środa, 2 września 2015

I'm Here With You, Rozdział 6

Piosenka może nie dobrana, ale to moja ukochana piosenka. Uwielbiam ją.

* Oczami Lisy.

 Jak zwykle mieliśmy iść na koncert The Jackson 5. Nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę Michaela. Był zabawny i przystojny, on, jako jedyny miał coś w głowie. Nie zabawiał się z fankami. Był wobec nich fair. To nie jego wina, ze wszystkie mdleją na jego widok.
- Lisa..Idź po Elvisa- poleciła mama, kiedy podjechałyśmy samochodem, pod willę mojego tatusia. Pokiwałam głową, odpięłam pas, po czym wysiadłam z samochodu. Wbiegłam po marmurowych schodkach, po czym nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
- tatusiu...Już jestem- wykrzyknęłam wesoło. Zdjęłam swój czerwony płaszczyk, po czym udałam się do salonu- Tato? Tato jesteś tu?- Wykrzyknęłam zaniepokojona. Odpowiedziało mi moje własne echo. Przełknęłam ślinę i postanowiłam nie panikować, popatrzyłam w kierunku schodów, po czym weszłam na górę. - Tatku?- Zajrzałam do jego sypialni. Zobaczyłam jego gitarę, i uśmiechnęłam się do siebie.
' No tak tato obiecał, ze zagra coś chłopaka'
- tato przestań się ze mną bawić to nie jest śmieszne- przeszukałam już chyba wszystkie pokoje. Z każdym następnym niepokój rósł coraz bardziej. ' łazienka' Zacisnęłam usta i podeszłam do drzwi z łazienki i zapukałam. Nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam do środka. Chciałam wejść dalej, lecz zatrzymałam się z ręka na klamce. Mój ukochany tato leżał na ziemi, z zamkniętymi oczami. Szybko podbiegłam do niego i zaczęłam delikatnie potrząsać jego ramię- tato? Tato nie śpij...Obudź się- byłam coraz bliższa łez. Wstałam i rozejrzałam się dokoła.' Co robić?' ' Co mu jest?'
Spojrzałam na tatę i wybuchłam płaczem przytulając się do niego.- Tato nie opuszczaj mnie słyszysz...Tato! Obudź się- po moich bladych policzkach zaczęło spływać coraz więcej łez.
- Lisa gdzie jesteś- usłyszałam zdenerwowany głos mamy.- Za chwile..- Zatrzymała się widząc ten sam widok, co ja- Jezus Maria- podbiegła do tatusia i przyłożyła mu palce do szyi.- Lisa przynieś mi telefon.
Zerwałam się i wbiegłam do sypialni taty. Wzięłam jego telefon i wróciłam do łazienki. Podałam go mamie.
- Lisa zadzwoń i powiedź, że mają szybko przyjechać.
- Co jest tatusiowi?
- Lisa
- Co z nim jest!? Dlaczego on śpi- wytarłam łzy z policzków.
- Daj telefon- wzięła go ode mnie i wybrała szybko numer.

Patrzyłam na to, zalewając się łzami. Zadawałam sobie tysiące pytań. ' Co mu jest?' ' Dlaczego się nie budzi?' ' Przecież wczoraj wszystko było okej'
Karetka przyjechała po dziesięciu minutach. Podczas gdy mama i ratownicy byli w łazience, ja siedziałam z podkulonymi nogami na łóżku, płacząc  wniebogłosy. Postanowiłam zobaczyć, co się stało. Tak by mama mnie nie zauważyła zerkałam, co się dzieje.
- Przykro mi- oświadczył ratownik.
' Dlaczego mu jest przykro do cholery?'- Nie żyje.
- Co...Co...Jak to- wpadłam do łazienki. Mama wstała i podeszła do mnie- Czemu on tu leży i się nie rusza!- Wykrzyknęłam. Podbiegłam do taty i się mocno przytuliłam- Tatusiu! Tato...
- Lisa chodź- mama odciągnęła mnie na stronę. Szarpałam się, ale jej uścisk był jakby ze stali. Wtuliłam się w nią wybuchając płaczem.
' Tato nie odchodź!'

Zerwałam się, ciężko dysząc. Byłam cała spocona, a moja klatka piersiowa opadała szybciej niż powinna. Do oczu napłynęły mi łzy. Starałam uspokoić oddech, ale nie umiałam. Nie wytrzymałam. Wybuchłam płaczem. Znów to do mnie wraca...Znowu będzie straszyć mnie po nocach. W uszach ciągle słyszę swoje prośby kierowane w stronę taty by nie odchodził. Rzuciłam kołdrę na bok i zerwałam się z łóżka. Weszłam do salonu, gdzie zastałam Dannego na kanapie. Po naszej wczorajszej kłótni...Obraził się wielce, bo powiedziałam mu prawdę. Chciałam go obudzić, ale wtedy w głowie usłyszałam.
' Michael'
Podbiegłam w stronę przedpokoju. Co tam, ze jestem w piżamie. Ubrałam czarny płaszcz i czarne adidasy, po czym wybiegłam z domu. Weszłam do swojego czerwonego kabrioletu i włożyłam kluczyki do stacyjki.
' A może nie powinnam?'
' Tylko na nim możesz polegać'
Odpaliłam, po czym ruszyłam.
* Oczami Michaela.

Siedziałem w swoim biurze, bo jak zwykle nie umiałem spać. Pełnia mi w tym nie pomagała. Westchnąłem, po czym odłożyłem kartki na biurko wstając i podchodząc do okna. Popatrzyłem na księżyc i uśmiechnąłem się do siebie. Uwielbiałem patrzeć na księżyc. 
Postanowiłem wyjść na dwór i zaczerpnąć świeżego powietrza.
' Co tam, ze jest grubo po trzeciej'
Po cichu zszedłem na dół, po czym wyszedłem na zewnątrz głęboko oddychając. Ruszyłem w kierunku bramy. 
' Co gdyby tam nawiać na chwilę?'
' Zostałbyś ochrzan stulecia'
' To ja jestem ich szefem'
' Psychopatycznym szefem'
Przewróciłem oczami, gdy nagle zmarszczyłem czoło. Pod bramę podjechał jakiś czerwony samochód. Nie, nie jakiś. Od Lisy. Wysiadła z niego i podbiegła do bramy.
- Lisa...Co tu robisz?..
- Mogę wejść?

Po piętnastu minutach siedzieliśmy u mnie w biurze, z kubkami herbaty. Lisa otulona kocem, nie odżywając się ani słowem. Przyglądałem się jej uważnie. Co ją skłoniłoby tu przyjechała?
- Bardzo cię przepraszam- wyszeptała, wreszcie podnosząc na mnie swój wzrok.
- Za co?
- Za to, ze w nocy cie nachodzę.
- Nie jestem zły- uśmiechnąłem się nieśmiało, po czym usiadłem obok niej.- Ale chce wiedzieć, co się stało...
- Nie chce tego...Będziesz się śmiał.
- Z czego?
- Z tego, co ci powiem- uśmiechnąłem się- Już się śmiejesz.
- Ja nawet nie wiem, z czego mam się śmiać.
- Ale...Uznasz mnie za wyrośnięte dziecko.
- Powiedziałaś dziecku- zaśmiała się- A więc?

Lisa westchnęła, po czym spojrzała na mnie i zaczęła opowiadać, o tym, co w ostatnim czasie się u niej dzieje. O wiecznym przegadywaniu się z matką, o kłótniach z Dannym, o tym, ze Riley ostatnio zamknęła się w sobie... Aż doszła do tematu jej ojca. Miała łzy w oczach, gdy opowiadała, wszystko po kolei. Byłem wzruszony...Nie wiedziałem, że...Okej znalazła go...To musiała być trauma, ale nigdy dłużej nie zastanawiałem się, nad tym, co ona czuła...Jaki to był dla niej szok. Nawet do niej nie zadzwoniłem! Nie wsparłem!
' Taki ze mnie przyjaciel'
- Wiem ... To głupie.
- walce, ze nie- popatrzyła na mnie zaskoczona- Przeszłaś...Coś okropnego...Nikt nie chciałby być w twojej sytuacji...Byłaś dzieckiem...
- Ale minęło tyle lat..
- Ale to nadal bolesny temat dla ciebie... W szczególności, ze zbliża się ten dzień- spuściła głowę.- Lisa nie masz się, czego wstydzić...Boże dziewczyno tak strasznie mi przykro...Przepraszam.
- Za co?
- Za to, ze nie zadzwoniłem. Nawet nie przyszedłem na pogrzeb.
- Miałeś trasę.

- No i co z tego? Jaki ze mnie przyjaciel skoro...- Przyłożyła mi palec do ust.
- Dla mnie liczy się, ze jesteś...Tu i teraz... Ze wspierasz mnie i pocieszasz... Ze rozbawiasz...I dajesz wiarę i nadzieję, na lepsze jutro- przygryzłem wargę.
- Dla mnie ważne jest to, co jest tu i teraz?
- A co jest?
- Jackson- zachichotałem- Pomyślmy jakaś rozhisteryzowana dziewczyna wpada do ciebie o trzeciej nad ranem, do tego brudzi ci koszulę, zwierza ci się i popija sobie najlepsza herbatę, jaką kiedykolwiek piła- zaśmiałem się- A ty się pytasz, co jest tu i teraz?
- Nom...Geniuszem nikt się nie urodził.
- Ty na pewno geniuszu- oboje wybuchliśmy śmiechem- Dziękuje ci.
- Za co?
- Za to, ze porostu jesteś.
- zawsze będę- Lisa pocałowała mnie w policzek, poczułem jak się rumienię. Spuściłem głowę. Złapała mnie za mój podbródek i podniosła głowę do góry. Mogłem przez chwilę patrzeć w te jej piękne zielone oczy. 
- Masz swoje życie, jednak znajdujesz czas na moje głupie babskie paranoje.
- To nie są paranoje. To ból siedzący głęboko w tobie...Już dawno powinien ktoś cię wysłuchać byś poczuła się lepiej. Powinni ci pomóc.
- Nikt nigdy nie chciał mi pomóc..
- Bo byli głuszy na twoje wołanie...Jesteś wciąż tą małą kochaną dziewczynką, która kibicowała mi w grze w karty...Tylko udajesz twardziela- Lisa zaśmiała się przez łzy- Jesteś niezwykła Liso Marie.
- Powiedział pan niezwykły.
- Nie psuj tej romantycznej chwili- Lisa wybuchła śmiechem- No i popsuła...Zero romantyzmu...
- Od kiedy jesteś taki romantyczny?
- od pięciu minut- [ponownie zaczęła się śmiać- na serio.
- Serio, serio?
- Serio przez wielgaśne 'S'.
- Ale na pewno.
- Nom.
- Nom?
- Nom- zaśmiałem się.
- Co to za skróty.
- Normalne...Nie żyj w średniowieczu...bosz...Jak ty byś dała radę przy Jordanie, który ciągle wymyśla jakieś skróty.
-Michael...Słuchaj...Wiem może jestem przewrażliwiona...Ale..Nie uważasz... że ojciec Jordana trochę dziwnie się zachowuje.
- Nie...Nic nie zauważyłem.
- Michael...Nie chce nic mówić...Ale on jest podejrzany.
- Liso...Teraz wpadasz w paranoje- zaśmiałem się- Ufam mu w pełni.
- No właśnie...Trochę nie za mocno.
- Lisa, o co ci chodzi.
- Jego ojciec się ostatnio dziwnie nie zachowywał...Nie uważasz...Miej go na oku.
- Dobrze...Prze pani...Choć ululam cię do snu- dała mi sójkę w bok.
- Może lepiej będzie..
- Nie kończ...I tak rano mieliśmy się spotkać...Plus- popatrzyłem na jej uroczą piżamę w serduszka, przez co zawstydziła się- I tak masz piżamę.
- Ha ha ha...
- Śliczna piżamka- wstałem i skierowałem się w stronę wyjścia- idziesz.
- Ja też będę nabijać się z twojej piżamki w dinozaury.
- Nie mam takiej.
- To ci kupię a potem cię w nie ubiorę.
- Liso...Ty chcesz się do mnie dobrać- Lisa załamana westchnęła a ja wybuchłem śmiechem.

* Oczami Lisy.

No, co za...Ach...Niech się śmieje. Ja się zemszczę. Pożałuje...Oj tak. Oparłam się o ścianę, przyglądając mu się z uwagą.
- uspokoisz się?
Pokręcił głową, chichocząc.- W takim razie zegnam/.
- Nie idź.
- To się ogarnij.
- Sama się ogarnij- podniosłam jedną brew- Oboje się ogarnijmy...Chodź.

Po niespełna dziesięciu minutach siedziałam pod ciepłą kołderką a obok mnie ta rozchichrana małpa. Niech się śmieje...To on będzie miał pełno zmarszczek. Nie ja! Z resztą...Lubię, gdy jest blisko mnie.
- Michael?
- Hę?
- Co będziemy jutro robić?
- Spać do dwunastej.
- Ha...Jeszcze jakbym tak umiała.
- Nauczę cię- uśmiechnął się szeroko.
- Zaśpiewasz mi coś.
- Razem zaśpiewajmy.
- Nie.
-0 Tak.
- Nie.
- Tak. TAK.TAK.TAK.TAK.TAK.TAK.TAK...
- Płyta ci się zacięła czy jak.
- Tak...- Zarechotaliśmy
- No to, co mamy zaśpiewać...
- Może wymyślimy coś razem?
- Na pisanie piosenek cię wzięło?- Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
-, Czemu by nie- usiadł po turecku...- Wybierzmy temat.
- To nie kalambury małpo.
- Zamknij się szujo- walnął mnie z poduszki, czym mu oddałam.

- Okej zaczynam..
Minął kolejny dzień
Wciąż jestem sam
Jak może tak być
Nie ma cię tu ze mną
Nigdy się nie pożegnałaś
Niech ktoś powie dlaczego
Czy musiałaś odchodzić
I zostawić mój świat takim chłodnym..
Postanowiłam się przyłączyć. usiadłam i zaczęłam nucić:

Co dzień siadam i zadaję sobie pytanie
Jak miłość mogła tak przemknąć
Coś szepcze mi do ucha mówiąc
"Nie jesteś sam
Jestem tu z Tobą
Chociaż jesteś tak daleko
Jestem tu z tobą"
Uśmiechnęliśmy się do siebie, Michael przygryzł wargę, przez co poczułam jak się rumienię.
- Niezły z nas duet- oświadczył nieśmiało.
- Właśnie napisałeś piosenkę.
- Napisaliśmy.
- Ja tylko..
- No, co tylko szujo.
- Zamknij się małpo.
]- Jak ja cię- rzucił się na mnie i zaczął gilgotać. Śmiałam się  wniebogłosy, ale postanowiłam, ze nie będę go przepraszać. Wytrzymam.
- Boże Lisa, jaka z ciebie silna babka jest- usiadł na mnie okrakiem.
- A co myślałeś... że dzika?
Michael uśmiechnął się łobuzersko, po czym odchrząknął.
' Erotoman'
- W pewnych sytuacja...
- nawet nie kończ.
- A jak skończę?
- To dostaniesz w łeb, spadniesz z łóżka i zrobisz Bum Bum Bum.
- Dość długo będę z niego spadał.
- Widzisz.
- Będę latał....I BELIEVE I CAN FLY!
- Ucisz się...Spać chce...Chodź tu moja poduszko- Michael zsunął się ze mnie, po czym położył się obok mnie. Wtuliłam się w niego kładąc głowę na jego torsie.- Wiesz...Czasem mi się wydaje.
- Ze nic się nie zmieniło.
- Dokładnie...Tyle, ze to nie jest prawda...Wiele się pozmieniało.
- Wszystko się zmienia. My się starzejemy, jedni umierają drudzy się rodzą...Zmienia się kolor drzew...
- Jakie filozoficzne myślenie.
- Czyli norma.
- Czyli norma...Wiesz, co...Ja cieszę się, ze to się pozmieniało.
- Dlaczego?
- Bo teraz...Sami decydujemy o swoich wyborach.
- Wiem zdechlaku!

- Odwal się...Dobranoc!

- Dobranoc.
- Karaluchy...
- Zamknij się...Nie chce nic słyszeć o robalach.
- Lisa  boi się robali...Lisa boi się robali.
- I co w tym śmiesznego?
- szczerze sam nie mam pojęcia.
- wy faceci kurde tacy nie zniszczalni jesteście.
- E też się boimy wielu rzeczy.
- CELIBATU!
- Ej ja nie myślę tylko o..
- W niektórych sytuacjach jesteś na pewno dzika...Hymn...
- Czyli to prawda.
- Niewyżyty misiaczek.
- No widzisz.
- Brooke ci już nie starcza.
- Nie jestem z Brooke.
- Czemu
- Jesteśmy przyjaciółmi.
- Przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie istnieje..
- To znaczy, ze mamy ze sobą romans?

' To znaczy, że rośnie w nas uczucie, o które nigdy nie powinno się pojawić...'

"Człowiek jest od­po­wie­dzial­ny nie tyl­ko za uczu­cia, które ma dla in­nych, ale i za te, które w in­nych budzi. "

Hej. I jak? Podobała wam się kolejna notka? Dla mnie nie jest najlepsza. Nie za bardzo mi się podoba. No, ale trudno. Jak u was minął wam dzień? Bo mi okropnie...dodaję notkę, bo miałem ją napisaną i nie chciałem byście musieli czekać na kolejną notkę trzy miesiące. Kiedy nowe Believe In Ghost...czy reszta stamtąd ? Nie wiem...nic wam nie obiecuje...tak jak wspominałem...nie jest łatwo pogodzić tyle blogów, i szkoły, plus przygotowań.
Nie wiem...nie wiem co będzie z blogiem...dam wam znać.
P.S co to ' You Are Not Alone' wiem, ze postała inaczej, ale jakoś tak mi się napisało. Mam nadzieję, ze nie macie mi tego za złe?
Przepraszam za błędy
Pozdrawiam
Mike

6 komentarzy:

  1. Cóż, tak myślałam, że będziesz miał problem :c
    Notka niesamowita!
    Czekam na więcej :3
    Dzień jak co dzień. Zamiana klasami, zgubienie się, kartkówka z geografii :ccc
    Zaczynam się bać, tejże szkoły xDDDDD
    No nic, zobaczy się co potem ^^
    Pozdrawiam i życzę Ci weny!
    Susie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Szczerze? Tej prawdziwej Lisy nie lubię xd Ale tą Twoją da się lubić. XD
    YANA! Mega *.* Haha Nie ma to jak jechać w nocy do Michaela xD
    Czekam na nn! XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej zdechlaczku!
    Wybacz, że komentuję dopiero teraz, choć w prawdzie notkę przeczytałam wczoraj.
    Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Wiesz... Już od wczoraj mam ogrom zaległości do nadrabiania i nauki więc jakoś nie było kiedy.
    Właśnie zauważyłam, że nie jesteś w humorze. Widocznie szkoła równie bardzo daje Ci w kość już od samego początku. Ja dziś dostałam rozpiskę godzin zajęć indywidualnych i trochę się załamałam. Ale nie będę gadać o sobie i przynudzać. Mam nadzieję, że uda Ci się pogodzić obowiązki szkolne z blogami chociaż w pewnym stopniu i nie opuścisz nas tak na zawsze.
    Notka doprawdy urocza. Na początku myslałam, że po prostu cofnąłeś się by opisać wydarzenie z przyszłości, ale gdy zorientował się, że to sen, kompletnie mnie zatkało. Świetnie to opisałeś, czułam się jakbym tam była i do oczu zwyczajnie napłynęły mi łzy. Dobrze, że Lisa może polegać na Michaelu.
    Wierzę w Ciebie i mam nadzieję, że ciąg dalszy pojawi się niedługo. Życzę Ci powodzenia w szkole, więcej wolnego czasu (ja osobiście piszę ostatnio tylko nocami) no i pozdrawiam serdecznie.
    Twoja spóźniona psychofanka (postaram się być bardziej na czas), Alex :)
    P.S. Daj znać jak żyjesz, czy śpisz i czy dajesz sobie radę, bo nie chcę mieć wyrzutów sumienia, że mój Zdechlak się wykończy pisząc notki na nasze życzenie. Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej Chłopaczku! :*
    Za co ja miała bym sie na Ciebie gniewolić? Chyba za niewinność! W ogóle ostatnio mam mało czasu na czytanie, pisanie. Wybacz mi! Teraz postaram sie być na bieżąco :*.
    Notka cudna. Szkoda mi Lisy. Nie chciałabym zobaczyć .. No wiesz. To jest chyba mój największy strach. Ale nocne wieczory z Jacksonem zawsze z spoko!
    Czekam z niecierpliwością na rozwój wydarzeń. Rozumiem Cię jeśli chodzi o opowiadania, a raczej brak czasu na je pisanie. Ja mam sama problemy z dwoma, a co dopiero z kilmkoma dlatego Cię podziwiam. Życze mase wenny. Pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń