sobota, 26 września 2015

I'm Here With You, Rozdział 9




- Tak było, od kiedy pamiętam. Najpierw rodzice się kłócili, a potem godzili. Wmawiali mi, ze nic się nie dzieje, ale ja widziałam, ze nie jest między nimi tak jak kiedyś. Mama płakała nocami, tato siedział smutny w fotelu, patrząc w okno, a ja stałam w progu zastanawiając się jak im pomóc. Wiem, ze mój tato większości zawinił, zdradzał mamę wiele razy...Ale kochał ją. Nie chciał rozwodu, dopiero, gdy zrozumiał, ze na nic jego bałaganie przestał ja namawiać by byli ze sobą szczęśliwi. Przestali udawać. Mieszkali pod jednym dachem. On z jakąś lafiryndą, ona z jakimś bałwanem.
Bardzo mnie to wszystko bolało, bo myślałam, że to moja wina, ze oni od siebie odeszli- wytarła łzę z policzka, wciągnęła powietrze, po czym je wypuściła i mówiła dalej: - Wyprowadziłyśmy się z mamą. Nie rozumiałam tego. Pytałam
' Mamusiu, czemu tatuś nie może z nami mieszkać? Nie kocha już mnie?'Ona zawsze odpowiedziała
'Kocha, ale jest bardzo zajęty'. Wieczoru przed jego śmiercią,  gdy byłam u niego rozpłakałam się. Czułam coś złego, ale nie wiedziałam, co. Widziałam, że z tatą coraz gorzej. Nie wyglądał jak kiedyś. Widząc jak płaczę wziął mnie na kolana i oświadczył;
‘, Co kol wiek się stanie, gdziekolwiek będę...Nigdy nie przestanę cie kochać. Będziesz moją ukochaną córeczką'- dodała spuszczając głowę.
Byliśmy na cmentarzu w Graceland, gdzie był pochowany ojciec Lisy. Poprosiła mnie bym był z nią. Potrzebowała tego. I teraz siedzieliśmy na ławce przy jego grobie wspominając stare chwile. Z każdym momentem na twarzy Lisy pojawiało się coraz więcej smutku, żalu.

- Przeczuwał, ze umiera- wyszeptałem. Spuściła głowę i skinęła głową.
- Wiedział, że nie da rady mnie wychować. Przychodząc tu..-Urwała. Otuliłem ją moim ramieniem. Wtuliła się we mnie- Czuje jego obecność. Było wiele śmiesznych momentów w moim życiu. Np., Gdy żartowaliśmy w łazience, gdy się golił a ja podbierałam piankę do golenia- zaśmialiśmy się. Przygryzła wargę- Gdy razem śpiewaliśmy piosenki- spuściła głowę.
- Nie płacz- pogłaskałem ją po włosach- Nie chciałbyś cierpiała.
- Nie umiem nie cierpieć. On mnie rozumiał, był takim samym odludkiem, co ty i ja - uśmiechnąłem się słabo.- Bardzo go kocham.
- Jak poznał twoja matkę?- Spytałem wycierając łzy z jej bladych policzków.
- Gdy był w Niemczech na służbach wojskowych. W 1959 roku.
- Twoja mama miała czternaście lat- skinęła głową. Uśmiechnąłem się- Nie zauważyłaś jednej rzeczy?
- takiej, ze mój ojciec też był od niej starszy.
- Czyli zauważyłaś- zachichotała.
- Tato bardzo cię lubił.
- Ale matka nie.
- Powiedziała, ze jej go przypominasz- spojrzałem na nią.- Według niej jesteś takim samym podrywaczem.
- Ja? I podrywanie?
- Mnie poderwałeś.
- Ciebie..Sama się na mnie napaliłaś- dźgnęła mnie łokciem w bok.- Żartuje..Poderwałem cię- powiedziałem dumnie- To dobrze.
- Wyrwałeś mnie ze szponów Dannego.
- Tego szatana.

- Ty jesteś szatanem.

- Ja aniołkiem roku zostanę.
- Pożyjemy zobaczymy. Dziękuje, ze tu przy mnie jesteś. Przyjechałeś specjalnie z Niemców by być przy mnie.
- Zawsze będę.
- Obiecujesz?
- O ile ty będziesz przy mnie- wtuliła się we mnie jeszcze mocniej i szepnęła:
- Masz to jak w banku.
- Wiele dla mnie znaczysz- popatrzyła na mnie i zadrżała z zimna. Patrzyła na mnie, ale nic nie mówiła. Uśmiechnęła się i niemal niedosłyszalnie wyszeptała:
- To lepiej dla mnie.
- Wracamy? Napijemy się czegoś ciepłego- pokiwała głową. Wstaliśmy i skierowaliśmy się w drogę powrotną.
- Jutro wracasz na trasę, co?- Skinąłem- Szkoda, odwiedzę cię.
- Trzymam cię za słowo.

Wsiedliśmy do samochodu. Ja, jako kierowca Lisa, jako pasażer. Odpaliłem, po czym ruszyłem zerkając na nią w lusterku. Była smutna. Patrzyła się przez okno. Oparła głowę o zagłówek i przygryzła wargę.
- Gdzie cię odwieść?
- Do mojej mamy. Tam są dzieciaki- skinąłem głową uśmiechając się słabo. Wiedziałem, że Priscilla nie będzie zadowolona widząc mnie u boku Lisy. Nigdy za mną nie przepadała.
- Lisa?- Popatrzyła na mnie- Powiedziałaś, ze twoi rodzice się kłócili..A większość ich znajomych mówi, że żyli w przyjaźni.
- U nich to bardzo skomplikowane. Raz się kłócili, potem godzili, zaś kłócili, godzili. Człowiek umiał się pogubić.
- Za pewne twoja matka nie będzie szczęśliwa z mojej obecności.
- Mam to gdzieś. Ważne, ze dzieci się cieszą. Obawiam się, ze Riley nie da ci odjechać- zachichotałem
- To może w ogóle nie wejdę.
- zapomnij. Pójdziemy do mojego starego pokoju. Pokaże ci coś.
- Co?
- Zobaczysz- uśmiechnęła się.- Czemu tak na mnie patrzysz?
- Wreszcie widzę ten  śliczny uśmiech na twej pięknej twarzyce- Lisa zarumieniła się patrząc przez szybę.
- I ty nie jesteś podrywaczem...Moja matka miała rację.
- Tylko dla ciebie taki jestem.
- Oj Jackson, przeklinanie, picie podrywanie, za niedługo się dowiem, ze nie trzymasz się zasad Jehowy.
- Nie trzymam się...Nie jestem już nim.
- Dlaczego postanowiłeś odejść?- Wzruszyłem ramionami.,
- Bo miałem taką zachciankę- Lisa wybuchła śmiechem.- Mam wiele zachcianek.
- Jak typowy miś.
- Który uwielbia miodek- Lisa pokręciła głową- Nie chce mi się jechać do twojej matki.
- Mi też nie- zjechałem na pobocze.- I co dalej.
- Nie wiem jak ty, ale ja wychodzę.
- Na ten mróz?- Pokiwałem głową- Co zaś strzeliło ci na dekiel.
- Spacer dobrze nam zrobi.
- Dobrze...rozchorujesz się.
- Będziesz mogła się mną zaopiekować- Lisa odpięła pas i wysiadła a ja wybuchłem śmiechem.
- Na co czekasz?- Spytała tupiąc nogą. 
- Już niecierpliwcu...

Lisa:
Spacerowaliśmy po parku a dokładniej po lesie trzymając się za ręce i co chwila się popychając. Michael poprawił mi humor. Jak zwykle? Zawsze mogłam na niego liczyć, po, mimo iż ostatnio nieźle się pokłóciliśmy. Zadziałał mi na nerwy, ale teraz był w stanie przylecieć do mnie z Niemiec, bym poczuła się lepiej. Taki właśnie jest. Czasem zachowuje się jak zapatrzone w siebie dziecko, ale gdy ktoś go potrzebuje to jest. Wspiera, pomaga, zatroszczy się. Jestem w nim zakochana po uszy. Nie umiem zapanować nad tym uczuciem i on też. Oboje się go obawiamy. Musiałby wydarzyć się cud, żeby nasz' związek' nie rozpadłby się przez media. One zawiniły trochę na rozpadzie małżeństwa moich rodziców i teraz się tego obawiam. Michael też jest królem, o którym robią wielkie sensacje, do tego on potrafi manipulować mediami. Potrafi być wyrachowany. Nadal nie rozumiem jak ten jeden człowiek potrafi mieć tyle twarzy. No jak? Raz unosi się dumą, staje się zimny i wielce obrażony, raz jest jak mały chłopiec. Niewinny, ciekawy i uroczy,  Innym razem stanowczym i poważnym geniuszem. Wie jak poprowadzić swoją karierę.
A jeszcze innym razem?...
Romantycznym, czarującym, opiekuńczym i troskliwym kochaniem, w którego ramiona chciałaby wpaść nie jedna kobieta. Potrafi szeptać czułe słówka, które sprawiają, ze mu ulegasz. Jesteś jego. Oddajesz się w pełni.
- Dlaczego milczysz?- Spytał zatrzymując się i spoglądając na mnie.
- Bo zastanawiam się, jakim cudem masz tyle obliczy- Michael spuścił głowę- teraz jesteś słodkim, troskliwym, nieśmiałym facetem..- Przyciągnął mnie do siebie, patrząc na mnie z żarem w oczach.
- A po chwili?

- Kochankiem, któremu jedno w głowie- Wybuchł śmiechem.
- Jesteśmy kochankami?
- No wiesz nadal mam ' męża'
- Już za niedługo- powiedział przełykając ślinę i zerkając na moje usta.
- Zrobisz to, czy będziesz mnie dalej torturował.
- Mając na myśli 'to’, o co ci chodziło?
- Nie udawaj idioty Mike!
- Nikogo nie udaje..Możesz mi pokazać, czym jest ' to' coś.
- Niech będzie panie idiota- stanęłam na palcach, po czym musnęłam jego wargi.
- Nie jestem idiotą- szepnął odwzajemniając. Całował mnie czule, jednak z każdym następnym pocałunkiem stawał on się namiętny i agresywny. Nasze wargi, ze sobą współpracowały. Michael przyciągnął mnie do siebie tak mocno, że nie umiałam złapać tchu. Pewne jest, ze gdyby mnie nie trzymał leżałabym teraz na ziemi.
Usłyszałam dzwonek telefonu. Mojego telefonu. Odsunęłam się od niego patrząc w oczy. Michael przygryzł wargę odsuwając się ode mnie. 
Pomimo iż do siebie tak nas ciągnęło, jeszcze ani razu nie powiedzieliśmy do siebie słowa ' Kocham cię' 
Wyciągnęłam telefon wciskając zieloną słuchawkę.
- Mamusiu? Jest z tobą Piotruś?- Dzwoniła Riley. Uśmiechnęłam się.
- Tak Piotruś jest ze mną- Michael spojrzał na mnie uśmiechając się szeroko.
- A przyjedzie do nas?
- Riley się pyta, czy ich odwiedzisz.
- Oczywiście.
- Zaraz będziemy- rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni.- No to musimy jechać.
- No to musimy jechać...
Posłałam mu słaby uśmiech kierując się w stronę samochodu.
- Lisie- spojrzałam na niego. Podszedł do mnie, odgarnął włosy i wyszeptał:
- Kocham cię- moje serce zabiło szybciej. Czekałam na to niemal od trzech miesięcy. I wreszcie to powiedział.
- Tez cię kocham.- Michael podarował mi czułego całusa w policzek i rzucił:
- Przepraszam za tą agresywność. Nie poznaje siebie.
- Mi się tam podobało- Uśmiechnął się dumnie, objął mnie ramieniem i rzucił:
- Wracajmy.
***
- Zginiesz marnie!- Wykrzyknęła Riley, gdy bawiliśmy się w gwiezdne wojny w salonie, nawalając się z mioteł. Lisa widząc to śmiała się jak wariatka a Ben, szukał miotły by móc do nas dołączyć.
- Giń karaluchu.
- To nie ta bajka Riley- powiedziałem opuszczając miotłę i przez swoja nieuwagę oberwałem w tyłek.- Niech ja cię złapie- rzuciła miotłę na ziemie i zaczęła biec. Na szczęście złapałem ja i zacząłem gilgotać.
- No, co jest?- Podnieś myśmy głowy. Koło nas stał Ben z miotłą- Koniec zabawy? Byłem po nią w piwnicy.
Wybuchłem śmiechem padając na dywan, co Riley wykorzystała, bo zaczęła mnie gilgotać. Śmiałem się jak głupi, a jak Ben postanowił jej pomóc, darłem się i błagałem by Lisa mi pomogła.
- Sorry Amigo.
- Pomóż potrzebującemu.
- Dzieci nie przerywajcie- zrobiłem obrażoną minę. Dzieciaki wybuchły śmiechem, a Lisa zakryła usta dłonią. Wstałem i podszedłem do niej.
- Zemszczę się- wyszeptałem. Tortury, jakie robiłem na Riley przeniosłem na Lisę. Uwielbiałem patrzeć na jej uśmiech, a jej śmiech był muzyką dla moich uszu.
Usiadłem na niej okrakiem pytając:
- Przeprosisz?
- Pomyślę.
- Co tu się dzieje?- Do salonu przyszła matka Lisy. Zeszedłem z niej siadając na kanapie i zerkając nieśmiało na, Priscillę, która mordowała mnie spojrzeniem.
- Mamo nie zabijaj wzrokiem Michaela.
- Rodzinka w komplecie- dogryzła. Westchnąłem spuszczając głowę.- Niegdyś był tu Danny.- Tym mnie dobiła. Poczułem się winny rozpadowi małżeństwa Lisy.
- ja będę uciekał- oświadczyłem wstając.
- Nie! Michael proszę nie- powiedziała smutno Lisa.
- Piotrusiu nie idź- poprosiły dzieci.
- późno już..Nie chce przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz- powiedziałem chórem dzieci.
- Pewnej osobie tak- spojrzałem na surową matkę Lisy.- Przepraszam, za najście.
- Jesteś z siebie zadowolona?- Warknęła Lis.
- Daj spokój- poleciłem.- To do kiedyś.
- Piotrusiu..czemu idziesz- wziąłem Riley na ręce.

- Bo muszę jutro wcześnie wstać.
- Znowu nie będziemy cie widzieć?- Powiedziała naburmuszonym głosem.- Nigdy nie zostaniesz naszym tatusiem. Popatrzyłem na nią zszokowany, z reszta Lisa też a mina Priscilli?
- Ojciec..Masz innego tatę nie pamiętasz- warknęła.- Przez twojego ' Piotrusia' go nie masz.
- mamo nie mów tak. Dobrze wiesz jak było i nie nastawiaj dzieci przeciwko Michaelowi...Zbierajcie się.
- Czemu?
- Nie będziecie z nią siedzieć.
- Zła babcia- powiedział Ben wymachując palcem. Zaśmiałem się- Nie oskarżaj naszego Piotrusia...Wiemy jak jest naprawdę..
Riley spojrzała na babcie i fuknęła pod nosem. Postawiłem ją na ziemię poszła na górę po swoje rzeczy.
- Lisa nie kłócicie się prze zemnie- poprosiłem patrząc w jej oczy.- Nie opłaca się- dodałem ciszej.
- Musi cię zaakceptować.
- Może kiedyś to zrobi...Uciekam- pocałowałem ja w policzek- Do widzenia.

Juz wsiadałem do samochodu, gdy usłyszałem za sobą:
- Michael czekaj- odwróciłem głowę i zobaczyłem Lisę z dziećmi. Podbiegły do mnie wtulając się we mnie.
- Obiecaj, ze wrócisz.
- Wrócę nie martwcie się..Jeszcze się pobawimy.
- Nie będziesz na nas zły.
- Na was? Nigdy...No juz wracajcie..Przeziębicie się- dodałem dając całusa w czoło Benowi i Riley. Dzieci pomachały mi i wróciły do domu, podeszła do mnie Lisa.
- Moja matka umie wszystko zepsuć.
- Nie wszystko.
- Czego nie zepsuje.
- Uczucia, jakim cię darzę- Zarumieniła się- Kocham cię- dodałem. Lisa stanęła na palcach i pocałowała mnie. Obróciłem nas tak, ze stała oparta o samochód.- Wariatka.
- Wariat..Nie przemęczaj się.
- Dobrze panie generale.
- Pani Generał.
- To gorzej..Kobiety są...
- Są?
- Uciekam całuski- szybko wsiadłem do samochodu.
- Pogadamy na osobności- dodała wesoło.
- Jakoś na pewno.
- Napaleniec.
- Nie myślałem o tym, ale jak chcesz.
Pokręciła rozbawiona głową, odpaliłem, po czym ruszyłem uśmiechając się do siebie. Co ja poradzę, ze zakochałem się w niej. Nie umiałem się oprzeć. To było silniejsze. Niby takie niewinne uczucie kwitło, a czuje, ze wiele pozmienia. I niech Priscilla nie myśli, ze się poddam. Będę z Lisą, a po trasie się jej oświadczę.

' I to jest myśl'


No cześć. Jak widzicie udało wstawić mi się notkę o MIchaelu i Lisie. Nie wiem czemu taka wyszła, słuchając piosenki Always On My Mind..tak jakoś udało mi się ją napisać. Ostatnio ciągle słucham Elvisa. Ale tak szczerze podobała wam się notka? Nie wiem czy mi się uda, ale postaram się wrzucić też 10 rozdział, ale nic nie obiecuje. 
Przepraszam za wszystkie błędy.
Pozdrawiam

P.S Jeśli ktoś nie widział to na Another Story  pojawił się Epilog Believe In Ghost, wiec jak ktoś go nie czytał..serdecznie zapraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz