, którzy cię ranią damy w tyłki- Michael uśmiechnął się- Idziemy pograć na konsoli?
- Okej- od razu poprawił mu się humor- Tym razem ja wygram.
- Zapomnij Jackson. To twoje marzenia.
- Marzenia się spełniają.
- Ha...Ale ja jestem mistrzem.
- Wpadania w kłopoty.
- Uczę się od mistrza.

Po dwóch godzinach śmialiśmy się jak popaprani oglądając Gliniarza z Beverly Hills i obżerając się wypiekami mojej mamy. Michaelowi poprawił się humor. Cham wygrał ze mną cztery razy.
' Jak on to do cholery robi'
Michael chyba czyta mi w myślach, bo rzucił dumnie:
- Mam znajomości tam na górze.
- Wszystko jasne..
Michael spojrzał na zegar, po czym oświadczył:
- Pora wstawać.
- Zaczynasz trasę prawda?- pokiwał głową-, Co ja będę robił przez ten czas?
- Nudził się...Oj będę dzwonił.
- Ja będę dzwonił...O ile ojcu coś nie odwali.
- Czemu?
- Chce mnie wsiąść do siebie na wychowanie- Michael zrobił ciche ' Ohh’, po czym dodał:
- Wszystko się ułoży. Nie martw się.
- Nie będę się martwił. Trzymaj się.
- Idziesz już?- Do salonu weszła moja mama.
- Trasa...I..
- Rozumiem...Trzymaj się i nie wykańczaj się...Jordan wtedy da ci w łeb.
- Tak wiem- popatrzył na mnie- Dziękuje za gościnę...Aha i cudowne wypieki.
- Dziękuje.
- No to...Trzymaj się J.
- Trzymaj się MJ...Odzywaj się.

- Jordan dzwonił ojciec- wtrąciła mama. Przewróciłem oczami.- Jordan.
- No i?
- I...Jutro po ciebie przyjeżdża...Zamieszkacie razem.
- Ale czemu?- Zapytałem z wyrzutem.
- Chce poprawić wasze relacje...
- Przecież są dobre- łgałem. Nigdy nie umieliśmy się dogadać, chociaż muszę przyznać, ze kocham mojego ojca i zrobię dla niego wszystko. Brakuje mi go- Może masz rację...To poprawi nasze relacje...I z resztą Michaela i tak nie będzie.
- więc właśnie...Idź się spakować- ze spuszczona głową, wbiegłem po schodach na górę do swojego pokoju, rzucając się an łóżko.

Michael:
Z uśmiechem, wróciłem do Nibylandi. Wizyta u Jordana poprawiła mi humor. Zawsze wie, co powiedzieć. Tak samo jak Mac. Przy okazji..Po moim powrocie wiernie czekał przy drzwiach. Rano był na ' randce' i nie mógł przyjść. Z tego, co wiem jego matka umówiła go z jakąś dziewczyną, co jest głupotą, bo Mac ma jeszcze czas na randkowanie. No, ale cóż tacy są rodzice. 
Opowiedział mi wszystko, co się działo, z czego miałem niezły ubaw. Najlepsze a dla niego najgorsze jest to, ze ta dziewczyna nie chce dać mu spokoju, a ona i Mac...Dwa różne światy.
- Przeciwności do siebie przyciąga- oświadczyłem uśmiechając  się.
- Ha, Ha. Ha...Ona jest okropna...Do tego brzydka.
- Mac..
- Nie to, co Lisa.
- Ona jest moja!- Rzuciłem w niego poduszką.
- No właśnie...Między wami tego teges?
- Na razie chyba nie...Ale mam nadzieję, ze po trasie tak...
- A co u Jordana?- Spytał zaciekawiony.

Opowiedziałem mu o wszystkim, czego słuchał z uśmiechem. Byłem zaskoczony. Poznałem go przez przypadek...
Jednak, gdy go poznałem nigdy nie spodziewałem, ze ta ' przyjaźń' tak odmieni moje życie...




3 komentarze:

  1. Mimo iż opowiadanie i twój styl pisania jest fenomenalny, to nie mogę przezwyciężyć "prywatnej" opinii o Lisie. Wiem że to fikcja, i twoją Lisę da się lubić to jak ją sobie wyobrażam to mną trzęsie normalnie xD
    Życzę weny Mike, Pozdrowionka ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Popłakałam się ze śmiechu... Zdechlaku, hahahaha! Nieźle żeś się popisał. Trzeba było mi reklamę zrobić! W końcu jestem autorem tego przezwiska.
    Dzięki za odpowiedź i fajnie, że jednak żyjesz, ale mam do Ciebie parę komunikatów.
    Po pierwsze... Ej, ja tam zupełnie serio, bezpośrednio i chamsko (psychofance wszystko wolno) zapytam się Ciebie, czy Ty się człowieczku brzydzisz normalnej rozmowy? Bo my tak wesolo Cię na fejsbukach obga... chwalimy, no a Ciebie nie ma. To takie smutne, bo fajną mamy blogową społeczność, a Ty to nas chyba do końca nie kochasz. Jeśli mnie unikasz, bo się mnie boisz, serio, ja nie gryzę XD (Połykam w całości, razem z bokserkami). Żarty żartami, ale byłbyś tak uprzejmy nooo... XD Boże, upokarzam się.
    W końcu kto inny się tak troszczy o Zdechlaczka, jak nie ja? <3
    No a co do szkoły to Cię rozumiem, sama mam teraz ogrom zaległości, Marysia mi świadkiem, ze cały czas zeszyty uzupełniam.
    Notka świetna, w ogóle tamten pocałunek z Lisą... Oj już wiemy jak to się skończy. No i Jordan. Tyle prawdziwych faktów, ze aż mi się smutno zrobiło. Ale dobrze chociaż, że ta się rozwodzi z tym debilem. Zazdrości tylko Michaelowi kumpla w spodniach, mówię Ci. Mike i Lisa byli taką uroczą parą... Kurczę, ja też wierzę w to, że to była miłość która po prostu nie dała rady przetrwać. :(
    Rozważ słowa swojej psychofanki i dajże wreszcie ten rozmiar, bo proszek hipoalergiczny już czeka, marker też, tylko gatki kupić. A tak przy okazji, szukać różowych, białych, czy czerwonych? A może walnę Ci z nadrukiem? Kurczę, muszę pomyśleć.
    Pozdrawiam Cię serdecznie i gdybyś umierał to pisz, wpadnę na pogrzeb. Wrzucę Ci te bokserki do trumny.
    Buziaki.
    Twoja ukochana psychofanka Alex <3

    P.S. Pisz Believe bo umrę <3

    OdpowiedzUsuń
  3. I jestem :3
    Notka cudna. Ehh szkoda, że Lisa tak uciekła wtedy.
    Majk i Mac miszczowie! Kocham <3
    Łącze się z Olą. Czekamy aż w końcu nam się ujawnisz chłopaku. Stado psychofanek na Ciebie czeka (nie no żartuje XD). Czekam z niecierpliwością na następne notki. Życzę Ci dużo weny i Pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń